Skip to main content
search
0

Do stolicy irackiego Kurdystanu, Hawleru, z Duhoku, można dojechać dwiema drogami. Dobrą, popularną drogą przebiegającą obok nieprzyjaznego dla białych Mosulu albo górzystymi serpentynami północnej części kraju, dłuższą, mniej pewną i mniej ruchliwą. Pojechaliśmy trasą północną, wertepy piach i ładne widoki to lepsza zabawa niż szybka przejazd świeżą ekspresówką.

Żeby wydostać się stopem z tak dużego miasta jak Duhok trzeba by poświecić pewnie z 90 minut aby z centrum najpierw dotrzeć na wylotówkę. Zdecydowanie lepiej było wziąć taksówkę, które są to bardzo tanie, i wyjechać z miasta do pierwszej lepszej mniejszej miejscowości. Podróżował z nami przewodnik „Irak. Mały przewodnik turystyczny” z 1979 roku wygrzebany w lubelskim antykwariacie. W nim znalazłem informacje o miejscowości Zawita, która znajduje się rzut beretem za Duhokiem, a w dodatku jest to ośrodek klimatyczny słynący z rozległych lasów piniowych. Zamówiliśmy kurs do Zawity.

Taksówki w Iraku są komfortowe, kilmatyzowane, z wygodnymi fotelami, a do tego, ze względu na doskonałe ceny paliwa, niedrogie. Często służąza transport międzymiejski. Połączenia autobusowe czy minibusowe są rzadkie, większość ludzi korzysta z taryf. Do przejechania mieliśmy z 15-20 km, taki kurs kosztuje 5 $.

Po przejechaniu 7-8, tak w połowie drogi, kierowca zaczął walczyć ze swoim samochodem, z niewiadomych powodów nie mogliśmy przekroczyć prędkości 25 km/h. Na drodze, po której nikt nie schodził poniżej setki my robiliśmy za furmankę. Doturlaliśmy się do pierwszego pobocza i tam nasz koń zdechł. Niedrogi przejazd mający usprawnić wydostanie się z miasta wymanewrował nas w sytuację wymagającą oczekiwania. Widać było, że taryfiarzowi zrobiło się przykro, jednak podbudowaliśmy go trochę biorąc sprawy w swoje ręce łapiąc stopa. Ktoś się momentalnie zatrzymał, nowy kierowca, po krótkiej rozmowie ze starym, już wiedział jakie czeka go zadanie. Pożegnaliśmy się z taksówkarzem, ten honorowo nie wziął zapłaty, i ruszyliśmy dalej. Nowy kierowca docelowo jechał do Amedi, na prawdę fantastycznego miasta położonego na skalnej półce chylącej się ku rozległej dolinie, które też było na naszej trasie, więc zrezygnowaliśmy z zatrzymywania się w Zawicie. W Amedi spędziliśmy noc w pustym, pracowniczym hotelu (trzeba było po targu szukać właściciela, nikt na bieżąco nie opiekował się noclegownią) i cały następny dzień spędziliśmy w drodze do Hawleru.

hotel kurdystan

Pracowniczy hotel w Amedi. Pokój z aneksem kuchennym, czyściutką łazienką, klimą i TV kosztował ok. 10 $ za osobę.

widok z amedi

Widok z Amedi na dolinę.

70 km od celu zatrzymał się świecący, czarny jeep. Otwieram drzwi, pytam czy Hawler, słyszę, że tak, pakujemy się. Siedzenia owinięte jeszcze folią, kilkunastocalowy telewizor pokazuje kurdyjską stację muzyczną. Ciężko nie zauważyć, że auto należy do kogoś, kto ma trochę więcej pieniędzy niż przeciętny obywatel. Niestety nie zna angielskiego, ale chwyta za komórkę, wykręca jakiś numer i pokazując placem raz na telefon raz na usta tłumaczy, że zaraz będę rozmawiał z jego bratem, który zna język. Biorę telefon i zaczynamy gadać:

-Cześć, Jak się nazywasz? Jak leci?

-Cześć, jestem Bartek, całkiem tu miło w samochodzie twojego kolegi.

-Szukasz pracy? Co robisz w Kurdystanie?

-Pracy? Niee, jestem tu turystycznie. Ale zależy czego potrzebujesz.

-Turystycznie? Niemożliwe. Potrzebuje kierowców i inżynierów. Jakie macie plany w Hawlerze? Może pojedziecie z moim pracownikiem do mnie do biura, porozmawiamy, może mógłbyś dla mnie pracować.

-Nie ma sprawy, chętnie wpadniemy!

I tyle. Wsiadłem do samochodu, po 5 minutach jazdy byłem już umówiony na rozmowę o pracę. Gość zwinął nas z pobocza, pooglądał i pomyślał, że być może będzie z nas jakiś pożytek. Jak pracowników potrzeba to się korzysta z każdej okazji żeby ich pozyskać, dlaczego ci, którzy wsiedli do mnie do auta mają być niewystarczający by pracować w naszej firmie? Imponujący sposób działania. W trakcie jazdy kierowca jeszcze raz zadzwonił do swojego brata żebym potwierdził przybycie. Ja zaciekawiony byłem co to za branża i o co tak właściwie chodzi. Zgodziłem się do biura przyjechać z wiadomych względów – byłem ciekawy co się stanie, istniała też możliwość dowiedzenia się ciekawych rzeczy, ostatecznie nawet dostania roboty ale tak właściwie to przecież nie miałem pojęcia z kim będę miał do czynienia, jak będą ze mną rozmawiać i co to w ogóle za śmieszna historia. Jeszcze w drodze udało mi się dowiedzieć (kierowca pokazał mi wizytówkę), że jedziemy spotkać się z szefem spółki budowlanej Iberia, która realizuje spore inwestycje deweloperskie na terenie Iraku.

ulica hawler

Ulica w Hawlerze. Irak. Zaskakujące, prawda?

Dojeżdżamy do biura, znajduje się ono na obrzeżach Hawleru, zaraz przy mieście Ankawa, chrześcijańskiej enklawie Kurdystanu. Wchodzimy do niewielkiego budynku, w środku są 3-4 pomieszczenia. Zerkam do jednego. Kilku wystrojonych panów spokojnie nad czymś dyskutuje. Patrzę na drugi, jeden postawny Kurd czeka za biurkiem. Zaprasza nas do siebie, to z nim rozmawiałem przez telefon.

Pyta standardowo skąd jesteśmy, co tu robimy i czym się zajmujemy. Tłumaczy na czym polega działalność jego firmy i z jakimi boryka się problemami. Cała rozmowa jest bardzo luźna, bez nazbyt formalnych zwrotów i kurtuazji, raczej kulturalna i merytoryczna. Aktualnie Iberia potrzebuje inżynierów budownictwa i kierowców ciężarówek. Kurdystan bardzo szybko rozwija infrastrukturę, stawia się nowoczesne osiedla mieszkalne i innowacyjne budowle ale brakuje… ludzi, którzy będą to robić. To znaczy miejscowych wykształconych, zdolnych do działania jest niewielu, a rotacja wykwalifikowanych pracowników zza granicy dość spora więc cały czas w tym sektorze brakuje kilkunastu pracowników, w tamtym kilkudziesięciu. Zaskoczyła mnie taka problematyczność budowniczych. Mnóstwo rejonów dużych miast wygląda tu jak marzenie pospólstwa, nie ma podatków, benzyna jest tania, infrastruktura ponadprzeciętna, potencjał olbrzymi, a nie ma komu pracować. Ja się jednak przydać nie mogłem, Monika też nie. Ale…

zachod slonca hawler

Zachód słońca w mieście. W tle największy meczet Iraku.

Właściciel firmy nie chciał nas tak łatwo wypuścić. Zaproponował żebyśmy na 'koszt firmy’ zostali w hotelu, może kiedyś uda się nam współpracować, a nawet jeśli nie, to jemu będzie miło nas gościć. Opieraliśmy się długo i uparcie, ale w końcu wyszło na szefa i dostaliśmy nie pokój a apartament, w którym noc kosztowałaby 1/3 całego budżetu wyjazdu.

Najwspanialsze było jednak to, że wieczorem miał przyjechać po nas jeden z pracowników i obwieść nas po mieście. Początkowo sceptycznie do tego podchodziłem. Cały dzień byliśmy w drodze, wreszcie dotarliśmy, chciałem żebyśmy swobodnie sami pochodzili po mieście, bez niczyjej opieki, bez niczyjej proteksji, z perspektywy chodnika poobserwowali miasto. Już mieliśmy opuszczać hotel kiedy w apartamencie zadzwonił telefon i recepcjonista oznajmił, że Pan Barzan już czeka na dole.

Świetnie, że tak się stało. Od mniej więcej 20 do 2 w nocy młody budowlaniec obwoził nas po mieście opowiadając o największych i najważnieszych inwestycjach w mieście i odpowiadając na gradobicie naszych pytań, które rodziły się pod wpływem tego co widzieliśmy. Kilka z ciekawszych informacji znamieściłem w tekście o sytuacji w Kurdystanie. Pozwoliło to spojrzeć na miasto jak i na cały Kurdystan z perspektywy wykształconej osoby, która się tutaj wychowała, co przede wszystkim rozmyło wiele domysłów.

Tak intensywne dni w podróży uwielbiam, sprawiają, że czas płynie zupełnie inaczej. Rano człowiek budzi się w pięknie położonym mieście Amedi, które liczy sobie jedynie kilka tysięcy mieszkańców, wieczorem kładzie się spać w ekskluzywnym hotelu po kilkuset pokonanych kilometrach, wyczekiwaniu na stopa w pyle i piachu, pięciominutowej wizycie w prowizorycznych wiatach uchodźców, poznaniu budowlanych potentatów Kurdystanu i nocnej samochodowej przejażdżce po jednym z najważniejszych miast Bliskiego Wschodu w towarzystwie osoby, która na temat okolicy wie wszystko. A zaraz przecież kolejny niezaplanowany dzień i nikt nie wie co tym razem może się przytrafić!

Dołącz do dyskusji! Jeden komentarz

  • pawel pisze:

    Wypytałeś może jakie stawki oferował dla inż. budownictwa. Skończyłem budownictwo a praca w takim miejscu byłaby ciekawym przeżyciem 😀

Miejsce na Twój komentarz

*