Ciężko jest w podróży nie przekonać się do kosztowania lokalnych specjałów. Kto nie lubi próbować nowych smaków? Kuchnia potrafi być jednak tak różna i wymyślna, że choć chęci do degustacji są spore, to bez wewnętrznego przełamania się nawet malutki kąsek nie dotknie podniebienia. Mam kilku swoich faworytów jeśli chodzi o potrawy ekstremalne, jeśli Wy konsumpcję najdziwniejszych posiłków macie już za sobą możecie wziąć udział w ciekawym konkursie. Przy okazji poznacie też ciekawe dania.
Spis treści
5. Zupa z jaskółczych gniazd
Żyję w przekonaniu, że krajem zup jest Polska. Podróżując nigdzie nie zauważyłem by zupy robiono z tak wielu rozmaitych składników jak to się robi u nas. Są ze wszystkiego – od kurdybanu po truskawki. Na kościach albo na warzywach. Nie mamy natomiast zupy na jaskółczych gniazdach. A Chińczycy mają. Jestem niesamowicie ciekawy jak takie ptasie siedlisko może smakować i jak doszło do tego, że ktoś wpadł na pomysł by gotować jaskółcze domki. Ciekawe czy dobrze smakowałaby z magą.
4. Sernik z aligatorem
Gdy zobaczyłem po raz pierwszy tą nazwę byłem przekonany, że to jakiś internetowy psikus. Wyobrażacie sobie, że przychodzicie do babci w odwiedziny i oprócz pomarańczy i czekoladek jesteście częstowani na przykład WZ-ką z bobrem? W Nowym Orleanie i okolicach funkcjonuje jako przysmak ciasto z mielonym mięsem aligatora. Nie wiem jak często zdarza się go piec nowoorleańskim babciom, ale bardzo chciałbym wiedzieć jak jest odbierany przez wnuczęta przy okazji rodzinnych spotkań. Częstowaliście kolegów i koleżanki w dniu urodzin cukierkami w szkole? Ciekawe czy równolegle w Stanach dzieciaki robią to z aligatorowym sernikiem. Pozostaje jeszcze pytanie ile jest aligatora w serniku – na nie chciałbym kiedyś odpowiedzieć sobie sam.
3. Mięso szczura
Myślę, że jest kategoria zwierząt, których 90% ludzi mieszkających w Europie nie tknęłoby nawet za pieniądze. Szczury to joker w tej talii. Nie wiem czy jest drugie tak powszechne i wszędobylskie zwierzątko budzące powszechną odrazę, wśród kobiet wręcz czasami panikę. Gdy na kotka reagują: „Ooo kotek” czemu towarzyszą przytulaste myśli to widok szczura powoduje tylko krótkie „SZCZUR!” i błyskawiczny odwrót.
Jak więc wziąć to do ust? Tym bardziej kilka szczurów bo by się najeść jeden nie wystarczy. Tu pewnie miałbym mały mur do przeskoczenia bo kto wie czy te szczury są ze specjalnej hodowli przeznaczonej do konsumpcji czy kucharz akurat złapał dwa za budą i wrzucił na ruszt. Wydaje mi się, że mogą smakować jak kurczak. Ktoś ma taką przygodę na swoim koncie?
2. Escamoles
Robale nie robią na mnie specjalnego wrażenia choć przy widoku większych ilości wzbiera we mnie obrzydzenie. Odkąd zobaczyłem w telewizji Beara Gryllsa miażdżącego jednym ruchem żuchwy wielką białą glistę pomyślałem, że rozgryzanie takiego robala może być nawet zabawne. Nie zapominajmy też, że to znakomite źródło białka!
Te podobne do ryżu kulki to escamoles czyli jaja niektórych gatunków mrówek jedzonych w Meksyku. Zjedzenie jednego nie robi pewnie większego wrażenia. Ot, poczucie, że coś drobnego i oślizgłego pałęta się po ustach. Ale wsunięcie całej kopy takich jajeczek to musi być przeżycie. Sam nigdy bym nie wymyślił, że można to jeść razem z tacos. Koniecznie do spróbowania w cieniu azteckich piramid.
1. Głowa kozy
To mam już za sobą. Najbardziej zaskakująca potrawa jaką udało mi się kiedykolwiek zjeść. Głowy, w kulturze kuchni europejskiej, nie stanowią podstawowego punktu menu, nie przywykliśmy na Starym Kontynencie do posilania się świńskimi ryjami, krowimi łbami, elementami ciała, w których osadzone są ośrodki słuchu, węchu, smaku, wzroku, a przede wszystkim mózg. Widok papki złożonej z uszu, języka, nosa i policzków nie budzi apetytu i by zjeść takie danie trzeba się chwilę namyślić.
Plac Jemaa El Fna to najlepiej kojarzone w Maroku miejsce jeśli chodzi o popularne uliczne garkuchnie. Codziennie wieczorem rozstawiane są dziesiątki stoisk, na których można spróbować prostych i popularnych dań lokalnej kuchni. I tam pierwszy raz zobaczyłem spore blaszane kotły i leżące obok nich, ugotowane kozie główki.
Jak jest okazja by zjeść coś nietypowego to zawsze to robię. Istnieje możliwość, że smakowało nie będzie, albo jeszcze gorzej, pojawią się problemy z żołądkiem, które przykują na kilka dni do łóżka. Ale po to głównie jeżdżę, by próbować nowych rzeczy więc to ryzyko jest wkalkulowane. Uznałem też, że głowa kozy będzie idealną odpowiedzią na pojawiające się przy okazji wspominek z wyjazdów pytanie „A co najdziwniejszego jadłeś podczas swoich podróży?”
Myślałem, że taką główkę będę mógł wybrać z pośród tych, które dumnie prezentują się na ladzie ale nie. Kucharz wyczuł mój brak doświadczenia i wyciągnął dla mnie z rozgrzanego gara świeżutki łeb. Sprawnie poszatkował go czymś pomiędzy nożem a maczetą i w mgnieniu oka zostałem sam na sam z pierwszą w moim życiu taką kolacją.
Smakowało przeciętnie, właściwie miałem kłopot by wyczuć wybijającą się barwę smaku. Musiałem mocno posolić by przekonać się, że nie żuję glutów tylko konkretny rodzaj mięsa. Patryk miał trochę łatwiej z wyrobieniem własnej opinii – natknął się szybko na jakąś chrząstkę, chyba ucho.
Śmiało mogę polecić spróbowanie koziego łba, choć zachwalić specjalnie nie mogę. Następnym razem wybrałbym pewnie standardowy tajin. A może trafił mi się po prostu kiepski kawałek i należałoby poszukać głębszego smaku w innym egzemplarzu? Co dwie głowy to nie jedna – mówią.
Jeśli też macie ciekawe doświadczenia kulinarne możecie zrobić z nich pożytek. Na zaprzyjaźnionym portalu www.pyszne.pl organizowany jest konkurs, w którym do wygrania są bony do wykorzystania w serwisie oraz vouchery na noclegi w airbnb (3 x 150€ i 1x 250€). Można przyoszczędzić przy kolejnym wyjeździe.
Zadanie konkursowe polega na opisaniu najciekawszego dania jakie uczestnik jadł w swoim życiu. Odpowiedzi mogą być w formie opisowej, rymowanki, zdjęcia, flimiku lub kolażu. Zgłoszenie trzeba nadesłać do 21 maja. Można to zrobić przez formularz w zakładce znajdującej się na pysznym facebooku. Po więcej informacji i inne sposoby wysyłania zgłoszeń zerknijcie na blog serwisu.
Mam wiele za sobą, na szczęście odkąd nie jem mięsa, mam świetną wymówkę, kiedy ktoś mnie raczy zupą z głowy owcy lub kozy :)))
I jeszcze chiński przysmak z miasta Dongyang
http://www.tvn24.pl/ciekawostki-michalki,5/jaja-na-dzieciecym-moczu-podobno-pycha,205205.html
Najgorzej jest się przełamać… Ale można to ćwiczyć w domu – po prostu starajcie się jak najczęściej jeść co innego niż zawsze, albo tylko w określone dni (sam to praktykuje). Nie jest tak źle, choć trudno jest odejść od swoich przyzwyczajeń 🙂
Poza tym – niektóre potrawy na prawdę rozpieprzają umysł i schematy. Ach te podróże.. 🙂
Pozdrawiam,
Wiktor
http://plecakprzygod.wordpress.com/
Ja chyba mimo wszystko nie dałbym rady tego zjeść ….
Odkąd zamieszkałam w Kole Podbiegunowym, musiałam zrezygnować z weganizmu i próbowałam wiele dziwnych potraw. Na przykład suszone serce renifera (na zdjęciu), czy naleśniki z krwią. Ludzie tutaj mają dziwne zwyczaje żywieniowe i aż chyba to muszę opisać na blogu!
Musisz. Czekam 🙂
Można już gdzieś o tym przeczytać? 🙂
Podczas 3-miesięcznego pobytu w Iranie spotkałem się z daniem o nazwie kale pocze. Czyli gotowana owcza głowa. Przy okazji mama mojej dziewczyny nauczyła mnie to przyrządzać, zaczyna się od czyszczenia takiej podwędzonej głowy, rozwarcia szczęki i wyrwania języka. Potem wrzuca się tą główkę do wody, razem z oczyszczonymi jelitami (to chyba były jelita:D) i gotuje. Powstaje naprawdę dobra zupa, mózg jest smaczny, ale cała reszta obrzydliwa… Byłem w restauracji specjalizującej się w kale pocze, robiłem to też sam z moją irańską teściową, i mogę powiedzieć, że warto 🙂
A mózgu koziego właśnie mi nie zaserwowano, w takim razie będę czekał na kolejną okazję:)
Degustacja to w sumie jedno ale nabranie wprawy w przygotowywaniu takich dań to dopiero zabawa. „Ej, to ten chłopak, który gotuje owcze mózgi!” – można zbudować sobie renomę 🙂
chyba odwrót a nie odwet 😉
Chyba tak. Ale odwet w sumie też się czasem w takiej sytuacji zdarza 😉
Świetny post (jak wszystkie) 😀
Głowa kozy……………..chciałabym spróbować, ale chyba by mi się potem to śniło……..osobiście nigdy w życiu nie jadłam nic dziwnego, bo to takie…dziwne…i w ogóle xD ale mam nadzieję, że kiedyś spróbuję czegoś z tego rodzaju dań xD
Dziękuję.
A ślimaki? Ślimaki to właśnie coś pomiędzy kurczakiem a głową kozy 😉
Rany, brzmi obrzydliwie xD xD Ale spróbuję kiedyś xD