Minął dokładnie rok odkąd oficjalnie zaprezentowaliśmy Paragon z podróży światu. Choć świat ten na początku ograniczał się do grupki znajomych, a na stronie były 3 posty. Dzisiaj wygląda to dużo lepiej. Ba! W najbardziej optymistycznych planach nie sądziliśmy, że tyle osób będzie czytało nasze teksty. Wielkie dzięki za wsparcie! W związku z tym wydarzeniem postanowiliśmy opisać jak w ogóle doszło do tego, że zaczęliśmy jeździć po świecie i pisać na tym oto, czarno-biało-zielonym cybertworze. A historia ta jest jednym wielkim zbiegiem okoliczności…
Chodziliśmy w liceum do jednej klasy i graliśmy na wuefie w siatkówkę w jednej drużynie. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o naszą znajomość. Gdyby zrobić analizę socjometryczną w naszej klasie ja byłbym w lewym dolnym rogu, a Bartek w prawym górnym. Mieliśmy kompletnie inne zainteresowania, totalnie przeciwstawne cechy charakteru i odmienny światopogląd (nadal mamy, za wyjątkiem części pierwszego i części trzeciego). Jestem pewny, że nikt, ale to nikt nie postawiłby złamanego grosza, że możemy kiedyś podjąć jakiekolwiek wspólne działania. To jak to się stało, że zaczęliśmy razem podróżować?
Przypadek, zbieg okoliczności, chwilowe nakierowanie z pełną mocą na ten sam cel, czyli elementy, które charakteryzują wszystkie nasze działania na całej ich szerokości. Dlatego potem możecie czytać, że weszliśmy w skarpetkach na Kazbek albo napadli nas w Poti, żebyśmy nie wiem jak starali się to kontrolować, zawsze przygoda ma dla nas swoje własne plany.
Pewnego, słonecznego dnia, roku 2009 razem z Jędrzejem i Bartkiem (czyli naszą siatkarską „drużyną”) postanowiliśmy wybrać się na rowerowy wypad w okolicy Rzeszowa. Nie wiem kto to wymyślił, ale pamiętam, że wszyscy w klasie dziwnie się patrzyli, kiedy dowiedzieli się, że Pałka, Szaro i Świątek byli wspólnie w sobotę „na rowerach”. Wtedy pierwszy raz padł pomysł, żeby po maturze jechać gdzieś w świat na rowerach.
Jędrek jakoś w międzyczasie się wykruszył. Bartek powiedział, że on bardzo chce jechać, ale nie na rowerach tylko autostopem. Zanosiło się, że plan jak to zwykle bywa w takich sytuacjach spali na panewce, a czekały nas najdłuższe wakacje w życiu. Każdy z nas miał także inne plany, ale dopiero w lipcu, sierpniu, a my mieliśmy wolne już pod koniec maja! Siedliśmy sobie kiedyś na ławeczce, na dziedzińcu szkoły. Było bardzo ciepło i bardzo słonecznie. A jak wiadomo Słońce=Energia. Akurat miałem przy sobie podręcznik do łaciny z mapą antycznej Grecji (tutaj pozdrowienia dla Pani Kasi Milcarek). -„Byłeś kiedyś w Grecji?” -„Nie.” -„No to jedziemy.” i żeby się nam przypadkiem w międzyczasie nic nie zmieniło ustaliliśmy, że będzie się waliło, paliło, ale 5-go stajemy na granicy w Barwinku z kartką i jedziemy.
Oczywiście o Grecji myśleliśmy raczej w kategorii żartu. Tak na prawdę zakładaliśmy, że w kilka dni dojedziemy nad Balaton, tam posiedzimy parę dni i wrócimy. Jeśli czytaliście relację Thumbing in the Balkans wiecie, że 4 dnia wyprawy oglądaliśmy zachód słońca na Chalkidiki, a w sumie zobaczyliśmy prawie całe Bałkany…
Niby pięknie. Ale jakbyście nas na tym wyjeździe widzieli! Niby razem, ale tak na prawdę osobno. Niewiele rozmów, a jeśli już, to były to komentarze naszej bieżącej sytuacji. Akurat tak się złożyło, że mamy jedną wspólną cechę charakteru: obydwaj jesteśmy indywidualistami. Z resztą bywało ciężko. Jednak liczba przygód i ich zagęszczenie w czasie jakie spotykały nas na drodze sprawiały, że w bardzo dobrych humorach wróciliśmy do domu.
I generalnie to by było na tyle jeżeli chodzi o naszą znajomość. Bartek pojechał na studia do Lublina, ja do Krakowa. Każdy wrócił do swojego grona znajomych, niewiele się kontaktowaliśmy. Gdyby nie konkurs.
Znajomy namówił mnie, żebym napisał relację z tej wyprawy na konkurs National-Geographic Traveller „Pocztówka z wakacji” . Napisałem i wygrałem. Dowolnie wybrany lot dla dwóch osób z Krakowa lub Berlina liniami easyJet. Popatrzyłem na mapę i najdalszym punktem, do którego dało się w ten sposób dolecieć była Lizbona, a stamtąd wydawało się już całkiem niedaleko do Maroko. Długo zastanawiałem się komu zaproponować ten wyjazd i mimo, że praktycznie nie utrzymywaliśmy w tamtym czasie kontaktu, dałem znać Bartkowi, że ruszamy do Maroko. Jednak te wszystkie przygody, które opisałem w relacji, przeżyliśmy wspólnie, więc mówiąc krótko: należało mu się. Ale szczerze współczuje wszystkim, którzy muszą podejmować takie decyzje, bo chcąc nie chcąc zawsze ktoś będzie miał do ciebie żal.
No i pojechaliśmy! Podróż była niesamowita, a Bartek tak się do niej przygotował, że ja przewodnik otwierałem tylko po to żeby obejrzeć obrazki. Maroko rzuciło nas na kolana. Znowu przeżyliśmy masę niesamowitych przygód i padł pomysł żeby zacząć pisać bloga. Co prawda jeszcze przed wyjazdem do Maroko opublikowaliśmy relację z Bałkanów na jednej z darmowych platform, ale nie wyglądało to zbyt ładnie. Dlatego rozpoczęliśmy działania nad stworzeniem czegoś ciekawszego, bardziej oryginalnego. Wymyśliliśmy nazwę naszego projektu i całą ideę Paragonów. Kupiliśmy domenę i zaczęliśmy tworzyć swoją stronkę. Tutaj nieocenioną pomocą obdarzył nas Maciek Działo, który pokazał nam, jak może wyglądać blog w XXI w. i wprowadził w podstawowe tajniki zabawy w kodach. Zresztą do dziś korzystamy często z jego pomocy.
Po co chcieliśmy w ogóle założyć bloga?
Powodów było kilka. Dla mnie początkowo najważniejszym celem było spisywanie tych wszystkich przygód bo po prostu je zapominałem! Może się to wydawać śmieszne, ale jak zaczyna się często jeździć to z moją pamięcią i liczbą przeżytych zdarzeń w głowie wszystko się miesza! I to teraz. A co będzie za kilkanaście lat? A tak, jak już będę na emeryturze (czyli pewnie dopiero koło osiemdziesiątki) otworzę sobie stronę i będę miał wszystko jak na talerzu.
Kolejnym powodem była chęć podzielenia się tym co przeżyliśmy w trasie. Po powrocie opowiadaliśmy każdą przygodę setki razy, każdy pytał „jak było?”, „co zobaczyliście?”. Okazało się, że jest sporo osób, która bardzo lubi słuchać tych opowieści, dlatego chcieliśmy tę możliwość ułatwić.
Poza tym po prostu lubimy pisać. Ja zacząłem nawet pisać książkę, ale po jakimś czasie zdecydowałem, że pisanie na bloga przynosi więcej owoców.
I tak, 14-go stycznia 2011 roku, oficjalnie rozpoczęliśmy działalność bloga. Początkowo posty pojawiały się dość rzadko, a czytelnicy przybywali powoli (tutaj szacun dla Enki, która od początku była naszym najaktywniejszym czytelnikiem). Potem przy wsparciu wielu osób pojawiały się kolejne pomysły na rozwijanie bloga. Niektórzy konstruktywnie krytykowali (dzięki Picek, warto mieć głównego „chłodno” patrzącego na sprawę po swojej stronie), niektórzy użyczali części swoich zasobów (miejsce na serwerze udostępnił nam Grzesiek Pękała z YouGo!) i tak to się kręciło. Potem zorganizowaliśmy pierwszą edycję konkursu na Najlepszy Paragon z podróży, udało się pozyskać sponsorów i poinformować cyberprzestrzeń o naszym istnieniu. Na stronie pojawiło się 30 paragonów z całego świata, które znajdują się tutaj: Paragony.
W ostatnim czasie liczba czytelników Paragonu rośnie skokowo. Niedługo będziecie mogli zobaczyć w sieci program podróżniczy „Paragon z podróży TV” i jak wszystko dobrze pójdzie, jeszcze przed wakacjami zaprezentujemy Wam nowy portal, który będziecie mogli tworzyć razem z nami (obydwa projekty za natchnieniem i przy współudziale Tomka Skalniaka). Może uda się nam dostać do czołowej dziesiątki w konkursie Blog Roku 2011, który właśnie trwa, dwoimy się i troimy żeby zdobyć od Was jak najwięcej smsów. W każdym razie na pewno Paragon nigdzie się na razie nie wybiera i jeszcze wiele razy będziecie musieli oglądać nasze logo z butem.
Być może trochę za bardzo ckliwie to napisałem. Ale to w końcu post urodzinowy! Dlatego jeszcze raz dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierali, pomagali, podpowiadali, a których tutaj nie wymieniłem i mamy nadzieję, że post na drugie urodziny będziemy jeszcze dłuższy.
[fb-like]
Gratuluję podróży, pomysłu no i stronki 🙂 Też chciałabym pojechać kiedyś na wyprawę stopem, ale jakoś nie jestem przekonana 😀 Musiałabym znaleźć kilku bodyguardów 😀
Dziękuję i imieniu swoim i Patryka 🙂 Ooooj jedź! Słyszałem, że bez bodyguardów ludzie też wracają cali!