Konserwa kojarzy mi się jako nieodłączny atrybut wyruszającego na wakacje Polaka. Pakujemy do plecaków i walizek pasztety, paprykarze, mielonki głownie po to, by było taniej. . Czasami jednak zabierając konserwy nie tylko nie oszczędzamy, ale i dokładamy do bagażu zbędne kilogramy. Rezygnujemy z degustacji lokalnych potraw na rzecz urojonej oszczędności. Czy wyposażanie się w arsenał mielonek ma jeszcze sens? Postanowiłem głębiej zastanowić się nad kultem konserwy turystycznej.
Spis treści
Konserwa w podróży
Podam przykład z autopsji. Wyżywienie naszego pierwszego autostopowego wyjazdu opierało się w 95% na konserwach. Postąpiliśmy według schematu – jedziesz gdzieś z plecakiem, weź jedzenie na całą drogę. Wynikło z tego po 5 kg puszek na głowę. W przeciągu 3 tygodni podróży, z wyjątkiem policzalnych na palcach jednej ręki ciepłych posiłków, jedliśmy wyłącznie gulasz angielski. Od tamtego czasu trochę nam ta przekąska zbrzydła i mimo że od wyjazdu minęło już z 5 lat to do dzisiaj odruchowo odwracamy głowy na widok etykietek z napisem”chopped pork”. Zabranie konserw rzeczywiście pozwoli zamknąć ten wyjazd w bardzo niskiej kwocie, ale nie jest wykluczone, że i bez nich kosztował by nas mniej więcej tyle samo.
Dzikie śniadanie na plaży w Grecji
Później były wyjazdy do Maroka, Włoch, Indii, na Ukrainę. Intuicyjnie zabieraliśmy po kilka paprykarzy i pasztetów, ale w każdym kolejnym kraju znajdywaliśmy ekwiwalent przywożonego jedzenia, który był do kupienia w podobnej cenie, albo jeszcze lepiej, trafialiśmy w restauracjach i ulicznych garkuchniach na tańsze i ciepłe posiłki. Czar legendarnej konserwy pryskał. Okazało się, że ich kupno nie wychodzi taniej, a na dodatek lokalne kuchnie powalają na łeb smak tradycyjnej mielonki(dziwne?). Nawet jeżeli w jakimś kraju można zaoszczędzić zabierając ze sobą puszki to i tak nie ma sensu dla tych kilku złotych różnicy na posiłku rezygnować z degustacji miejscowych przysmaków i obciążać bagaż. Żeby jednak uwiarygodnić swoje tezy i ewentualnie pomóc w podjęciu odpowiedniej decyzji tym, dla których w podróży dosłownie liczy się każdy grosz, postanowiłem stworzyć Index Konserwy.
Index Konserwy
Na pewno wielu z Was słyszało o Indexie Big Maca, który jest nieformalnym pomiarem parytetu siły nabywczej. Co roku brytyjski tygodnik „The Economist” publikuje zestawienie porównujące w dolarach ceny Big Maca w wybranych krajach. Korzystając z tej kompilacji można spróbować określić zaniżenie bądź zawyżenie kursów walut państw wziętych w niej pod uwagę. Na podstawie wskaźnika prowadzone są też różne badania mające na celu zmierzenie zamożności społeczeństw w krajach, w których obecna jest restauracja McDonald’s.
Skoro „The Econimist” może stworzyć nośny index Big Maca to Paragon z podróży ma szansę ułatwić życie niskobudżetowym podróżnikom Indexem Konserwy. Jego celem będzie zmierzenie opłacalności zabierania ze sobą konserwy w podróż.
Jak działa mechanizm Indexu Konserwy?
Najpierw ustaliłem wartość bazową, na tle której będzie można określić czy opłaca się zabrać konserwę w podróż czy też nie. By to zrobić udałem się do jednego z wielkopowierzchniowych sklepów i wybrałem 5 popularnych konserw o wadze 300 g. Gramatura taka żeby konserwa w połączeniu z chlebem stanowiła posiłek, którym można się najeść. Wyciągnąłem średnią z cen konserw i zaokrągliłem ją do dziesiątej części złotego. W ten sposób otrzymaliśmy wartość bazową.
1 – 5,1 zł – 100%
Następnie wybrałem po 5 dań z 5 krajów by porównać ich ceny z wartością bazową (czyli z 5,1 zł). Są to dania z ulicznych garkuchni i straganów, gdyż tylko takie mogą być uważane za słuszny ekwiwalent konserwy. Ceny wszystkich potraw zostały sprawdzone i są aktualne. Zestawiając ceny posiłków z wartością bazową (czyli 5,1 zł) otrzymujemy wynik, który stanowi index konserwy.
Posiłek w Gruzji w cenie konserwy
Na przykład: Pierożki momo kosztują 5.35 w przeliczeniu na złotówki. 5.35 to cena o 25 groszy wyższa od wartości bazowej a 25 groszy z 5.10 to 0,25/5.10 *100% = 4,9%. Index momo to 4.9% czyli o tyle więcej zapłacimy za momo niż za konserwę.
Współczynnik 100% będzie oznaczał, że za danie należy zapłacić 2x więcej niż za konserwę a współczynnik -50%, że danie jest o połowę tańsze niż konserwa.
W ten sposób łatwo ustalimy na ile opłaca się zabierać konserwę w podróż do danego kraju. Oczywiście cały wskaźnik jest jedynie poglądowy i opiera się na przyjętych przeze mnie regułach. Biorąc pod uwagę długość wyjazdu łatwo będzie oszacować ile więcej bądź ile mniej wydamy w przypadku zabrania ze sobą puszek.
Lokalne dania przeciwko konserwie turystycznej
Legenda: IK – Index Konerwy
Dania popularne w Maroku:
Duży Tajin (na 2 os.) – grillowane w specjalnym naczyniu mięso i warzywa. 60 MAD – 22 zł. IK 331%
(na śniadanie) Placek- naleśnik z czekoladą – 4 MAD czyli 1.50 zł. IK –70%
Harrira – zupa ze wszystkiego – 3 MAD czyli 1,10 zł. IK –78%
1/4 Tete – ćwiartka głowy kozy – 15 MAD czyli 5,7 zł. IK 11%
Kus kus – produkt spożywczy łączący cechy makaronu i kaszy+warzywa – 50 MAD – 17 zł. IK 233%
Dania popularne w Nepalu:
Dal Bhat – potrawa z ryżu i soczewicy. 100 NPR czyli ok. 3,40 zł. IK –33%
Vegetable Mo:mo – rodzaj pierożków popularnych w Nepalu. 60 NPR czyli ok. 2 zł. IK –60%
Buff chowmein – smażony makaron z cebulą i mięsem z bawoła. 80 NPR czyli ok. 2,7 zł. IK –47%
Palak paneer – danie przygotowywane głownie z sera i szpinaku. 200 NPR czyli ok 6, 80 zł, IK 33%
(na śniadanie) Omlet z serem – 125 NPR czyli ok. 4,2 zł. IK –17%
Dania popularne w Tajlandii:
Grillowane ryby. 45 BHT czyli 4,5 zł. IK –11%
Satay – kurczaki-szaszłyki z grilla. 10 BHT czyli 1 zł.IK –80%
(na śniadanie) Naleśniki z czekoladą orzeszkami i kokosem. 45 BHT czyli 4,5 zł. IK –11%
Pad Thai – smażony makaron z jajkiem, krewetkami, i kiełkami mung – 35 BHT czyli 3,5 zł. IK –31%
Sajgonki – rodzaj maleśników/krokietów z sosem. 10 BHT czyli 1 zł. IK –80%
Torba pieczonych owadów – 25 BHT czyli 2,5 zł. IK –51%
Dania popularne na Filipinach:
Balut – kacze jajko mające od 14 do 18 dni, embrion – ok. 50 Peso czyli 3,5 zł. IK –31%
Adidas – kurze, grillowane łapki. 20 Peso czyli ok. 1,5 zł. IK –70%
Turon – smażone banany w naleśniku polane karmelem. 20 Peso czyli ok. 1,5 zł. IK –70%
Chicken adobo – ryż z sosem mięsno-warzywnym i sosem sojowym. 75 peso czyli 5,25 zł. IK 2,9%
Lechon kawali – wieprzowina po filipińsku. 100 peso czyli 7 zł. IK 37%
Dania popularne w Gwatemali:
Almuerzo – zestaw obiadowy z mięsem, ryżem, tortilla, sałatką itp. 20-25Q czyli ok. 9 zł. IK 76%
Pupusa – rodzaj tortilli. 7Q czyli 3 zł. IK –41%
Platano frito – smażony banan. 5-8Q czyli ok. 3 zł. IK –41%
Salbutes – rodzaj tortilli z kurczakiem i warzywami. 10Q za 5szt czyli 4,3 zł. IK –15%
Tostada/enchilada, Kukurydziana tortilla z ryżem, fasolą i sosem – 5Q czyli ok 2.2 zł. IK –57%
Pollo frito. Smażony kurczak. 10-15Q za kawałek z frytkami czyli ok. 5 zł. IK –0,1%
Index konserwy będzie sukcesywnie powiększany o dania z kolejnych krajów. Nie mam nic przeciwko żebyście w komenarzach zamieszczali swoje zestawy potraw. Chętnie dodam je do zestawienia. Za jakiś czas, gdy mam nadzieję lista dań się wydłuży, powstanie baza do tworzenia rozmaitych, zapewne nie zawsze sensownych, analiz i wywodów. Pomyślę też nad bardziej przejrzymską i czytelną formą indexu. Póki co fajnie będzie jeżeli pomysł nie tylko okaże się zabawny, ale i w jakiś sposób pożyteczny. Za pomoc przy ustalaniu cen dziękuję Kasi i Marcinowi z www.paczkiwpodrozy.pl i Marcie i Andrzejowi z hittheroad.pro.
[fb-like]PS I tak najlepszy jest paprykarz.
Australia (2014 rok)
-Danie w ” street foodzie”, średniej wielkosci 14 dolarów australijskich,ok. 42 zl, 840%
– konserwa Australijska ok. 3 dolary ( jak się trafi na promocjach w dużych supermarketach, konserwa typu 10 % mięsa + warzywa) 180%
-Burger z frytkami w Pubie- 18$ -1080%
-pieczony kurczak w supermarkecie ok. 18 dolarów- 1080%
w 300g konserwy wcale nie ma 300g mięsa. Jadąc za granicę (np. Tajlandia często pierwszy i być może ostatni raz w życiu) warto jednak skosztować dań lokalnej kuchni. Nie bardzo tutaj rozumiem wydawanie na wyprawę powiedzmy 3-4 tys zł żeby na miejscu „oszczędzać” na jedzeniu. Poza tym czy te konserwy są smaczne?
Żeby to było przydatne zestawienie, powinno jeszcze być przeliczenie kalorii i ew. wartości odżywczych – białko, tłuszcz, cukier. Wtedy dopiero można porównywać potrawy. Bo czym jest 300 g mięsa i chleb kontra pierożki mączne nadziewane warzywkami.
Ja tam sobie nie wyobrażam wyjazdu gdzieś na piknik bez zabrania ze sobą kilku konserw 🙂 nie wiem może jestem jakiś staroświecki ale w podróży najlepiej smakuje i poza tym jest tania i pewna, te lokalne przysmaki z podróży często kończą się problemami z żołądkiem 🙂 a konserwa to konserwa … trzeba tylko tu dodać, że to już nie te smaki co kiedyś… coraz więcej chemii do nich pakują i aromatów identycznych z naturalnymi …
W podróży tylko i wyłącznie konserwy 😉
Moim zdaniem vranie konserw i nie probowanie kuchni trochę mija się z celem.. nawet jeśli jest droższa to co, „byłem we Włoszech i próbowałem.. konserw’? Też podróżuję niedużym budżetem, ale na jedzeniu nie oszczędzam po całości, przecież to jeden z elementów kulrury. Wspaniały właściwie.
Jadąc w podróż chyba trzeba się nad tym zastanowić, pierwszy trip na Bałkany tez nabrałam kilka pasztetow.. żałowałam zbędnego ciężaru potem.
Ciekawe jest też to, że kupowanie jedzenia „na przeżycie”, typu chleb+dżem (np. przy autostopie gdzie nastawiamy się na 1-2 dni tylko jazdy) w innych krajach cenowo jest podobne, serio nie warto wozić dodatkowych kilogramów na plecach 🙂
Dla równowagi poproszę w kolejnej edycji indeksu Wielką Brytanię, Szwajcarię i Norwegię 😉
Kraje z listy są znacznie tańsze od Polski, więc i jedzenie jest tańsze. Są zresztą bardzo daleko, więc do nich nie ma sensu zabierać jedzenia z Polski. Jak to zwykle w życiu bywa są miejsca, w których się to nie opłaca, a w innych niemal nie ma innych możliwości na przeżycie (wyobraźcie sobie miesiąc w Norwegii bez żywności z Polski i/lub własnej kuchenki).
Natomiast na pewno nie jestem bezkrytycznym obrońcą konserw – nawet nie pomyślałem o ich zabraniu do Mołdawii, Turcji czy Armenii, i słusznie. Po prostu zawsze warto zorientować się w cenach żywności przed wyjazdem.
Choć jak ktoś słusznie zauważył, w niektóre miejsca, np góry, konserwy z PL jak najbardziej trzeba wziąć – już kilka razy czytałem o problemach z dostępnością „górskiej” żywności w Kirgistanie czy Tadżykistanie.
Nie było nasion, orzechów i owoców? Bo konserwa to raczej nie jest żarło na góry, za ciężka i za ciężko strawna. A lokalne musli daje power.
Co to za przyjemność poznawać obcy kraj, skoro nie pozna się jego kuchni? Jechać za granicę z konserwą to trochę tak, jakby miłośnik sztuki odczuwający potrzebę codziennego oglądania obrazów jechał do Paryża z własną kolekcją w bagażu, żeby nie płacić za bilet do Luwru. Ale jeśli ktoś lubi podróże z konserwą, to polecam inny patent – kupowanie ich na miejscu. Oszczędzi się miejsce w plecaku, a otworzenie głupiej puszki może urosnąć do miana poważnych badań kulturoznawczych. Jadłem kiedyś konserwę rosyjską – raz, smakowała inaczej niż polska. Dwa, estetyka etykiety z narysowaną wielką, ponurą świnią skłoniła mnie do rozmyślań na temat różnego podejścia do marketingu i wzornictwa przemysłowego.
Reasumując ja tam zawsze wrzucam jakieś 3 konserwy do plecaka, na czarną godzinę.
Oczywiście jak można to jem to co localsi a nie konserwy, ale jak się idzie na przykład na 4-5 dni w góry? Prowiant trzeba zabrać. I moje doświadczenie mówi, że lepiej mieć taki sprawdzony z PL, bo z kupionym na miejscu bywa róznie. Choc oczywiście czasem nie ma wyjścia i tyle. W Gruzji czasem codziennie żywiliśmy się tylko lawaszem, serem, ogórkiem i pomidorem, i cebula. Choć to akurat było dobre 😉
W góry to trochę inna kategoria jednak. Każda sytuacja, w której tracimy na kilka dni kontakt ze sklepem czy, idąc bardziej hardcorowym tropem, źródłem pożywienia, wymaga zabrania ze sobą prowiantu. Myślę, że jeżeli coś takiego się planuje są sytuacje, w których warto mieć ze sobą trochę żywności z Polski. A czasem nie warto – tak jak na przykład w Gruzji. O lawaszu, serze, ogórku i pomidorze też trochę przebalowałem i nie czułem potrzeby dodania do menu mielonki 🙂
Czy się opłaci to jedno ale czasem decyduje też dostępność jakiegokolwiek jedzenia w danym terenie. A kupno konserw na miejscu też nie zawsze okazuje się najlepszym pomysłem – nie raz już kupiłam w różnych krajach (np. Bułgaria, Rumunia) takie konserwy, że tylko psy bezdomne nimi karmiłam, co prawda droższe niż polskie nie były ale niezjadliwe niestety, w polsce to się wie mniej więcej co kupić co jak smakuje a za granica na najróżniejsze rzeczy można się natknąć.
Świetny tekst! Mam nadzieję, że lista Państw będzie rosła, a czynnik konserwy zdominuje wyznaczniki jedzenia w podróży i więcej osób się przekona, że jedzenie za granicą, nie zawsze znaczy drogo 🙂
wiecej tu koloru zielonego, wiec konserw lepiej nie brac:) a jak ktos konserwy lubi, to zawsze sobie moze kupic takiez w kraju, do ktorego jedzie. I jeszcze zaoszczedzi na bagazu!:)
fajne porownanie cen, ale wstep z calym szacunkiem dosyc zbedny albo ja jestem niedzisiejszy – chyba nikt zdrowy nie bierze konserw do samolotu na filipiny albo do gwatemali?
W Rumunii w większych miejscowościach ceny obiadów takie, jak i w polskich restauracjach (15-25zł), ale udało się nam wpaść na restauracyjkę, gdzie po pokonaniu bariery językowej za obiad zapłaciliśmy 5zł (+ 2,50zł za kawę).
Nie tylko opłaca się brać konserwy do Państw relatywnie drogich… 2 razy zdarzyło mi się, że konserwy – tak bardzo wyśmiane przez naszych współtowarzyszy podróży – uratowały wszystkim życie:)) Raz: Kohphangan – awaria zasilania na wyspach – ZERO jedzenia w 7/11 i restauracjach 😛 Drugi: Droga powrotna z Omalo (Gruzja) kto był ten wie, że łatwo nie jest:P a jak mieliśmy przystanek przymusowy na 2880m n.p.m. to konserwy znowu były hitem 🙂 od teraz wszyscy biorą po 3 puszki na głowę 😛
To jest genialne 😀
Odpowiadając na tytułowe pytanie: oczywiście, że opłaca się brać konserwy do krajów, gdzie cena jest kilkukrotnie wyższa 🙂 Czyli nie do większości Azji, a np. Szwajcarii, Norwegii czy Islandii.
Kiedy w Szwajcarii pokończyły się nam konserwy, za marketowe odpowiedniki płaciliśmy 3x więcej. Kiedy wylądowaliśmy na zadupiu (Zernez) po godzinie 16 bez zapasów jedzenia, musieliśmy zjeść w restauracji pizzę margaritę… za 60 zł 🙂
Świetny pomysł!
Jeszcze powinniście zestawić to z ceną wykupienia dodatkowych 5kg bagażu w liniach lotniczych i wynik będzie taki, że nawet tajin jest 3 razy tańszy.
Paprykarz może i jest dobry, ale na wycieczkę pod namiot na mazury.
Bo co to za podróż bez lokalnych specjałów!:)
Pomysł mi się podoba, więc dorzucam ceny kubańskie
strefa turystyczna:
pizza z mrożonki 1cuc= -33%
ryż lub chipsy bananowe 1cuc =-33%
krab, homar, langusta 5cuc= +228%
śniadanie full wypas w casa particular 3cuc= +96%
danie w chińskiej knajpie 3cuc= +96%
strefa lokalna:
cudowna pizza na ulicy 5cup= -86%
espresso 1cup = -97% 😉
Super pomysł na post!! 🙂 Z uśmiechem na twarzy czytam.
Nie chcę być uszczypliwa, ale chyba wkradły się dwa małe błędy: Filipiny: Chicken adobo jak i lechon kawali.powinny być na czerwono jako, że są droższe 🙂
Pełna zgoda. Już poprawione.