Pora na kolejny, trochę dłuższy wyjazd. Jak już można było się dowiedzieć Patryk w sierpniu będzie pedałował, ja postanowiłem się natomiast trochę bez większych planów i zobowiązań powłóczyć. Rozglądnąć się za fantasmagoryjnymi atrakcjami, nadziać się parokrotnie na ładne widoki. Zjeść, wypić, powąchać coś nowego, poczuć życie w innej rzeczywistości. W kurdyjskiej rzeczywistości. Bo wybieram się właśnie do Kurdystanu.
A więc do wschodniej Turcji i północnego Iraku. Kurdystan dzieli się także między Syrię i Iran, ale tam docierać nie zamierzam.
Do takiej nieplanowanej kompletnie włóczęgi wiele miejsc nadaje się dość dobrze, dlaczego więc Kurdystan? Ponieważ:
– jest tam mnóstwo dość wysokich gór ( w tym i Ararat), na które można by wleźć,
– w tych górach są bajeczne wioski,
– północy Irak to trochę zapomniany i owiany tajemnicą region więc tym bardziej mnie tam ciągnie,
– zapewne nie będzie tam wielu turystów a bez nich czuje się bardziej swobodnie,
– mają tam ponoć dużo czołgów i ogromne arbuzy, co jest dla mnie strzałem w dziesiątkę bo lubię zarówno arbuzy jak i czołgi,
– kiedy przejeżdżaliśmy do Gruzji przez wschodnią Turcję bardzo podobały mi się rozległe pastwiska, pustkowia i spiekota panująca w niewielkich miejscowościach,
– nie jest daleko, a trasa prowadzi przez Stambuł, w którym chciałbym zobaczyć Konstantynopol,
– blisko do Gruzji,
– interesuje mnie temat podmiotowości państwowej autonomicznego regionu Kurdystanu, ich konflikt z Turkami (co o sobie nawzajem sądzą) i dążenia do utworzenia pełnoprawnego i uznawanego państwa,
– jest tam pięknie i cicho, a jednocześnie wrze i wszyscy mają dosyć,
– nigdzie tak do końca nie mogę przeczytać jak tam jest, a bardzo chciałbym wiedzieć,
– znów chciałbym sobie usiąść przy jakimś muzułmańskim targowisku i pooglądać jak sprzedaje się daktyle i dywany, jak kroi się świeże mięso na krwiste płaty, jak wyglądają jeszcze inne twarze, jak wierni zbierają się do meczetu na modlitwę.
Co ja tam będę robił przez kilka tygodni?
Na pewno po tych górach trochę połażę. Super byłoby pooglądać beżowe wioski powtykane między skały gór Kurdystańskich. Przy okazji czuję potrzebę aby się na coś porwać. Przynajmniej czterotysięczniki, a może skuszę się nawet na Ararat. Dużo będę siedział wśród ludzi, mam nadzieję, że mi sporo opowiedzą. Nie wiem jeszcze w jakim języku będziemy rozmawiać, ale jestem przekonany, że jakoś się dogadamy. Byłoby fantastycznie dowiedzieć się czy Kurdowie mają swoją Rihanne, swoje pierogi, swoją czarną wołgę, czy swój Trzynasty Posterunek. Ludzie na całym świecie są bardzo do siebie podobni, lubię szukać odpowiedników.
Świetnie byłby mieć też jak najwięcej kontaktu z naturą. Nie tylko te góry, ale i jary, doliny, jaskinie, wodospady, łąki, gaje, jeziora, wulkany. Wszystko co się da. Wiadomo, że gdzieś tam, w południowo-wschodniej Turcji są przecież jakieś góry i niezagospodarowana przestrzeń, ale co się tam kryje i chowa to już tak do końca powszechnie nie wiadomo.
I jeszcze marketing małych firmek, sklepików, kafejek internetowych itd. tamtejszych mnie interesuje. To może być zabawne, nie ujmując oczywiście staraniom miejscowych.
I czy dzieciaki mają dużo czasu na grę w piłkę czy raczej pracują – coś sprzedają, czyszczą buty, pasą owieczki.
Nawet też do, obojętnie jakich, ropociągów bym się wybrał.
Będzie też notoryczne przesiadywanie w cieniu i skrupulatne prowadzenie obserwacji przeróżnych scen i cyklów.
Nie byłoby też źle gdyby udało się zawitać na lokalny festyn (po tym jak skończy się Ramadan).
Nad jezioro Van też obowiązkowo trzeba będzie zawitać.
Czyli ogólnie jak to w przypadku poprzednich wyjazdów: coś tam niby wiadomo, ale jak będzie to zobaczymy:)
Reszta okaże się na miejscu. Biorę plecak, kilka standardowych rupieci i naprzód. Będę chciał w miarę na bieżąco Wam coś przesyłać, coś pisać żeby te materiały i informacje praktyczne trzymały się kupy bo to relacjonowanie z zeszłorocznego wyjazdu nam się straaaasznie rooooozciągnęło i byłoby dobrze nie popełniać tego samego błędu, cały czas płynąć, a nie zarzucać kotwicę i wyciągać ją dopiero po miesiącach.
Ruszam początkiem sierpnia. Do Stambułu to stopem, potem się zobaczy. Będzie przygoda, człowiek znowu się czegoś dowie i coś nowego zobaczy. Klasycznie więc: Ahoj!
[postmap] [fb-like]
Jedzieeeesz Bartek!
miejscowosc Batman rzadzi 😀
Nie dam sobie ręki uciąć, ale czy na Ararat nie jest wymagany jakiś przewodnik i pozwolenie? Zdaje mi się, że to nie takie łatwe w ogóle tam dostać się bez fali biurokracji i jakiejś kasy. Chyba, że mam przestarzałe info.
Całkiem aktualne masz 🙂
Eh, przebrzydli realiści. Dajcie trochę poutopizować 🙂
Sorry Stary xD Po prostu to również było moim marzeniem…i takim pozostało! 😉
Kiedyś się uda, nie ma innej opcji!
Świetny region, byliśmy dwa razy i polecamy 🙂