Skip to main content
search
0

Przyszedł czas na ostatni punkt naszej tygodniowej wycieczki. Pochmurny i skromny Dublin zamieniliśmy na najsłynniejsze miasto na całym Starym Kontynencie – Paryż. Atrakcje turystyczne dla mas zwiedzających miały by podbić serca gości szukających przygody tam gdzie barierek i kas biletowych jest od groma? Okazuje się, że nie wiemy jeszcze o sobie wszystkiego.

Stolica Francji w ogóle nie miała nas oczarować, sceptycznie nastawieni wygramoliliśmy się z Airbusa na lotnisku De Gaulle’a i metrem wypełnionym podejrzanymi spojrzeniami mieszkańców przedmieści dobrnęliśmy do hotelu. Na prędce zagospodarowaliśmy nasz czarujący pokoik z małżeńskim łóżkiem i widokiem na wieżę Eiffla obmyślając równocześnie plan na dzień następny. Bez ekscytacji zdecydowaliśmy się na Luwr, Katedrę Notre Dame, Wieżę Eiffla i Pałac Inwalidów. Miejsca stanowiące żelazne punkty na każdej wycieczce do Paryża. Nie miało być fajnie. Zaczął padać rzęsisty deszcz, a my w ramach oszczędności, zarażeni amsterdamskim stylem,  postawiliśmy na przemieszczanie się na rowerach. Dość mocno ograniczał nas także czas przez co żadnej z wybranej przez rzeczy nie mogliśmy zrobić w pełni intensywnie. W rezultacie wychodziło na to, że czeka nas dzień biegania i „zaliczania” najbardziej zatłoczonych atrakcji słodkiego Miasta Zakochanych. Żaden z nas nie przewidział jednak jak będzie wspominał ten dzień wieczorem.

Na pierwszy ogień poszedł Luwr. Wystaw, galerii, ekspozycji wystarczyłoby spokojnie na dwa dni wnikliwego zwiedzania. Na obejrzenie tych wszystkich hektolitrów farby i ociosanych kamieni mieliśmy jedynie trzy godziny. Szybko zajęliśmy się najważniejszymi eksponatami. Pierwszy obraz – słynna Mona Lisa. Nie trudno było ją zlokalizować. Z gwarnego tłumu stojącego na środku przestrzennej sali sekunda po sekundzie leciały kolejne salwy fleszy. Mona Lisa niczym gwiazda na czerwonym dywanie. Na czym tak właściwie polega fenomen tego portretu? Dlaczego właśnie ten obraz Leonarda Da Vinci, a nie na przykład szydzący, szczerbaty skrzat ze ściany po prawej jest najlepiej rozpoznawalnym obrazem na świecie? Błyskały flesze aparatów, błysną i Patryk! Popatrzcie tylko na nią, wszyscy dookoła robią jej zdjęcia, a ona szelmowskim uśmiechem odprawia wszystkich zalotników. Genialne! Widzicie to? Teraz można na to patrzeć godzinami. Ktoś ma jakieś inne teorie przyczyny fenomenu Mony? Chętnie skonfrontujemy!

Mona Lisa uśmiecha się do licznie zgromadzonych fanów

Swoją drogą strasznie przykro musi być pozostałym obrazom wiszącym w tej sali. Też są przecież wielkimi dziełami, również zasługują na przejmującą uwagę, ale tłumy są bezlitosne. Tylko Mona i Mona…

Puściliśmy do naszej nowej ulubienicy po ostatnim oczku i spacerowaliśmy dalej. Wszystkie podręczniki do plastyki z gimnazjum stanęły mi jednocześnie przed oczami. Wolność wiodąca lud na barykady, 4 pory roku Arcimboldo, Koronacja Napoleona. Nie wiem co ja sobie myślałem przed przyjściem tutaj. Że to świątynia ignoranckich turystów, którzy błocą posadzkę, aby skreślić Luwr z listy miejsc, które trzeba odhaczyć? Mniejsza z nimi. Luwr jest jednak dla miłośników sztuki czymś czym dla fana piłki nożnej jest finał Ligii Mistrzów, czym las jest dla harcerza, a koncert Lady Gagi dla miłośników dziwnych stylizacji.

Korytarze muzeum

Idźmy dalej. Kodeks Hammurabiego. Dwumetrowy, bazaltowy kamień, na której niemalże idealnie widać wszystkie zapisy stanowiące zbiór praw Mezopotamii. Gdzieś na wysokości moich oczu niezrozumiałe kreseczki, kropeczki, dzióbeczki układają się w słynne „Oko za oko, ząb za ząb”. Tyle razy słyszałem ten tekst w swoim życiu, a teraz mam to przed sobą i oczami wyobraźni widzę jak nieznajoma ręka lekkimi i zdecydowanymi ruchami wydłubuje w skale prawo dla swojego ludu. Ten sam przedmiot prawie 4 tys. lat temu w Mezopotamii budził respekt wszystkich, prawowitych obywateli, ten sam przedmiot 4 tys. lat później stoi przede mną będąc dowodem istnienia państwa Hammurabiego i potwierdzając rozwój systemu prawnego od kolebki aż po dziś dzień. Bezcenne.

„Oko za oko, ząb za ząb”

A tak przy okazji, czy ktoś w historii świata wyobrażał sobie kiedykolwiek, że najsłynniejsze płótno naszego globu będzie sąsiadowało piętrami z kamieniem, na którym prawie 4 tys. lat temu wydłubano zalążek przepisów prawnych obowiązujących dziś niemal na całym świecie?

Przeznaczony na Luwr czas minął w mgnieniu oka, następnym punktem naszego planu była katedra Notre Dame. Człowiek przeróżnych kościołów się już w życiu naoglądał więc ten nie rzucił od razu na kolana. Wystarczyło jednak popatrzeć na nią z innej perspektywy, aby wykrzesać z siebie emocjonalne podejście. W czasie kiedy powstawała katedra Naszej Pani Paryż zamieszkiwany był przez około 100 000 obywateli. Głównie niska zabudowa, pola i porażający ciemnogród. I nagle w środku tych spływających ściekami ulic, straganów pełnych przegnitych jabłek i chaotycznie biegającej trzody staje katedra, która dzisiaj swoimi rozmiarami zdumiewa niejednego. Budowla wylewała siódme poty z pokoleń robotników, kierowników, inżynierów. W pracy przy kościele poświęcały swój czas i siłę całe pokolenia. Po 180 latach budowy katedra została skończona. Aż trudno mi to sobie wyobrazić. Jakieś 500 lat później pisarz Victor Hugo wymyślił sobie, aby w potężnych murach świątyni osadzić historię ohydnego garbusa Quasimodo – dzwonnika z Notre Dame. Powieść, jak każdy zresztą wie, obiegła cały świat i wielu spacerujących zewnętrznymi balkonami katedry kojarzy siedzące tam gargulce właśnie z fikcyjną postacią smutnego dzwonnika.

Paryż z balkonu Notre Dame

Apsyda katedry

Zaskoczeni tymi okładkowymi atrakcjami z ciepłego wnętrza monumentalnej gotyckiej katedry wskoczyliśmy ponownie na nasze urocze rowerki i popedałowaliśmy do Panteonu, gdzie w kamiennych grobowcach spoczywają Piotr i Maria Curie i do Pałacu Inwalidów, gdzie leży pierwszy cesarz Francuzów Napoleon Bonaparte. A żeby nie było tak zupełnie kolorowo i fantastycznie to pedałowało się tak:

Uciapani wgramoliliśmy się do Pałacu Inwalidów i już na wstępie zostaliśmy porażeni przez wielkość, reprezentatywność oraz majestatyczność grobu Napoleona. Prezentuje się naprawdę niebywale. Zaraz obok mieści się Muzeum Armii, które jest absolutnym must see dla każdego, kto interesuje się militariami. Ogromna ilość eksponatów, każda szabla, zbroja, nagolennik, hełm wypucowany na glanc. Żałuję niesamowicie, że mieliśmy czas, aby ledwie przelecieć przez te wszystkie komnaty z ekspozycjami. Sprawą honoru będzie powrót do muzeum i skrupulatne prześledzenie każdej gablotki. Sztylecik po sztyleciku, guziczek po guziczku…

Grób Napoleona Bonaparte

A teraz wiecie co Wam na koniec powiem? Niemalże wszystkie paryskie muzea i zabytki zwiedza się ZA DARMO! Obywatele UE do 26 roku życia nie płacą za bilety. Wszystkie wiekopomne dzieła, złocone zbroje, 13 tonowe dzwony czy koraliki królowej podziwiać można bez wydawania złamanego grosza. Vive la France!

Paryż ruszył naszym poczuciem estetyki. Kto by się spodziewał. Kilka godzin temu wparował energicznie do pokoju Patryk wychwalając pod niebiosa Łuk Triumfalny, Wieżę Eiffla i widok na Pola Elizejskie. Wielką przyjemność dało nam to co w podróży zwykle jest najprostsze -zwiedzanie zabytków. Są chyba jednak rzeczy, które nie mogą się nie podobać. Już teraz snujemy plany powrotu tutaj prześcigając się w pomysłach na spędzenie czasu. Mimo, że nie zrobiliśmy wszystkich rzeczy, które z początku zakładaliśmy to uczucie niedosytu będzie nas ścigać w przyszłości i łatwiej będzie kliknąć w polu rezerwacji biletów lotniczych w zakładkę z napisem Paryż.

 

Dołącz do dyskusji! 22 komentarze

Miejsce na Twój komentarz

*