Co robić w Bukareszcie? Nie wiadomo. W Warszawie można wjechać na Pałac Kultury i Nauki, w Berlinie pójść do Pergamonu, w Pradze przejść się Złotą Uliczką. A w Bukareszcie? Niby jest ten Parlament, ale to przecież betonowy koszmarek… Taki nieciekawy ten Bukareszt. Z niczym wyjątkowym się nie kojarzy.
Co zatem można robić w nieciekawym mieście? Niestety, dużego wyboru nie ma. Jesteśmy skazani na robienie nieciekawych rzeczy. Żeby przekonać się jak nieciekawy jest Bukareszt miałem wystarczająco dużo czasu – 4 dni.
Całe 4 dni na zrozumienie raz na zawsze, że więcej nie ma tu po co przyjeżdżać, a ten wyjazd do okropny błąd i strata czasu.
Spis treści
Co zobaczyć w Bukareszcie? Albo czego nie zobaczyć?
Bukareszt jest tak nieciekawy, że nawet ciężko było znaleźć wystarczającą ilość rzeczy do zrobienia, na bazie których mógłby powstać ten nieciekawy przewodnik. Jeśli kiedyś przyjdzie Wam do głowy pomysł, żeby pojechać do Bukaresztu wyproście go zanim jeszcze zdąży się na dobre rozgościć.
To, co? Gotowi na dawkę nieciekawych bukaresztańskości?
Przekonaj się do socjalistycznego modernizmu
Pierwsza najgorsza rzecz jaką można zrobić w Bukareszcie. Od tego wypada zacząć ten przewodnik. W Bukareszcie możecie znaleźć kilkadziesiąt okropnych, w ogóle nieinteresujących betonowych budynków, które w żaden sposób nie wybijają się ponad przeciętność swojej epoki.
Napisałem o tym więcej w przewodniku po bukaresztańskim betonie. Tak na wszelki wypadek, gdybyście chcieli utwierdzić się w przekonaniu, jak straszne musi być ich oglądanie na żywo.
Przekonaj się jak brutalistyczna może być politechnika
Studiujesz? Masz szczęście, że nie jesteś studentem Politechniki Bukaresztańskiej. Musiał byś wtedy od czasu do czasu przechodzić obok budynku rektoratu, który jest najbardziej znaczącym przykładem brutalizmu stolicy Rumunii.
A te wnętrza? Ta przestrzeń? Możliwość oglądania zachodu słońca spod kosmicznego talerza na poddaszu? Albo czytanie książki w przeszklonej sali z widokiem na miasto? Takich tortur nawet nie chcę sobie wyobrażać.
Odnajdź kosmiczny statek w północnej części miasta
Jeżeli nie zmasakrowałby Cię widok okropnego rektoratu politechniki dzieła z pewnością dokonałaby hala Romexpo. W ogóle nie wiadomo, kto pozwolił coś takiego wybudować. Koncert, albo wydarzenie sportowe w hali o takim kształcie to przecież morderstwo poczucia estetyki z wyjątkowym okrucieństwem. Sam nie wiem, jak to przeżyłem.
Macie szczęście, że nie grozi Wam wizyta na Bulevardul Mărăști 65-67.
Zobacz, gdzie narodził się rumuński hip-hop
Długa podróż linią metra M1 na ostatnią stację może być niczym podróż do ostatniego kręgu piekieł. W ten sposób można przenieść się na największe rumuńskie blokowisko. Pantelimon. Uwierzcie, nic nie sprawi Wam tu większej przykrości niż oglądanie konstrukcji Stadionu Narodowego z dachu galerii handlowej Mega Mall, nic nie uprzykrzy dnia bardziej niż podążanie śladami pierwszych rumuńskich nagrań hip-hopowych jadąc przez dzielnicę tramwajem nr 14.
Naprawdę możecie się cieszyć, że nigdy Was to nie spotka.
Wejdź do komunistycznej hali targowej „Hunger Circus”
Absolutnie niewartym zachodu przeżyciem jest odwiedzenie jednej z dwóch istniejących hal targowych „Hunger Circus”, która znajduje się na Pantelimonie. To targowisko w kształcie cyrkowego namiotu, które wg. koncepcji komunistycznego dyktatora Rumunii Caucescu miało być socjalistycznym hipermarketem. Planu nie zrealizowano, powstały tylko dwa takie obiekty. I oczywiście nie ma najmniejszego sensu ich odwiedzać.
Wejdź do wsi w środku miasta
Chcecie uciec od modernizmu i socrealizmu? Nie ma problemu. Ale będzie to ucieczka z deszczu pod rynnę. Azylem może być skansen z obiektami tradycyjnej zabudowy drewnianej całej Rumunii. No, gorzej to już chyba być nie może, czyż nie? Na dodatek ogromny areał jest położony nad jeziorem, przy dużym parku Herastrau, co tylko podkreśla nieciekawość miejsca.
Można przyjść chyba po to, żeby się dobić.
Zobacz jak rodzi się rumuńska sztuka
Do Liceum Dimitrie Paciulea można dojść chyba tylko błądząc w poszukiwaniu lepszego losu. To, co można tutaj zobaczyć jest nieciekawe do potęgi. Jakaś fasada w z geometrycznymi kształtami, jakieś hale pełne sztuki młodych artystów… Jakby nie lepiej byłoby w nich składować złom. Kompletna nuda i strata czasu.
Gdybym wiedział, że to epicentrum monotonii na pewno bym się nie zameldował pod adresem Strada Băiculești 29.
Zafunduj sobie spacer Bulevardul Dacia
Albo ta długa ulica wychodząca z centrum pełna ogromnych budynków w różnych stylach, z których każdy jest zabytkiem. Przecież już lepiej zasiąść przed telewizorem i obejrzeć 50 odcinków „Klanu” z rzędu niż poświecić choć 10 minut na ich rekonesans.
Eh… Dobrze, że tam nigdy nie pójdziecie, bo jeszcze ktoś przypadkiem wpadłby na pomysł żeby wejść do Galerii Art Yourself albo do kina Elviry Popescu. Albo jeszcze gorzej, zdecydowałby się na obejrzenie Willi Marii Ioanidi…
Przyjrzyj się starym mapom w najbliższej odległości
Możecie nie wierzyć, ale to się stało na prawdę. W Bukareszcie ktoś wpadł na pomysł żeby założyć Narodowe Muzeum Map i Starych Książek.
Zabawa ma niby tkwić na tym, że na wejściu dostaje się lupę i w kolejnych pomieszczeniach sonduje przy jej użyciu 200,300,400-letnie mapy. Przecież to bez sensu. Lupy służą do podpalania mrówek na podwórkach a mapy od dawna mamy w telefonach, więc po co marnować czas i pieniądze.
Nie dość, że nieciekawe to jeszcze durne.
Podziwiaj wnętrza zabytkowych willi
Chciałem Wam oszczędzić ten punkt, ale jednak nie mogę… W niektórych z bukaresztańskich willi są muzea. Jednym z nich jest Muzeum Theodora Pallady’ego. Dokładnie znajduje się w Casa Melik. Takim tradycyjnym kupieckim domku z II poł. XIX wieku.
Kto to jest Theodor Pallady? No, właśnie ja też nie wiem. Picasso, Rembrandt… Coś słyszałem, ale po grzyba oglądać zbiór dzieł i kolekcję sztuki jakiegoś Paladiego.
A dom jak dom, przecież są takich dziesiątki, no.
Skosztuj pierwszego piwa rzemieślniczego w Rumunii
Dramatem zakończyła się moja wizyta w barze Romanian Craft Beer pzy Calea Victoriei 91, który jest podobno pierwszym barem w Rumunii z rzemieślniczym piwem.
Piwo było oczywiście okropne i niewarte spróbowania. Harnaś i Tatra są dużo lepsze. Coś się we mnie jednak złamało, coś skruszyło, żal mi się zrobiło innych i postanowiłem wypić tych piw więcej niż jedno. Po to, żeby inni nie musieli go pić, rzecz jasna.
Było to niesamowicie nieciekawe doznanie. Jeszcze bardziej nieciekawe, niż nieciekawy był poranek dnia następnego.
Sieknij koktajl w igloo na dachu wieżowca
I na koniec gruby jak palec gwóźdź do bukaresztańskiej trumny. Totalny dramat i pomieszanie z pomyleniem. Wyobraźcie sobie, że w Bukareszcie popularne są knajpy na dachach budynków, z których rozpościerają się widoki na miasto. Pura Vida Sky Hotel, Linea, 18 Lonuge, Luna Bar, Deschis Gastrobar, NOR, Sky Bar Dorobanti, Astrodom, Silk Panoramic Restaurant, Vu’s Rooftop Restaurant, Upstairs Rooftop, NOMAD Skybar – wymieniam wszystkie, jakie znam żeby Was przestrzec przed tym okropnym zjawiskiem.
Na domiar złego wiele z tych miejsc nie jest otwartych tylko w sezonie. Działają niestety także w zimie bo… restauratorzy stoliki pozamieniali na ogrzewane igloo. Także tak.
Eh.. szkoda strzępić klawiatury. Po prostu zobaczcie zdjęcie jakie to jest czerstwe.
Skorzystaj z świetnych promocji restauracji i barów
Jakby tego było mało restauracje w Bukareszcie kompletnie nie potrafią robić promocji i zachęcać do korzystania z ich oferty. Zobaczcie na przykład taki szyld. A podobnych jest wiele.
Czy oni myślą, że to zadziała? Trzeba na takim szyldzie napisać happy hour 12:00-13:00 i że wtedy do schabowego szklanka kompotu gratis, a nie robić sobie jakieś mało śmieszne żarty.
Bukareszt na choćby weekend? Nigdy, przenigdy!
Mógłbym wymienić jeszcze kilka rzeczy: oglądanie z kładki pociągów odjeżdżających z Gara du Nord, albo spacery po osiedlowych parkach, ale nie mam sumienia Was już dłużej męczyć.
Widzicie jak to wygląda. Starałem się jak mogłem. Mam nadzieję, że udało się Wam uświadomić jak nieciekawym i niewartym uwagi miastem jest Bukareszt. Nie ma tu ani wieży Eiffla, ani Rijksmuseum…
Odkrywanie jakiś nowych, nieoczywistych atrakcji to przecież żadna radość.