Nasza podróż nabierała tempa. Z dziczy (#2) wróciliśmy do cywilizacji i podkręciliśmy tempo. Piza, Siena, Florencja, Bolonia, Werona, Peschiera del Garda, Bergamo… Ready, steady, go!
La Spezia, dworzec kolejowy. Rzut oka na mapę. Południe, Siena. To nasz kierunek. Ale co my tu widzimy? Po drodze jest Piza. Szybka burza mózgów, z której wykrystalizował się genialny plan. Bilet na pociągi regionalne jest ważny 6 godzin od momentu skasowania – można się przesiadać dowolną ilość razy, byle wyrobić się w tym czasie. Sprawdziliśmy połączenia i tak ustawiliśmy trasę, żeby na jednym bilecie dotrzeć do Sieny i mieć w Pizie trzy godziny na zwiedzanie, co w zupełności odpowiadało naszym potrzebom.
Spis treści
Piza
Jak wygląda Piza każdy widział. A przynajmniej jej główną atrakcję – krzywą wieżę. Trzeba przyznać, że chociaż nieprawdopodobnie oblężona, to jednak robi wrażenie. Wydaje mi się, że kluczem do jej sukcesu jest idealnie przycięta, niesamowicie zielona trawa okalająca puste przestrzenie całego kompleksu. Gdyby plac był wyłożony np. jasnym kamieniem, cały efekt białego marmuru nie uderzałby tak silnie.
Wrażenie robią także turyści, którzy setkami podpierają wieżę do sweet fotek.
Poza tym, co tu dużo mówić, w Pizie nie ma wiele do zobaczenia. Nagraliśmy parę ujęć Amebie, (która z niewiadomych powodów wzbudzała wielkie zainteresowanie u Japończyków) i zgodnie z planem ruszyliśmy dalej.
Siena
Kompletnie nie wiedzieliśmy czego możemy się tu spodziewać, ale szybko okazało się, że jest najbardziej klimatyczne ze wszystkich włoskich miast, jakie do tej pory mieliśmy okazję oglądać. Średniowiecze wyłaziło z każdej ściany, z każdego okna czy latarni.
Przeniosłem się w czasie. Naprawdę. W tym miejscu mała dygresja. Zastanawialiście się kiedyś skąd biorą Wam się krajobrazy, miejsca, otoczenie, które wyobrażacie sobie czytając dobra książkę? Nasz mózg musi generować te obrazy z naszych wspomnień, które siedzą sobie w naszej podświadomości i nigdzie się nie wybierają. I chociaż na zawołanie za nic nie jesteśmy w stanie przywołać sobie tych obrazów, we śnie, lub właśnie podczas czytania, są one super dokładne, rzeczywiste, 3D pełną gębą. Jestem przekonany, że od 17go listopada 2013 roku wszystkie książki, w których akcja toczy się w średniowieczu, w mojej głowie będą rozgrywały się w Sienie.
Średniowieczny klimat to pierwsza gwiazdka dla Sieny. Druga to katedra (duomo). Nie pokażę Wam zdjęcia, bo sam też go wcześniej nie widziałem. Nie miałem pojęcia, że Siena w ogóle ma jakąś wielką katedrę. Dlatego kiedy przez przypadek trafiliśmy na plac na którym stała zostaliśmy wbici w ziemię. Majstersztyk, cudo, geniusz.
Idziemy dalej, zaledwie kilkadziesiąt kroków i jesteśmy na Piazza del Campo jednym z najpiękniejszych placów europejskich miast z Palazzo Pubblico i Torre del Mangia – gwiazdka trzecia.
Plac zbudowany jest na planie… muszli, a wieża ma ponad 100 metrów. Wszystko XII, najpóźniej XIII wiek! Żeby tego było mało to właśnie na tym placu dwa razy w roku odbywają się słynne wyścigi konne Palio. 17 dzielnic wystawia swojego reprezentanta i walczy o zwycięstwo. Oni naprawdę tym żyją, to nie jest zwykła atrakcja pod turystów. I tak od kilkuset lat! Jeszcze jeden smaczek. Konie i jeźdźcy podczas wyścigu noszą herby i barwy swoich dzielnic. To jest dopiero smaczek! Przypominam, że jest XXI wiek! Alfabetycznie. Aquila (Orzeł), Bruco (Gąsienica), Chiocciola (Ślimak), Civetta (Sowa), Drago (Smok), Giraffa (Żyrafa), Istrice (Jeżozwierz), Leocorno (Jednorożec), Lupa (Wilczyca), Nicchio (Muszla), Oca (Gęś), Onda (Fala), Pantera (Pantera), Selva (Las), Tartuca (Żółw), Torre (Wieża) i Valdimontone (Baran). Siena rządzi!
Oczywiście gwiazdek w Sienie jest duuużo więcej. Ale oczywiście nie będę ich wszystkich opisywał. Zrobiłem Wam smaka (mam nadzieję) teraz jedźcie i zobaczcie sami.
Następny przystanek? Florencja. Zamierzaliśmy dojechać tam stopem, dlatego ze Sieny na piechotę ruszyliśmy w nocny spacer wzdłuż wylotówki w poszukiwaniu miejsca do rozbicia namiotu. Oczywiście wcześniej rozważaliśmy kilka miejscówek jeszcze w starym centrum (np. między żywopłotem a murkiem przy katedrze) ale ostatecznie nie znaleźliśmy nic idealnego żeby ostatecznie wylądować w pięknym gaju oliwnym za miastem.
Byliśmy w Toskanii, dlatego nie chcieliśmy się spieszyć. Łapaliśmy stopa na podrzędnych drogach, przemieszczając się od miasteczka do miasteczka, czasem całkowicie zmieniając kierunek i podziwiając piękne krajobrazy. Pola, zamki, ufortyfikowane miasteczka i bardzo mili ludzie. Inaczej patrzy się na życie kiedy kierowca, który kilka minut temu zabrał Cię z drogi, zostawia dwóch facetów w swoim nowym samochodzie z kluczykami w stacyjce i idzie do sklepu. Albo kiedy zatrzymuje Ci się starsza Pani, która chociaż nie umie mówić po angielsku, w końcu jakoś dochodzi do tego, że zna Jerzego Stuhra. I chociaż każdy napotkany kierowca twierdził, że we Włoszech nikt się nie zatrzymuje, na stopa najdłużej czekaliśmy kilkanaście minut. Na pewno swoją robotę zrobiła też Ameba.
W końcu trafiliśmy na kierowcę, który jechał do Florencji. Bardzo miły człowiek. Powiedział, że wysadzi nas w świetnym miejscu, z którego widać całe miasto – na placu Michała Anioła. Nie mylił się…
Florencja
Cudeńko. Było o książkach będzie i o grach. Akcja jednej z najbardziej popularnych gier przygodowych ostatnich lat Assassin’s Creed II rozgrywa się właśnie we Florencji. Kierując doskonale wyszkolonym i niesamowicie sprawnym zabójcą możemy wędrować po niesamowicie wiernie odtworzonym mieście, wspinać się na najwyższe wieże, kościoły i kamienice, a nawet z nich skakać lądując pewnie na wozach z sianem. Naprawdę polecam najpierw odwiedzić Florencję samemu, a potem pograć chwilę w tę grę (albo odwrotnie), wspiąć się na szczyt kopuły katedry, pochodzić po dachach, odwiedzić uliczki, do których normalnie byśmy nie doszli.
Dzień wcześniej (korzystając z supportu z Polski, dzięki Picek) zarezerwowaliśmy przez Internet nocleg w hostelu (za około 20 zł za noc). Był to nasz pierwszy i ostatni nocleg w cywilizowanych warunkach podczas tej wyprawy. Mając możliwość skorzystania z prysznica i zostawienia plecaków, przysposobiliśmy się do zwiedzania z jeszcze większym zapałem niż zazwyczaj.
Florencja jest piękna. Katedra urywa głowę. I chociaż klimatem ustępuje Sienie to szerokie arterie i renesansowe kamienice nikogo nie zawiodą.
Czasem warto także odwrócić wzrok od od głównych atrakcji i przyjrzeć się na pozór normalnym rzeczom, a jednak innym niż na co odzień przyzwyczailiśmy się oglądać. Zwykłe znaki drogowe, nadal pełnią swoją funkcję, ale potrafią przywołać na twarz uśmiech.
Oczywiście nie obejrzycie tu zdjęć atrakcji Florencji 😉 Trzeba jechać i zobaczyć na własne oczy. Nie tak prosto.
Nie potrzebowaliśmy nigdy więcej czasu niż jeden dzień (i noc) na zwiedzanie miasta. Zdążyliśmy poczuć klimat, zobaczyć największe atrakcje, odkryć trochę perełek i ruszaliśmy dalej nie przesycając się jednym miejscem. A ponieważ mieliśmy jeszcze tylko dwa dni do dyspozycji ruszyliśmy dalej. Kolejny cel: Bolonia.
Z Florencji nie było bezpośredniego połączenia pociągami regionalnymi z Bolonią, dlatego postanowiliśmy złapać stopa, pierwszy raz na autostradzie. Stanęliśmy tuż za znakiem „NO AUTOSTOP” i próbowaliśmy szczęścia stresując się za każdym razem (a było ich w sumie prawie 10) kiedy przejeżdżał obok nas radiowóz Policji czy Carabinieri. Na szczęście ani jedni ani drudzy nas nie zgarnęli, za to zrobił to pewien miły Włoch, który podwiózł nas do pobliskiego miasteczka Prato. Biorąc pod uwagę, że przez dwie godziny (w deszczu) przejechaliśmy tylko kilkanaście kilometrów zdecydowaliśmy się, że dalej łapiemy już bezpośrednie Regio do Bolonii. I jak się okazało, była to doskonałą decyzja…
Bolonia
W Bolonii zameldowaliśmy się późnym popołudniem.
Po krótkiej wizycie na uniwersytecie i bardzo ładnym rynku postanowiliśmy znaleźć krzywe wieże. Trzeba Wam wiedzieć, że takich krzywych wież jak w Pizie we Włoszech wybudowano w sumie prawie dwie setki, a Bolonia posiada ich kilka, w tym jedną ponad stumetrową.
Obeszliśmy ją dookoła, stwierdzając, że chyba nie da się wejść na górę. Kiedy już mieliśmy odpuszczać dojrzeliśmy małe drzwiczki, a za nimi kasę. 3 euro (w Pizie 18-cie) i 498 schodów do pokonania. Nie było lekko, ale widok, który zastaliśmy na górze wygrywał wszystko.
Przez przypadek trafiliśmy na idealny moment, w którym słońce wyszło spod zasłony chmur, ale nie zdążyło się jeszcze schować za horyzontem. Tyle wygrać…
Na górze siedzieliśmy z rozdziawionymi gębami aż zrobiło się ciemno. Tego dnia już byliśmy wygranymi, dlatego bez pośpiechu udaliśmy się na spacer po mieście, polując na coś ciekawego do zobaczenia. Byliśmy głodni, pesto i mozzarella były na wykończeniu, więc sporo uwagi poświęciliśmy na targ i wystawy sklepowe oferujące smakołyki jakie nawet nam się nie śniły. Nie dość, że uwielbiam włoską kuchnię to jeszcze ichniejsze sklepy są zrobione tak apetycznie, że chciałoby się rzucić na te wiszące świńskie udźce i obgryźć je do kości. Zanim obejrzycie poniższe zdjęcia polecam coś zjeść.
Oczywiście koniec końców nie obrabowaliśmy banku i nie zakupiliśmy udźca, ale uzupełniliśmy prowiant o kolejną porcję kaki, mozzarelli, pesto genovese i chianti. Żeby nie trudzić się wychodzeniem na wylotówkę w stronę Werony i móc spokojnie znaleźć miejsce do rozbicia namiotu wsiedliśmy w pociąg i wyjechaliśmy 3 stacje za Bolonię.
Z nową tabliczką Ameba bardzo szybko zatrzymywała kierowców, więc do Werony dotarliśmy bez problemów.
Werona
A co w Weronie? Oczywiście balkon Julii na który wspinał się Romeo,
bardzo dobrze zachowana arena,
upragniony, włoski obiad w restauracji
i wspaniałe kościoły. W ogóle podczas tego wyjazdu kościoły i katedry stanowiły dla mnie jedne z największych atrakcji, chociaż zazwyczaj ich architektura i wnętrze mnie nie powalały.
Tego wieczoru, kiedy staliśmy na środku placu przed katedrą w Weronie podeszła do nas kobieta, elegancko ubrana, około 50 lat i zapytała czy mówimy po włosku. Kiedy powiedzieliśmy, że płynnie ale po angielsku, przeszła na ten język i powiedziała, że jeśli chcemy zobaczyć coś interesującego to musimy iść w tamtą uliczkę, skręcić w lewo i na końcu znajdziemy piękny, renesansowy dziedziniec, po czym życzyła nam szczęścia i poszła w swoją stronę. Zdębieliśmy. Oczywiście skorzystaliśmy z jej wskazówek odkrywając kolejną perełkę w Weronie do kolekcji.
Ale musimy cofnąć się jeszcze do godziny 16:30. Wtedy to, spacerując sobie spokojnie do kolejnego pięknego kościoła zauważyliśmy, że niebo robi się pomarańczowe, jak wczoraj w Bolonii.
Po drugiej stronie rzeki zauważyliśmy wzgórze, z którego mogliśmy zobaczyć panoramę miasta. Nie zastanawialiśmy się długi tylko po sytym obiedzie, z plecakami na plecach, sprintem puściliśmy się po schodach wiedząc, że jak się nie pospieszymy może być po wszystkim. Zdążyliśmy…
Myślę, że komentarz jest zbędny. Staliśmy jak zaczarowani aż Słońce całkowicie nie schowało się za horyzontem. W pewnym momencie podeszło do nas dwóch policjantów. Odruchowo założyliśmy, że coś zrobiliśmy nie tak i będą problemy, ale okazało się, że Panowie mają po prostu interes. Spytali czy robiliśmy zdjęcia, bo widzieli, że musiał być niesamowity widok, ale nie zdążyli urwać się ze służby żeby go zobaczyć na własne oczy. Kiedy pokazaliśmy im nasze zdjęcia podali nam maila i poprosili żeby wysłać je im jak wrócimy do Polski.
Nocleg zaplanowaliśmy podobnie jak dzień wcześniej. Wyjechaliśmy pociągiem kilka stacji do miejscowości Peschiera del Garda. Położone nad jeziorem Garda miasteczko okazało się nie lada atrakcją turystyczną. Tak wygląda z góry:
Po krótkim zwiedzaniu powstało pytanie, gdzie tutaj rozbić namiot? Stwierdziliśmy, że jak się bawić to się bawić i noc spędzimy w zalesionym bastionie na murach. Zamaskowaliśmy Dazzlera II pod wierzbą płączącą i voila!
Następnego dnia planowaliśmy na stopa dotrzeć do Mediolanu, ale zatrzymał nam się kierowca, który jechał bezpośrednio do Bergamo. Skorzystaliśmy z okazji. Po krótkim zwiedzaniu zaczął padać deszcz, morale spadło. Postanowiliśmy zajrzeć do pobliskiego muzeum, ale w kasjer poinformował nas, że wieża, na którą planowaliśmy wejść jest zamknięta. Zaczęliśmy debatować co teraz. Trochę brakowało pomysłu. W tym momencie kasjer, który wcześnie obsługiwał nas płynną angielszczyzną, zapytał po polsku: Cześć chłopaki, może pomóc?
Ostatecznie zostaliśmy w ciepłym muzeum przez dłuższy czas, rozmawiając z naszym „wybawcą” o sztuce, podróżach i życiu we Włoszech.
Nadszedł czas na wielki finał wyprawy. Jak pewnie część z Was już zauważyła jestem fanatykiem pizzy. Nie mogliśmy więc zakończyć jej inaczej jak w ten sposób. W dodatku nasz ostatni kierowca, bardzo polecał nam jedną z pizzerii Bergamo, do której drzwi zresztą nas podwiózł, żebyśmy dokładnie wiedzieli jak trafić. 100 rodzajów pizzy, kilkanaście rodzajów sera, kilka rodzajów ciast, salami z dzika, cebula toskańska i inne cuda. Umarłem ze szczęścia….
I to by było na tyle. 10 dni, kilogramy zjedzonej mozzarelli, pesto genoveze, owoców kaki, kilkanaście złapanych stopów, gigabajty fantastycznych zdjęć i wspomnienia na lata. Amen.
[fb-like]
Zdjęcia zachodów są niesamowite, zapragnęłam Włoch tu i teraz. Bardzo przyjemnie czytało się tę relację 🙂
Patryk, jesteś fantastyczny! 🙂 Dzięki Tobie aż chce się być lepszą osobą! Chce się wyjść z domu, rzucić to wszystko i podróżować w nieznane! 😀 Zacząć w końcu żyć pełnią życia! Tylko trzeba najpierw znaleźć kompana… Ale życz mi powodzenia! 🙂 Jak wam się udało to mnie też musi się udać, nie ma innej opcji! 🙂
Pozdrowionka ze Śląska 🙂
Trzymajcie się ! 🙂
Zjdjęcia Werony ze wzgórza nieziemnskie! Wow!:)
bylam ostatnio we Wloszech i tez koscioly zrobily na mnie ogromne wrazenie, jak nigdy, np. te w Weronie – monumentalne, wspaniale muzea sztuki 🙂
Witam, Chciałabym zapytać w jakim hostelu spaliście we Florencji? Z góry dzięki za odpowiedz 🙂 A zdjęcia zapierają dech 🙂
Dzięki 🙂 Tutaj znajdziesz na mapie zaznaczony ten hostel -> https://paragonzpodrozy.pl/mapa-tanich-noclegow/ Patryk
Czesc! Bardzo inspirujaca relacja, zreszta jak wszystkie od Was:) Wybieram sie z dziewczyna na 3 lutowe dni do Bergamo, na jak to pieknie nazwaliscie „zrownowazono tanie podrozowanie”. Macie doswiadczenie w stopowaniu w tamtych rejonach, powiedzcie, moze byc problem ze zlapaniem krotkiego stopa z Bergamo (praktycznie mamy wynajety pokoj na wylotowce) w strone Lecco?~40km. Chcemy urzadzic sobie doslownie kilkugodzinny wypad w tamten rejon poszwedac sie wzdluz slynnego jeziora Como. Do Mediolanu tez sie wybieramy ale tam wolimy zaoszczedzic raczej cenne minuty i wybrac pociag. Z gory wielkie dzieki za odpowiedz!
PS: Podajcie namiary na ta pyszna pizze w Bergamo:)
Dzięki! Myślę, że spokojnie możecie stopować, my we dwóch facetów nie mieliśmy problemów, więc z dziewczyną powinno być jeszcze łatwiej. Tutaj info o tej pizzeri: http://www.bestofbergamo.com/2010/06/pizzeria-capri-provides-plenty-of.html
To, co absolutnie powaliło mnie na kolana, to piękno tych miast uwydatnione na zdjęciach.
Sama też miałam okazję być z plecakiem w kilku z odwiedzonych przez Was miastach. Też mam zdjęcia z Sieny, też mam zdjęcia z Florencji, mam nawet zdjęcia z wieży w Bolonii i to przy takich samych warunkach pogodowych! Na żywo był to widok, który trwale wrył mi się w pamięci, stałam i patrzyłam oniemiała i spędziłam tam długi czas całkiem sama, tylko czujne oko monitoringu było ze mną.
Jednak między moimi, a Twoimi zdjęciami tego samego miejsca jest przepaść. Jakby jednak było to podobne, ale inne miejsce. Te zdjęcia nocą, czy po zmierzchu: marzenie. 😉
Dlatego też, jeśli możesz, to bardzo Cię proszę o info, jaki sprzęt robi takie cuda? Pewnie to pytanie już gdzieś padło, ale bardzo proszę o odpowiedź.
Będzie to dla mnie pomocne, bo teraz zbliża się wyjazd przed siebie w kierunku Gruzja-Armenia-Azerbejdżan i poza pięknymi wspomnieniami w głowie, chciałabym mieć też je utrwalone w pięknych zdjęciach.
Bardzo ładnie proszę:-)
Lustrzanka Nikon D90 z Nikkorem 18-105 mm, ale raczej unikałbym podejścia typu im wyższej klasy aparat tym lepsze zdjęcie. Lustrzanka vs. kompakt – wiadomo, że różnica duża. Ale czy za 2 czy 6 tys. to już moim zdaniem nie jest takie ważne. Ważniejszy jest obiektyw i zgranie z aparatem. Trzeba się z nim zapoznać baaardzo dokładnie, wiedzieć jakie ustawienia lubi przy jakich scenach. Mi to zajęło sporo czasu, a i tak nadal czasem marnuję okazje, albo muszę poprawiać zdjęcia na komputerze.
Dzięki za info.:)
Czyli klucz do sukcesu, to po prostu ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć.:p
Kiedy napiszecie następną książkę?! 🙂
Zobaczymy.Mam nadzieję, że niedługo 😉
Cudownie 🙂 Znów udało się przeżyć piękną przygodę zwaną Podróżą:)
Piękne zdjęcia!
Jak kosztowo Was podróż wyszła. 🙂 Piękne zdjęcia 🙂
Bilety do Bergamo można kupić nawet za kilkadziesiąt złotych, a poza biletami cała reszta wyszła nas 600 zł za 10 dni.