Jak często zdarza Wam się myśleć o wyjazdach z biurami podróży? Mnie już to nie trapi od dłuższego czasu, ale pomyślałem, że przejrzę oferty wycieczek zorganizowanych po Islandii by porównać ich styl i koncepcje z fasonem naszego ostatniego wyjazdu. Czytając napięte programy wypełnione atrakcjami i zwiedzaniem stwierdziłem, że warto będzie jakiś przykładowy dzień z zaplanowanej wycieczki porównać z naszym standardowym dniem w podróży.
Czytam i czytam te oferty, choć dobrze wiem, że nie są skierowane do takiej osoby jak ja. Przeważa zwiedzanie. Lubię w podróży odwiedzać ciekawe miejsca, wartościowe ze względu na historię lub reprezentujące jakiś trend lub styl, ale traktuje to bardziej jako dodatek niż priorytet i główny program wyjazdów. W opisach zawarte są encyklopedyczne dane dotyczące zabytków, muzeów i innych obiektów, których odwiedzenie przewiduje biuro. Daty, wymiary, nagminnie podkreślana jest też wyjątkowość wszystkiego, czego przyjdzie podczas wycieczki doświadczyć. To mi się najbardziej nie podoba – wszystko jest „naj”. Plaże, na których przewidziany jest wypoczynek, są najczystsze i najpiękniejsze, wszystkie widoki „zapierają dech w piersiach”, na każdym kroku będziemy natykać się na „cuda natury”, dookoła „czeka na państwa szeroka gama atrakcji”. Nie ma możliwości by choć jedna chwila nie była wyjątkowa. Rozumiem, że trzeba się reklamować i że w dużej mierze większość proponowanych miejsc jest na prawdę unikatowa, ale taka kondensacja pochwalnych przymiotników i rozpościerających skrzydła zwrotów przesładza odbiór. I brzmi podejrzanie. Dla Polaka na wakacjach nigdy nie może być przecież za kolorowo.
Wszystko jest też dokładnie zaplanowane. Wyjazd z pod hotelu o tej i o tej, zbiórka na placu 15 minut wcześniej, odjazd. Jedna atrakcja, druga atrakcja, trzecia. Człowiekowi ślinka będzie cieknąć po przeczytaniu tych wszystkich opisów, nadyma dodatkowo balonik oglądając przed wyjazdem wspaniałe zdjęcia w internecie, a na miejscu się okaże, że autokar zatrzymuje się wszędzie na 20 minut. Będzie czas by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie… i właściwie tyle. Brak miejsca na jakąkolwiek spontaniczność plewi wyjazd z najciekawszych historii.
Nie mówiąc już o cenach. Może jesteśmy monotematyczni, ale jak widzę, że tygodniowa wycieczka na Islandię dla jednej osoby kosztuje 18 tys. zł (ale uwaga, uwaga – przeceniona z 19 tys. zł!, więc okazja), a jak się chce mieć w pakiecie kolacje należy dodatkowo dopłacić 1500 zł, to mi z hukiem przysłowiowe ręce opadają. Wycieczka adresowana jest na dodatek: „Dla wszystkich podróżników, którym apetyt rośnie w miarę zwiedzania.”. Eh, chyba Bareja razem z Monty Pythonem musieli nad tym siedzieć.
Obejrzyjcie prostą relację, złożoną ze zdjęć oraz filmów, z jednego dnia naszej podróży. I porównajcie go do takiego, który analogicznie czeka na zorganizowanej wycieczce. Dla kogoś, kto całe życie siedzi na tyłku w biurze może to wyglądać jak włóczęgostwo, a mycie zębów na stacji benzynowej jak akt desperacji. Dla nas to jednak zabawa i nie bardzo przejmujemy się tym, że w takich momentach przechodnie potrafią obwiesić nas pogardliwymi spojrzeniami. Wygody oferowane przez biura – hotele, transport autokarem, opieka przewodnika – zastępujemy spaniem na dziko w namiocie, autostopem i rozmowami z mieszkańcami. Nie inspirują nas przejaskrawione hasła zawarte w broszurkach a chęć przeżycia czegoś zaskakującego i perspektywa poznawania świata według własnych reguł. A gdy zdarzają się takie dni jak chociażby ten tutaj, czuję, że to więcej, niż mógłbym doświadczyć przez cały, chociażby dwutygodniowy, zorganizowany wyjazd.
Niech będzie godzina po godzinie. Tak jak to wygląda w profesjonalnie przygotowanym folderze turystycznym.
Stopa łapiemy zanim się dobrze obejrzymy. Zatrzymuje się uroczy żeglarz, który wiezie nas 20 km za swoje miejsce docelowe.
Z Panią, która opowiada nam w co nieco o swoim kraju.
Gdzie siedzimy dobrych kilka godzin badając okolicę. Mam nadzieję, że nie obrazicie się za trochę golizny. Siła wyższa. Uznaliśmy, że w ciuchach by było nie wygodnie.
Eh, fajnie było…
[fb-like]
Panowie w którą stronę i mniej więcej jak daleko od Jeziora Myvatn jest to kąpielisko?
Pozdrawiam!
Islandia jest na mojej Bucket list!
PS. Ten dzień (który przedstawiliście) jest wykorzystany na maksa – czyli fajny 😉
A z biurem… no comments 🙁
Najlepsze są bez biura – biuro nie daje swobody :/
A zresztą to przyjemność pojechać gdzieś wg własnego widzimisię 🙂
Wypada zatem podsumować tekst w nawiązaniu do tytułu: Paragon vs. Biura 1:0.
My od biur podrozy trzymamy sie z zaloznia z daleka i jesli kiedys pojedziemy na islandie (a pojedziemy :)) to na pewno na wlasna reke. Jestem jednak w stanie zrozumiec osoby na przyklad takie jak moja mama, ktora ma juz prawie 65 lat, a ciagnie ja w swiat. Sama nie pojedzie, bo nie zna jezyka i boi sie ze sie nie dogada. Wiec zawsze wybiera biuro podrozy, Zapewnia jej to wygode, a co zobaczy to jej. Gdy byla mloda nie bylo ja stac na podroze (szczegolnie przy 4 dzieci do wychowania…), teraz za to korzysta z zycia ile wlezie i bardzo mnie to cieszy 🙂
Islandia jest piekna, dzieki tym zdjeciom jeszcze bardziej chce tam pojechac.
Ale wybiore – wycieczke z biurem podrozy. I nie neguje wyjazdow z placakiem i mycia zebow na stacji benzynowej – to ma swoj niepowtarzalny urok oraz dostarcza masy wspomnien. I takie wspomnienia tez mam 🙂
Ale to co bylo dobre 20 lat temu zupelnie mnie nie neci obecnie. Teraz wychodzac z biura i majac tydzien urlopu chce miec przez ten tydzien poprostu swiety spokoj. Chce miec ladny hotel w ktorym ktos za mnie posprzata, wygodne lozko a nie twarda karimate, all inclusive aby przez ten jeden tydzien to mi wszystko podstawiano pod nos i zebym nie musiala sie martwic co ugotowac na obiad, z czego i na czym ugotowac.
Dlatego takim porownaniom jak powyzsze, przyklaskiwalam w wieku studenckim. Obecnie smieje sie z niezrozumienia pewnych rzeczy. Kazdy z nas jest inny – oferta biur podrozy jest skierowana do innych ludzi niz wy i takie porownania poprostu nie maja sensu. Nie chodzi o pieniadze nawet – chodzi o to ze nie kazdy musi lubic myc zeby na stacji benzynowej, dlugie wedrowki czy spanie pod golym niebem. Kazdy z nas jest inny i kazdy wybiera to co lubi. Nie znaczy to ze jest gorszy – jest inny, dokonuje innych wyborow, ma inne priorytety. Nie ma co sie nasmiewac z tych co placa i 20 tys za wycieczke – chca to placa. Czy jest w tym cos zlego?
…..super, czyli znowu ramki czasowe…..:)
Utwierdziliście mnie w przekonaniu, że warto powtórzyć wypad na Islandię! I podobnie jak za pierwszym razem, jeśli marzenie uda się zrealizować, wybiorę namiot. Zdecydowanie. Choć mycie się na stacji benzynowej nie należało do moich ulubionych czynności 😀 A co do Myvatn to mieliśmy jakieś niesamowite szczęście – choć uzbroiliśmy się po zęby w moskitiery, to z tego co pamiętam ja swojej nawet nie ubrałam, bo jakiś znaczących ilości tych komaropodobnych stworzeń nie uświadczyliśmy, ewentualnie parę sztuk 😉
Pozdrawiam!
http://dancewiththecamera.wordpress.com/
Zdecydowanie zakochałam się w zdjęciach z zachodu słońca… Przepięknie!
Na zdjęciu znad Myvatn znajdują się jednodniówki, a nie komary. 🙂
Cholerstwo jak cholerstwo. Ale masz racje. Zasugerowałem się nazwą jeziora.
Tak dokładnie to pewnie na myśli masz Jętki
http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99tki
Natomiast na zdjęciu widać zupełnie nie groźne Ochotki 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ochotkowate
Ale cudowny zestaw niespodzianek. Szczęście wam sprzyja!:)
Obyśmy tego limitu zbyt wcześnie nie wyczerpali!
Wycieczki zorganizowane skupiaja się na zaliczaniu 'zestawu obowiązkowego’, czyli na trybie podróżowania, z jakim jeżdżący na własną rekę próbują się zmagać, jak z większością stereotypów, choć przyznaję, że ciężko się czasem oprzeć. Wiele razy mieliśmy wrażenie, że ten zestaw obowiązkowy przytłacza i prawdziwego spokoju i w gruncie rzeczy największej przyjemności z podróżowania doznaje się po odfajkowaniu kanonu – idąc na żywioł zgodnie z harmonogramem i zasadami ustalonymi samodzielnie, a co za tym idzie mocno elastycznymi. Pomijam kwestię kosztów, bo dla czytających Waszego bloga jest jasne, że biuro musi zarobić i to niemało, a sztywne ramy czasowe zawsze podnoszą koszt wyprawy.
Pozdrowienia z Filipin
http://poluzujtamgdzieciecisnie.blogspot.com/