Skip to main content
search
0

Znajdujemy się w momencie, w którym masowy ruch turystyczny staje się coraz większym problemem dla wielu państw, miast i atrakcyjnych lokacji. Niesamowity rozwój możliwości podróżowania po całym świecie pozwala nam spełniać marzenia i cieszyć się pięknem świata, ale zbyt często robimy to bez opamiętania i poczucia odpowiedzialności za dobro wspólne.

Ta ewolucja przebiegła w zastraszająco szybkim tempie. Gdy niespełna 10 lat temu zaczynaliśmy tworzyć Paragon świat podróżowania wyglądał zupełnie inaczej.

Inne były potrzeby podróżujących, inne były ich możliwości, zupełnie inaczej wyglądał zasób narzędzi, z których można było korzystać przy planowaniu i odbywaniu podróży. Dzisiaj tanie loty są popularne jak świeże pieczywo a z rezerwacją online niedrogiego noclegu poradzi sobie większość turystycznych mugoli.

Nie bez znaczenia jest też wzrost zamożności. Coraz więcej ludzi, w skali globalnej, ma pieniądze, żeby podróżować. Decyzje o wyborze destynacji nie są w ich przypadku bardzo wyszukane – w pierwszej kolejności tam, gdzie jeżdżą inni. Jakie są tego konsekwencje? A chociażby zjawisko overtourismu, czyli przepełnienie turystami konkretnej destynacji.

Spis treści

Rośnie też liczba negatywnych zachowań turystów, które powodują ostre reakcje władz, doprowadzają do wyrządzania szkód materialnych czy choćby wyniszczają lokalne społeczności. Jako osoba od dosyć dawna zachęcająca ludzi do niskobudżetowego podróżowania na własną rękę myślę, że powinienem zwrócić uwagę także na jakość podróżowania i uczulić na pewne zachowania, z których konsekwencji być może wielu podróżnych nie zdaje sobie sprawy.

 

W jaki sposób podróżować w dzisiejszych czasach żeby nie mieć negatywnego wpływu na globalny ruch turystyczny? Oto mój mały kodeks zasad, którymi warto się kierować, jeżeli ma się na uwadze:

  • dobro wspólne (a takim bez wątpienia są miejsca, do których podróżujemy)
  • bezpieczeństwo swoje i innych
  • i to, o co nam wszystkim chodzi, czyli radość z odbywanych wojaży.

Miejsce jest bardzo atrakcyjne ale bardzo zatłoczone? Zrezygnuj, wybierz inny termin, albo poszukaj czegoś podobnego gdzie indziej

Kilka dni temu Arte, francusko-niemiecki program telewizyjny opublikował niedługi film dokumentalny przedstawiający Wenecję z perspektywy mieszkańca. To w Wenecji są jacyś mieszkańcy? Kto by pomyślał… A jednak.

Dokument opowiada o wpływie masowej turystyki na miasto. Wydawało by się, że skoro rocznie przyjeżdża do Wenecji 16-20 mln turystów to jest to żyła złota przynajmniej kilkukrotnie szersza od Canal Grande. Okazuje się, że niekoniecznie.

16 mln turystów rocznie przekłada się na wyjazd z miasta ok. 1000 mieszkańców.

Mieszkańcy Wenecji borykają się też z takimi problemami jak bardzo wysokie czynsze wynajmu mieszkań czy zamiana lokali usługowych a nawet placówek publicznych (!) na snack bary i sklepy z chińskimi pamiątkami. Cały dokument:

Władze Wenecji podejmują próby ograniczenia ruchu turystycznego miasta wprowadzając opłaty za wstęp na jego teren. w 2019 będzie to 3 euro, w 2020 już od 6 do 10 euro. Na etapie planowania jest też system rezerwacji wstępu na plac św. Marka.

Wierzę, że Wenecja jest marzeniem wielu osób, ale czy warto je realizować w warunkach odbiegających od realiów pozwalających cieszyć się jego spełnieniem? Wenecji nie zbiera się na zatonięcie, chyba, że pod napływem turystów, więc może warto poczekać kilka, kilkanaście lat i odwiedzić to miejsce wtedy, kiedy miastu uda się przeorganizować ruch turystyczny w sposób, który pozwoli przyjezdnym na bardziej satysfakcjonujące wizyty a mieszkańcom na życie w swoim mieście własnym rytmem.

Ewentualnie przyjedźcie poza sezonem. Lepsze +10 stopni i brak konieczności spacerowania slalomem niż pełne letnie słońce, ale na ulicach tłok jak na bałtyckich plażach. Przynajmniej mi się tak wydaje.

Wenecja to jeden z wielu przykładów. O problemach Barcelony, Berlina, Amsterdamu czy Florydy możecie przeczytać w reportażu Rafała Hetmana.

 

Problem overtourismu dotyczy też wielu miejsc w Polsce. Ot, chociażby Tatr w momencie rozkwitu krokusów. Polany przykryte fioletowymi kwiatami to naprawdę unikatowy widok i wcale się nie dziwię osobom przyjeżdżającym na ten spektakl z najróżniejszych zakątków Polski. Ale Tatry to nie jedyne miejsce, gdzie można go zobaczyć. Dla widoków wiosennych krokusów można wybrać się również np. w Gorce. Pomyślcie, czy taki sam widok, ale w nieco innym miejscu, nie będzie dla Was przyjemniejszy, jeżeli w okolicy turystów nie będzie mniej więcej tylu co krokusów na łące.

Zadaj sobie pytanie: gdzie i właściwie dlaczego jadę?

Zostańmy jeszcze na chwilę przy wyborze destynacji. Z wyborem miejsc na wakacje jest trochę jak z modą. Dzięki temu gdzie podróżujesz możesz określić swój styl, możesz określić kim jesteś. Możesz też ubierać się tak jak każdy, albo podróżować tam gdzie wszyscy, to niby zawsze bezpieczna opcja, ale czas wolny, który mamy na podróże jest przeważnie ściśle ograniczony, więc precyzyjne określenie swoich potrzeb jest bardziej wartościowe niż może się to wydawać.

Jasne, nie na wszystko można sobie pozwolić, nie każdy wyjazd jest z miejsca osiągalny. Wydaje się, że jest też kanon cudów świata, miejsc, które koniecznie trzeba zobaczyć, ale to nieprawda. Pasjonuje cię widok bioluminescencyjnych alg? Znakomicie, jedź na Malediwy, do Tajlandii, czy pod Odessę. Nie musisz „odhaczać” wieży Eiffela, Statuy Wolności czy Koloseum. Masz hopla na punkcie wędrowanie po górach z namiotem? Na luzie możesz więc zapomnieć o wizycie na Camp Nou i zwiedzaniu Rijksmuseum. Pamiętaj tylko żeby przestrzegać zasad nocowania na dziko.

Ale jeśli kochacie sztukę (a w szczególności duże modele statków) rozważcie na poważnie wizytę w Rijksmuseum!

„Odhaczanie” to jedna z najbardziej pustych metod podróżowania. Przybyć, zrobić zdjęcie, kupić koszulkę, pojechać dalej to duży problem współczesnej turystyki.

 

Jeszcze kilka lat temu mogłoby to nas (czyli ogólnie wszystkich turystów) nic nie obchodzić, ale teraz, kiedy liczba podróżujących wzrasta w zaskakującym tempie musimy wiedzieć dokąd i po co zmierzamy. Inaczej wizyta w Luwrze albo Prado będzie jak obowiązkowe zakupy w supermarkecie w handlową niedzielę na tydzień przez świętami.

Nie patrz na świat przez 3,5 calowy ekran skoro możesz własnymi oczyma

Miałem szczęście odwiedzić kiedyś Luwr. Z tej wizyty niestety w pamięci najmocniej nie utkwiły mi rzeźba Nike z Samotraki czy Wolność Wiodąca Lud na Barykady, a to, co działo się w sali z Moną Lisą. Byłem bardzo ciekawy intrygi jaka kryje się w najsłynniejszym obrazie świata, ale na miejscu jedyne na czym mogłem się skupić to szukanie prześwitu pomiędzy telefonami turystów stojących przede mną.

Po co fotografować obraz? Tego nie rozumiem. Zdjęć Mony Lisy w wysokiej rozdzielczości jest w internecie tysiące. Drugie tyle w albumach, podręcznikach wydawnictwach traktujących o sztuce. To legendarny obraz, który chce zobaczyć wielu miłośników sztuki i ludzi zainteresowanych jego legendą. Co widzą? Rzeszę turystów próbujących się z nim fotografować lub starających się „upolować” jak najlepsze ujęcie z głębi sali. Parodia. Zresztą całe zwiedzanie Luwru było dość cierpkim doświadczeniem, mimo fantastycznych wrażeń jakich dostarczyło oglądanie ekspozycji.

Poboczny wątek: o to jak fotografować w czasach, kiedy nauczyliśmy się na wszystko patrzeć przez ekrany telefonów zapytałem kiedyś kilku cenionych fotografów.

Koncentrujmy się przede wszystkim na przeżywaniu chwil. Ich uwiecznianie nie jest tak ważne, jak samo przeżycie.

 

Nadmierne korzystanie z telefonów w podróży ma też bardzo złe skutki dla zdrowia i może pozbawić Was przyjemności z przeżywania pięknych chwil. Polecam ten drugi, ale niezwykle wartościowy artykuł na Vine.

Fotografia to wspaniałe narzędzie, ale jego wykorzystanie też ma swoje granice

Kto dziś podróżuje bez aparatu fotograficznego chociażby w telefonie? Nie ma takich. Zdjęcia mają tę fantastyczną moc, że pomagają zapamiętać ważne chwile i co w podróżach szczególnie ważne, utrwalają piękno oglądanych miejsc. Jednak ta pierwotna rola fotografii w dzisiejszym świecie dryfuje w innym, mniej osobistym kierunku.

W podróżach fotografujemy coraz częściej po to, by zapełnić treścią swoje konta w mediach społecznościowych lub by pokazać siebie w jakiejś wyjątkowej scenerii.

(gdzie często robią to także tysiące innych osób)

Czasami doprowadza to do sytuacji, które wyglądają jakby pracownicy Instagrama czy Facebooka sterowali mózgami turystów. No bo jak inaczej wytłumaczyć zachowania osób, które dla ładnego zdjęcia potrafią powodować liczone w tysiącach euro straty? Tak było w tym roku na holenderskich polach tulipanów, gdzie stojący w korkach, czekający na dojazd do najbardziej fotogenicznych miejsc turyści zniszczyli uprawy kwiatów. Powód? Potrzeba zrobienia sobie ładnego zdjęcia do internetu.

Takich przykładów można podać więcej. W Australii turyści w poszukiwaniu ładnych kadrów wśród pól słoneczników nie tylko dewastują pracę farmerów, ale także pozostawiają mnóstwo śmieci. Podobne przykrości spotkały słoneczniki w Ontario w Kanadzie.

Za każdym razem przed wyciągnięciem z kieszeni telefonu, czy aparatu, by zrobić sobie zdjęcie w pięknej scenerii warto zadać sobie pytania: po co tak właściwie jest mi to zdjęcie? Czy czasem wchodząc tu nie niszczę czyjegoś mienia?

Gwarantuję, że nawet tak skromny wysiłek z Waszej strony może mieć ogromny wpływ na jakość turystki.

 

Nigdy nie przekładaj bezpieczeństwa innych nad swoją przyjemność

A słyszeliście o plaży na Phuket, gdzie za zrobienie sobie selfie można zapłacić nawet życiem?

Jest takie miejsce na Phuket, nad którym bardzo nisko przelatują schodzące do lądowania samoloty. Turyści upodobali je sobie jako doskonały spot do robienia efektownych zdjęć z sylwetką samolotu na drugim planie. Takie zdjęcia z pewnością zrobiły wrażenie na wielu znajomych, ale nie do końca spodobały się władzom Tajlandii, które słusznie dopatrzyły się dużego zagrożenia. Harcujący fotografowie-amatorowie mogą pozostać nie bez znaczenia dla uwagi pilota, który wykonuje akurat jeden z najtrudniejszych manewrów podczas lotu. Tajowie zakazali wstępu do strefy, w której robiono zdjęcia. Złamanie zakazu może kosztować śmiałka nawet życie. Ostro.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez PCHY (@pchy98)

Ole!

Warto posłużyć się tym przykładem żeby zdać sobie sprawę, że często niewinne i niepozorne zachowanie może prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji.

Na Phuket do żadnego poważnego incydentu nie doszło i my również myśmy prewencyjnie zamiast być mądrymi po szkodzie. Natomiast naprawdę ciężko w neutralnych słowach opisać tegoroczne wydarzenie w islandzkim Jokulsarlon, gdzie syn nagrywał porywaną przez ocean matkę zamiast udzielić jej pomocy. Nowe granice curiosum w turystyce zostały przekroczone.

Nie podejmuj ryzyka żeby mieć się czym pochwalić

Może ciężko w to uwierzyć ale między 2011 a 2017 rokiem ponad 250 osób poniosło śmierć podczas próby zrobienia sobie modnego zdjęcia. Najczęściej do takich wypadków dochodziło na skraju zboczy i przy torach kolejowych. Wykonawcom zależało na sfotografowaniu się w spektakularnej mrożącej krew w żyłach scenerii albo na tle nadjeżdżającego pociągu. Są dużo lepsze sposoby, żeby zaimponować znajomym i cała paleta lepszych pomysłów na opowiadanie o świecie. Czy ryzykowanie zdrowia i życia dla ekscytującej fotografii to znak rozpoznawczy turystyki naszych czasów? Mam nadzieję, że nie.

Źródło: selfietodiefor.org

Wśród czytelników mamy wiele młodych osób i ten punkt kieruję szczególnie do Was.

Zanim przyjdzie Wam do głowy pomysł na szalone zdjęcie przemyślcie dobrze czy Waszym bliskim zebrane pod nim lajki wynagrodziłyby skutki wypadku.

 

Spędzaj więcej czasu z ludźmi niż z własnym telefonem

Poznawanie ludzi wychowanych w innych kulturach, długie rozmowy z podróżnymi z krajów z całego świata, spontaniczne znajomości, które prowadziły do zapadających na długo w pamięć przygód – to wszystko było zawsze solą podróżowania i jeden z największych motywatorów do ruszenia w świat. Dziś? Zamiast spojrzeć na drugiego człowieka wolimy patrzeć w telefony. Tutaj nie przytoczę żadnych badań, ani konkretnego przykładu, myślę, że nie trzeba. Widać to gołym okiem. Hostele? Ludzie wpatrzeni w telefony. Autostopowicze? Często zajęci przede wszystkim pakowaniem relacji na żywo do internetu. Spotkania na krańcach świata? Lepiej „strzelić” portret z ukrycia niż poznać się i porozmawiać. Rola jaką zajmuje w naszym podróżowaniu technologia i rosnąca potrzeba dzielenia się w internecie przeżyciami powoduje, że mamy mniej czasu i chęci na poznawanie i rozmawianie z innymi ludźmi.

Mówi się, że podróże to nie miejsca a ludzie, ale nie wiem czy wkrótce to hasło nie odejdzie do lamusa.

 

Nie ma różnicy między podróżą samolotem a koleją? Wybierz kolej

Być może część z Was słyszała, że 10% dwutlenku węgla trafiającego do atmosfery to pochodna przemysłu turystycznego. Zanieczyszczenie pochodzi głównie z samolotów. Wydawało by się, że jest czymś nie do osiągnięcia namówienie ludzi do zrezygnowania z szybkiego i niedrogiego przemieszczania się na rzecz ochrony środowiska, ale… w Szwecji nawet nie trzeba było specjalnie namawiać. Co zrobili Szwedzi? Otóż Szwedzi masowo przestali korzystać z samolotów właśnie po to, by zmniejszyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Przewoźnicy lotniczy operujący na terenie Szwecji zanotowali zauważalny spadek pasażerów, a koleje, wręcz odwrotnie. W ankiecie przeprowadzonej przez World Wildlife Found 23% Szwedów wskazało, że w ciągu ostatnich lat zrezygnowało z podróżowania samolotem ze względu na ochronę środowiska.

Szwedzi poszli jeszcze dalej i wymyślili kilka słów wynikających ze stworzonego przez nich ruchu. Smygflyga” to latający potajemnie a „flygskam” znaczy wstyd wywołany lataniem.

Przed Wami trasa, którą na takich samych zasadach możecie podjąć koleją i samolotem?  Bądźcie jak Szwedzi.

Nie śmieć, nie toleruj śmiecenia. A może nawet posprzątaj?

Rośnie ruch turystyczny, rośnie ilość produkowanych śmieci i nie-ste-ty rośnie ilość śmieci na ulicach miast, w środowisku naturalnym, wszędzie tam, dokąd podróżujemy. Elementarną zasadą każdego, kto decyduje się na wyjazd turystyczny powinien być powrót bez zostawienia po sobie ani grama papierka.

Jest to tak samo ważne jak porządne zasznurowanie butów przed maratonem i absolutnie nikomu nie wolno wystartować dopóki nie upewni się, że tak właśnie jest.

Samodyscyplina jednak nie wystarczy byśmy mogli jeszcze długo cieszyć się krajobrazem wolnym od latających siatek i plastikowych butelek. Nie można pozostawać obojętnym na śmiecenie innych. Miejcie odwagę zwrócić uwagę osobie, która pozostawia po sobie syf. Z reguły to działa. I jest duża szansa, że osoba, która po sobie ten nieporządek zostawiła już więcej tego nie zrobi. Bo to wstyd, kiedy ktoś zwraca ci uwagę, że jesteś śmieciarzem. Druga rzecz to wypicie piwa, które już zostało nawarzone. Jeżeli wydaje Wam się, że posprzątanie świata jest niemożliwe zobaczcie jak doszło do posprzątania pewnej plaży w Indiach, na której zalegały miliony kilogramów śmieci. Wszystko zapoczątkował jeden człowiek.

Wspólne sprzątanie to wspaniały trend na którym korzystamy wszyscy i nie pozostaje on bez znaczenia dla miłośników podróży.

 

Nie musisz, nie zostawiaj po sobie śladu

Co myślicie o turystach, którzy wszędzie muszą pozostawić po sobie ślad? Dla mnie kiedyś to było dość oczywiste – dotarłeś do ciekawego miejsca masz prawo zostawić tu swój podpis. Niech inni zobaczą, że i tobie się udało! Duma rozpierała mnie kiedy dotarliśmy do słynnej Dacoty DC-117. Ale teraz uważam to za żenadę i jest mi wstyd. Nic nie przemawia za tym, żeby zostawiać po sobie ślad w miejscach turystycznych. Bo jeśli zapragną tego wszyscy w końcu ktoś może wpaść i na taki pomysł:

źródło icelandmag.is

Wiem, nie będzie łatwo Was przekonać, bo potrzeba zaznaczenia swojej obecności to coś, co człowiek ma w swojej naturze i robi to odkąd tylko się przemieszcza. Jak Wam się podobają te XVIII w. podpisy na malowidłach mających po 400 lat?

Bukowina, Rumunia

 

Ale jeśli nie musicie, nie róbcie tego.

 

Jesteś twórcą internetowym? Nie napędzaj mody na epickie zdjęcia

Znowu nasuwa się na myśl porównanie do świata mody, która jeszcze niedawno była w podróżach ledwo widoczna. Nie żebym miał coś do bycia modnym, ale podążanie za trendami w świecie podróży, mam na myśli szczególnie trendy instagramowe często sprowadza potrzebę odwiedzenia jakiegoś miejsca do zrobienia sobie w nim zdjęcia wg. popularnego wzoru. Znacie insta_repeat? Najbardziej epicki profil na Instagramie.

 

 

 

 

 

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Post udostępniony przez Insta Repeat (@insta_repeat)

Nie trafiliście jeszcze na kolejkę do Insta fotki w popularnym turystycznie miejscu? Lucky you!

 

Nie nakręcajmy mody na takie zachowania. Opowiadajmy o świecie na swój własny sposób. Pokazujmy odbiorcom naszą kreatywną i oryginalną stronę. Zachęcajmy do poznawania rzeczywistości zamiast powielać cukierkowe wzorce, które są kreacją na potrzeby mediów społecznościowych.

Wróć do klasyki

Wzrost masowości turystyki i spłaszczanie się form opowiadania o podróżowaniu to dobry moment żeby sięgnąć do klasyków literatury podróżniczej i poszukać inspiracji wśród słów mistrzów gatunku. Książki Paula Theroux, Sandora Maraia, Nicholasa Bouviera, Mariusza Wilka czy Piotra Strzeżysza mogą przypomnieć o wartościach podróżowania, które ulegają przekształceniu pod wpływem gonitwy za atencją i konsumpcyjnego charakteru turystyki.

Bouvier to jeden z najbardziej spostrzegawczych podróżników, którzy kiedykolwiek chwycili za pióro.


Jak będzie wyglądała przyszłość podróżowania? Czy czeka nas przesycenie turystyką, zadeptanie, spadek atrakcyjności miejsc i degradacja środowiska naturalnego? Czy priorytetem podróżnego będzie pojechać już tylko tam, gdzie nie ma innych? Czy może wystarczą odpowiednie regulacje ze strony władz, a my turyści stosując się do nich wyjdziemy na prostą? Dziś, częściej niż gdzie podróżować powinniśmy zadawać sobie pytanie jak podróżować. Przyszłość globalnej turystyki, albo jej brak, jest jeszcze w naszych rękach. Zauważalnym trendem staje się ekoturystyka – wydaje się że to właściwy kierunek, który może pogodzić potrzeby środowiska oraz potrzeby turystów.

Dołącz do dyskusji! 16 komentarzy

  • Ola pisze:

    Świetny tekst, temat o którym trzeba mówić, ale chyba jeszcze nikomu nie udało się z nim przebić do szerokiej publiki. Trzymam kciuki bo to bardzo potrzebne przy takiej modzie i łatwości podróżowania jaką teraz mamy. I wydaje mi się, że niestety w sporej mierze to teraz moda na podróże, a nie odnajdywanie siebie, chęć poznania kultury i tak jak napisałeś zastanawianie się „po co tam chcę jechać”. Czy jadę w góry, bo lubię góry, chce wejść na szczyt, cieszyć się widokiem i traktować to jako pewnego rodzaju duchowe przeżycie/respekt dla natury, czy to tylko strzelenie fotki bo fajnie wygląda na insta i zejście na dół…

  • wiktoria pisze:

    Bardzo wartościowy artykuł, widać dużo włożonej w niego pracy, świetny dobór dalszej „literatury”. Chcemy więcej takich tekstów! 🙂

  • Krzysiek pisze:

    Cześć!

    Czy zmienialiście ten tekst? Bo z tego co pamiętam za „Ta ewolucja przebiegła w zastraszająco szybkim tempie. Gdy niespełna 10 lat temu zaczynaliśmy tworzyć Paragon świat podróżowania wyglądał zupełnie inaczej.” były jeszcze przykłady jak na przykład 10 lat temu w Norwegii było X tysięcy turystów, a teraz Y milionów i tak dalej. Pisząc swój tekst na bloga chciałem Was zacytować, ale teraz nie mogę :(.
    Czy się pomyliłem i to nie tu było?

    Pozdrawiam,
    Krzysiek

  • Bardzo wartościowy tekst zmuszający do przemyślenia naszego podejścia do podróżowania. Ci Szwedzi są niesamowicie zdyscyplinowani! A klasyka literatury popieram że jest świetna! Dzięki Bartek i pozdrawiam!

  • Szalenie ciekawy temat. Dobrze, że blogerzy go podejmują. Pracuje w turystyce i z przerażeniem obserwuje te dynamiczne zmiany. Wydaje się, że tylko zaczynajac od skali mikro możemy coś zmienić w skali makro!

  • Bardzo mądry i potrzebny tekst. Pierwszy raz ze zjawiskiem overtourismu zetknęłam się w Tajlandii. Przez całe lata marzyłam o tym, aby zobaczyć słynną iglice Jamesa Bonda. Gdy dopłynęłam na tę malutką wysepkę i stałam w kolejce, na wąskiej skalnej ścieżce, aby zrobić sobie zdjęcie – i to na zasadzie: szybko, szybko, bo inni czekają to odechciało mi się wszystkiego. To rozczarowanie boało o tyle mocno, że było to moje marzenie. Taki symbol, który miałam w głowie od wielu lat.
    Teraz też odwiedzam miejsca z głównych szlaków – ale bardzo często poza sezonem i rzeczywiście przed podróżami szukam jakiś alternatyw…. tylko to trochę rozwiązanie doraźne … za czas jakiś alternatywy staną się must see – wystarczy tylko kilka zdjęć na insta.

    • Bartek Szaro pisze:

      Hej Magda,

      To chyba najmniej przyjemna sytuacja – kiedy masz w głowie wspaniały obraz wymarzonego miejsca, a w rzeczywistości ani trochę nie spełnia oczekiwań…

      Czy alternatywne szlaki wciąż będą istnieć? Myślę, że tak. Ludzie są zbyt leniwi i wygodni żeby masowo gonić tam, gdzie wciąż nie ma infrastruktury.

      Pozdrawiam i dzięki za miłe słowo 🙂

Miejsce na Twój komentarz

*