Słowacja to taki kraj, którego polscy turyści używają głównie do przedostania się nad wybrzeże Adriatyckie bądź na plaże morza Czarnego. Ewentualnie ktoś zaglądnie w słowackie Tatry na narty i zahaczy o jakiś zamek. Czasy wycieczek do Słowackiego Raju i eskapad do przygranicznych sklepów po tańsze trunki połączonych z trekkingami po górach wydają się być bezpowrotnie zakończone. A pośród spokojnych równin i łagodnych pagórków naszego południowego sąsiada da się odnaleźć miejsca, może nie tak przyciągające jak najciekawsze atrakcje południowej Europy, ale na pewno warte większej uwagi. Są oazy spokoju, kulturowe zagłębia, perełki – niespodzianki, romantyczne sterty kamieni, egzotyczna przyroda(!) i ospałość nie wysysająca z przyjezdnego cennych pokładów energii. Dziś zapraszamy na Słowację. Przed czytaniem przestańcie kojarzyć ten kraj jedynie z cyganami.
Wszystkie zalety Słowacji odkryłem zaledwie podczas zeszłorocznego dwudniowego pobytu. W założeniach, jak to zwykle, nie było żadnych konkretnych planów. Chodziło o to żeby pojechać, rozejrzeć się, poznać i zobaczyć co się stanie. Słowacja nie ma swoich markowych, turystycznych produktów typu Most Karola, Koloseum, Brama Brandenburska czy nadmorskich kurortów, co przecież wcale nie znaczy, że nic tam czegokolwiek, co byłoby warte zobaczenia. Nie trzeba było się długo niecierpliwić ani długo szukać by prędko trafić na właściwy trop.
Andy Warhol. Znacie go? Światowej sławy amerykański artysta, jeden z twórców nurtu pop-artu. Kojarzony na całym świecie. Prędzej czy później każdy gdzieś przynajmniej otarł się o dorobek Andy’ego. Czy to z jego rysunkami, filmami, grafikami czy chociażby słynnym projektem puszki zupy Campbell’s. Do niewielu dotarł za to fakt, że w żyłach Andy’ego płynęła słowacka krew. Zaraz za polsko-słowacką granicą znajduje się wioska Mikova, z której pochodzili jego rodzice – Andrij i Ulija. A zaraz obok wioski Mikova znajduje się miejscowość Medzilaborce mieszcząca muzeum, które w całości poświęcone jest twórczości wieszcza pop-artu. Klasyczny socrealistyczny kloc nie zwracający uwagi niczym specjalnym pozornie ukrywa się w środku miasta przez które przechodzi jedna ulica. Więcej aut zajmuje miejsca parkingowe pod supermarketem stojącym na przeciwko. Mieszkańcy Medzilaborców mają unikatową możliwość degustowania prac Warhola bezpośrednio po zrobieniu niedzielnych zakupów. Nie wiedzieć czemu nikt z tej opcji nie korzysta.
W środku natomiast prawdziwe kosztowności i słodycze dla fanów podwalin sztuki nowoczesnej. 2 piętra porządnie wyścielane pracami, którymi niejednokrotnie zachwycał się cały świat. Muzeum zawiera nie tylko dzieła Andy’ego ale także sporą ilość jego prywatnych przedmiotów. Aparat, okulary, notatnik, szpargały, drobnostki. Na dole mały sklepik ze zbiorem kopii muzealnych osobliwości i kilka pracownic przyzwyczajonych już do codziennego witania ledwie garstki przybyłych, nieco zagubionych turystów.
Pierwszy punkt wycieczki był więc nad wyraz wybitny. Kolorowy od wewnątrz bunkier sztuki w nieznanej mieścinie wyrosłej pośród dzikiego lasu.
Następny był zamek. Mały zamek, na niskim wzgórzu nieopodal smutnej wioski. Martwię się, że ludzie coraz częściej zapominają o zamkach. Coraz rzadziej zdarza się, że ktoś przyjeżdża z wycieczki i opowiada mi o tym, że odwiedził mury starodawnej twierdzy. Choć można odnaleźć w tym i pewne plusy bo dzięki temu zdarzają się sytuacje, w których zamek da się oglądać mając go na wyłączność.
Tak się zdarzyło właśnie w przypadku tego małego zamku. Właściwie nie miał on żadnych powalających atutów, zostało z niego mniej niż więcej, ale dzięki temu, że dookoła nie ma tłumów wyobraźnia dużo lepiej radzi sobie z przywoływaniem rzeczywistości z czasów świetności warowni. Już na horyzoncie widać wędrujące wojsko, z dziedzińca znika wszelki ruch targowy, a flagi trzepoczą od zwiastującego bitwę szablistego wiatru.
A tak naprawdę dookoła tylko spokój cisza i widoki łagodnych, ciemnozielonych pasm ciągnących się kilometrami. Niby takie jak w Polsce, ale jednak trochę inne.
Zamki, mniejsze czy większe, to niewyczerpana kopalnia przyjemności pośród złóż słowackiej turystyki.
Nie jest to jednak wciąż ten poziom urlopowej przyjemności jaki mogą zaserwować Chorwacja, Czarnogóra czy Rumunia. Brakuje Słowakom morza. Znając życie i moc militarno-polityczną Słowaków prędko się skrawka wybrzeża nie doczekają. Nic jednak straconego gdy ma się na swoim terytorium kilka interesujących jezior, z czego wiem, że jedno może zaserwować całkiem przystępne niespodzianki. Przy jeziorze Velka Domasa istnieje możliwość natknięcia się na stary, kruszący się kościół, którego przed zaborczymi wodami strzeże wysoki na kilkanaście metrów wał. Wał nie tylko chroni mury świątyni przed destrukcyjną mocą fal, ale i stanowi najlepszy w okolicy punkt widokowy na cały akwen. Ludzi na Słowacji jest mało, a jezioro linie brzegową ma sporą, więc każdy kto będzie potrzebował dla siebie trochę więcej miejsca bez problemu je znajdzie. Ogłaszam jedynie, że niszę pomiędzy wałem a drogą na noc rezerwuję ja. Trafione miejsce na nocleg na dziko.
Trzeba jednak uważać, gdyż jezioro Velka Domasa jest pełne dzikiej, niebezpiecznej egzotycznej przyrody. Co chwilę na duże palce turystycznych stóp polują wodne węże rodem z dorzecza Amazonki.
Jeżdżąc rzadko uczęszczanymi słowackimi szosami wystarczy gdziekolwiek zjechać w boczną drogę by po chwili znaleźć się na jakimś szlaku, obok maleńkiej kapliczki lub przy ujściu źródlanej wody. Infrastruktura bardzo sprzyja pieszym wycieczkom, a mimo to żywych dusz na tych trasach nie widać. Skoro nikt nie przeszkadza, widoki nie ustępują tym Bieszczadzkim, o kontakt z cywilizacją martwić się nie trzeba, a i portfel nie powinien mieć nic przeciwko – dlaczego nie pojechać właśnie tam?
Można by jeszcze rozpisać się o zanikającej kulturze Łemków i Bojków, którą wciąż poznawać można w północno-wschodniej części Słowacji. Ilość drewnianych cerkwi, symbolicznych krzyży w środku pola, drewnianych, leciwych domków tworzy żywy skansen, świat, którego według wielu już dawno nie ma. A on cały czas jest, co najciekawsze, bliżej niźli dalej.
Wciąż jesteśmy kuszeni ofertami tanich linii lotniczych, szukamy lotów do miejsc mało uczęszczanych, tajemniczych, w których czeka na nas nieznane. A kto z przekonaniem może powiedzieć, że dobrze zna naszego południowego sąsiada i że brakuje tam miejsc bogatych we frapujące historie ? Jedynie dwa dni wystarczyły żebym poczuł się umiarkowanie zafascynowany.
Może kolejną wycieczkę z kategorii Spektakularny Sylwester zrobimy sobie na Słowację? Jacyś chętni?
[fb-like]
Nie wiedziałem,ze tam znajduje się takie piękne muzeum. Dzięki za pokazanie. Muszę odwiedzić. Zarówno Bowie i Warhol jest mi bardzo bliski.
Dwa dni wystarczą na odkrycie wszystkich zalet kraju? To chyba nie za dużo tych zalet 😛 A tak na poważnie, to artykuł bardzo ciekawy. Pokazuje, że na Słowacji poza Tatrami i Bratysławą są również inne miejsca warte zobaczenia 🙂
Słowacja jest super, szczególnie na narty i kąpiel w termach – nie ma takiego tłoku, jak w Polsce, na szlakach to widać 🙂
Suuper, tylko na Słowacji nigdy nie było Łemków ani Bojków 🙂 Rusnacy owszem 🙂 A wspomniany Andy był właśnie Rusinem, Rusnakiem. A Słowacja jest piękna 🙂 Pozdrawiam!
Ja jestem bardzo chętna!!!!!
No to dzwoń do mnie.
Nareszcie ktoś zaczyna doceniać Slovensko 🙂