Skip to main content
search
0

namiot tesco

Towarzyszył nam od pierwszego wyjazdu. Nigdy nie narzekał, nie przeszkadzał, nie poddawał się nawet jak było mu bardzo ciężko. Można było na niego liczyć w każdej sytuacji, dodawał otuchy w trudnych chwilach i niezależnie od miejsca pozwalał czuć się w jego towarzystwie jak w domu. Trzeci członek naszych eskapad, ich cichy bohater. Po trzech latach wspólnych podróży zakończył swój żywot podczas napadu w Poti. Dazzler – nasz ukochany namiot. Artykuł dedykuje jego pamięci.

Dlaczego piszę o namiocie?  Bo jest to świetna okazja do poruszenia dwóch tematów. Przywiązania człowieka do rzeczy i obalenia mitu, że co tanie to drogie, a tym samym dołożenie kolejnej cegiełki do naszej idei taniego podróżowania – tym razem w kwestii noclegu.

Spis treści

Nasz tani namiot

Rzadko w życiu zdarza się, że możemy kupić sobie przyjaciela. A jednak. Dazzlera kupiłem za 29.90 zł na wiosnę 2009 roku – to jego data narodzin. Wtedy jeszcze w niego nie wierzyłem, dawałem co najwyżej kilka miesięcy życia – a Dazzler na przekór wszystkiemu otrzymywał na swoim tropiku kolejne nazwy państw, które odwiedził razem z nami: Słowacja, Węgry, Serbia, Macedonia, Grecja, Albania, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Rumunia, Bułgaria, Hiszpania, Portugalia, Turcja, Gruzja, Maroko, oczywiście Polska i już bez nas Chiny – bo tam został wyprodukowany. Powoli zaczynało brakować miejsca na nowe podpisy, a jestem pewien, że gdyby nie cała sytuacja z Poti, Dazzler odwiedziłby jeszcze wiele krajów. Jakie elementy sprawiły, że Dazzler był namiotem doskonałym?

  1. Waga. Dazzler był bardzo, bardzo lekki. Dwie rurki i jednoczęściowy tropik wraz z podłożem. A mimo to posiadał wszystko czego było trzeba: idealne wymiary, moskitierę przy wejściu, kieszenie, trwały spód.
  2. Szybkość rozkładania. Cały proces składał się ze złożenia w rurek i wsunięciu ich w tunele. To wszystko. Praktycznie nigdy nie używaliśmy śledzi. Razem z Bartkiem rozkładaliśmy Dazzlera tyle razy (każdy miał określone zadanie, zawsze to samo), że zajmowało nam to jakieś 40-60 s.
  3. Wymiary. Dazzler to namiot dwuosobowy. Skrojony był tak, że przy odpowiednim ułożeniu mieściliśmy w nim we dwóch razem z dużymi plecakami bez problemu.
  4. Wodoodporność. Oczywiście, nie ma co się łudzić, namiot za 30 zł w tej kwestii nie był herosem. Ale, nigdy nie zabieraliśmy Dazzlera bez jego kochanki: Plandeki. Niczym Romeo i Julia, Brad Pitt i  Angelina Jolie, Humphrey Bogart i Ingrid Bergman, przemierzali razem lasy, góry i pustynie. On stanowił jej podporę, a ona chroniła go od deszczu – wtuleni w siebie spędzali noce w miłosnym uścisku…

Plandeka

Wojciech Cejrowski w jednym ze swoich programów „Boso przez świat” rekomenduje gumiaki jako najlepsze obuwie do chodzenia po dżungli. W pierwszej chwili wydaje się to dziwne, ale faktycznie po przedstawieniu przez niego ich zalet, okazuje się, że to doskonały pomysł. Podobnie jest z plandeką i my rekomendujemy plandekę jako podstawowy ekwipunek trampera, backpakera, autostopowicza, każdego kto nie będzie podczas podróży spał w hotelach, tylko na łonie natury. Dlaczego? Jakie cechy posiada i jakie zastosowania ma w podróży plandeka?

Cechy:

  1. Przede wszystkim, muszę określić o jakiej plandece mowa. Cienka, zazwyczaj niebieska, wymiary około 3×4 lub 4x4m, z metalowymi otworami dookoła.
  2. Cena. 10 zł – koszt wyżej wymienionej, wielofunkcyjnej płachty. To jej ogromna zaleta. W razie czego zawsze możemy ją gdzieś zostawić, jeśli nie jest nam już potrzebna, a nawet jak się zepsuje to na kolejny wyjazd kupujemy nową i po problemie.
  3. Waga. Plandeka, o której piszę jest bardzo cienka (choć wytrzymała), a co za tym idzie bardzo lekka i łatwa do przytroczenia do plecaka.
  4. Odporność na brud i wilgoć. Syntetyczny materiał, z którego jest zrobiona plandeka nie pochłania wilgoci i jest bardzo odporny na brud – co jest bardzo przydatną cechą.

Zastosowania:

  1. Jako tropik.  W przypadku intensywnego deszczu nakładamy ją zwyczajnie na namiot (czasem przy pomocy linki lub śledzi) lub rozwieszamy nad namiotem (który stawiamy między drzewami), co jest odrobinę lepszym rozwiązaniem bo wtedy para wodna, którą wytwarzamy ma gdzie ulecieć i nie skrapla się w środku namiotu. Wtedy mamy 100% pewności, że obudzimy się w suchym namiocie.
  2. Jako podłoże. Kiedy nie zanosi się na deszcz, układamy złożoną na pół plandekę pod rozłożonym namiotem. Takie rozwiązanie sprawia, że nic nie przebije nam namiotu od spodu i dodatkowo izoluje od zimnego podłoża.
  3. Jako szałas. Jeżeli mamy plandekę, możemy zbudować sobie porządny szałas w kilka minut.
  4. Jako parasol. Kiedy intensywnie pada, a jesteśmy w trasie, w kilka sekund rozkładamy plandekę i chowamy się pod nią razem z plecakami. W tym układzie może sobie padać do woli, a nam to rybka.
  5. Jako przenośna przechowalnia bagażu. Zdarzały nam się sytuacje (np. podczas wejścia na Olimp), w których potrzebowaliśmy zostawić nasze plecaki w lesie, bo za bardzo nam ciążyły i nie był nam potrzebny cały ekwipunek. Nic prostszego. Bach, 30 metrów w las. Rozkładamy plandekę, układamy na niej plecaki, zawijamy jak w sreberko i związujemy szczelnie linką. Taką „paczkę” maskujemy liśćmi i gałązkami i spokojnie możemy po nią wrócić za kilka dni.
  6. Jako karimata/miejsce do siedzenia i leżenia. Podczas postojów nie musimy wyciągać karimaty, żeby usiąść na ziemi kiedy jest brudno lub mokro rozkładamy plandekę i po problemie.
  7. Jako kurtka. Kiedy wracałem z Gruzji i nie posiadałem żadnej bluzy, kurtki czy jakiegoś zamiennika podczas deszczu owijałem się plandeką i Voilà.
  8. Jako magazyn/zbiornik wody deszczowej. Jeżeli jesteście w miejscu, w którym ciężko o wodę pitną, podczas opadu wystarczy rozwiesić plandekę między drzewami i obciążyć ją na środku kamieniem. W ten sposób zdobędziemy spory zapas wody.

Bardziej ekstremalne zastosowania.

  1. Jako sygnalizator ratunkowy. Jeżeli zgubicie się w dżungli lub traficie na bezludną wyspę rozłożona, niebieska plandeka będzie idealnym sygnalizatorem dla przelatujących samolotów, helikopterów czy przepływających statków.
  2. Jako nosze. W razie wypadku bardzo szybko można zrobić z plandeki nosze do transportu rannego.
  3. Jako spadochron. Nigdy nie wiadomo kiedy się może przydać.
  4. Jako trampolina ratunkowa. Może się zdarzyć, że będziecie przechodzić obok płonącego budynku i ktoś będzie chciał skakać z okna.
  5. Jako sieć na ryby. Zanurzamy plandekę w wodzie trzymając za jej końce, do środka wrzucamy przynętę. Czekamy aż do środka wpłynie ryba, podnosimy rogi do góry i mamy obiad.
  6. Jako pułapka na zwierzynę. Kopiemy głęboki dół w lesie. Nakładamy na niego plandekę, naciągając ją kamieniami, maskujemy ściółką i liśćmi i na środku zostawiamy przynętę. Czekamy na pojawienie się zwierzyny i zbieramy chrust na ognisko w oczekiwaniu na obiad.
  7. Wiele, wiele innych. Jeżeli wymyśliliście jakieś własne zastosowanie, podzielcie się nimi z innymi i napiszcie je w komentarzach na końcu artykułu.

Magia plandeki

Jak widać plandeka ma ogromnie dużo zastosowań, obecnie nie wyobrażam sobie wyruszyć w jakąkolwiek podróż bez niej. Za 10 zł możemy zaopatrzyć się w hiper funkcyjny przedmiot, który w niejednej sytuacji może rozwiązać problem, a nawet uratować nam życie. Prawdziwy multitool dla podróżników.

Wracając do Dazzlera (chociaż wiem, że ucieszyłby się z tego, że w artykule o nim opisaliśmy również jego ukochaną Plandekę), z wyjazdu na wyjazd dziwiliśmy się coraz bardziej, że nic się w nim nie pruje, nic nie pęka, rurki nadal w całości. Po części wynikało to na pewno z obecności Plandeki i mojej (bardzo silnej czasem) dbałości o Dazzlera, którą zaraziłem po jakimś czasie również Bartka (chociaż nie zawsze było to bezbolesne), ale musiał tu zadziałać również jakiś pierwiastek ponad materialny.

Po jakimś czasie byliśmy na prawdę przywiązani do Dazzlera i faktycznie traktowaliśmy go jako kompana. Gdzieś w psychice człowieka tak jest, że jeżeli przeżyjemy z kimś, ale także z czymś bardzo dużo sytuacji, szczególnie o dużym natężeniu emocjonalnym, spędzimy ze sobą dużo czasu, przebędziemy wspólnie mnóstwo kilometrów, przywiązujemy się bardzo silnie – zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że zostawiamy w danym przedmiocie malutką cząstkę siebie. Patrzymy na buty, samochód, ulubioną chustkę, plecak, namiot, nawet zegarek, myśląc: „on wie”.

Tani namiot w górach

Kiedy Dazzler przetrwał swój pierwszy nocleg na 3207 m n.p.m. pod Dżabal Tubkal nie mogliśmy wyjść z podziwu, ale chyba najbardziej dumni byliśmy z niego podczas wejścia na Kazbek, kiedy rozbiliśmy go na niespełna trzech tysiącach metrów pośród kilkunastu innych namiotów najlepszych marek z całego świata – każdy jeden był droższy od naszego średnio jakieś trzydzieści razy. Podczas rozkładania, całe międzynarodowe towarzystwo alpinistów odwróciło głowy i patrzyło na niego z wielkimi oczami i rozdziawionymi ustami zadając sobie zapewne w głowie pytanie „jak to możliwe, że to coś stoi” i „chyba oni nie mają zamiaru iść z tym na górę?”. Ich miny były bezcenne, a my czuliśmy się fantastycznie. Poza tym „mieliśmy zamiar iść z tym na górę” i poszliśmy.

To był największy sprawdzian dla Dazzlera. 3600 m n.p.m i okropnie silny wiatr od strony lodowca. Niejeden „super” namiot w pobliżu wywinął fikołka lub odfrunął, ale nie Dazzler. Pęknięcie jednej części rurki, szybko zaklejone srebrną taśmą – to wszystko.

Zatem dlaczego zginął, skoro był niezniszczalny?

Dazzler nie zdołał oprzeć się brutalnej sile człowieka w wydaniu gruzińskich mundurowych. Skopany i sponiewierany podczas burzy, podziurawiony i połamany. Dlaczego? Dlatego, że tępi policjanci nie potrafili go złożyć. Może chcieli to zrobić szybko, żeby wsiąść do suchego radiowozu, prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. W tamtej sytuacji nie mogliśmy nic zrobić. Dazzler został w miejscu zbrodni jako dowód w sprawie i obiecano nam, że po oględzinach dostaniemy go z powrotem. Dostaliśmy, ale tylko jego zwłoki…

Gdyby nie feralne zdarzenie w Poti, wspinalibyśmy się z nim pewnie podczas kolejnych wakacji na sześciotysięcznik w Himalajach. A tak spoczywa teraz w spokoju, po życiu pełnym przygód i czeka, aż dołączy do niego ukochana Plandeka…

Dazzler obala mit, że tylko drogie rzeczy mogą nam dobrze służyć i że w pewne rejony bez profesjonalnego sprzętu lepiej się nie zapędzać. Wystarczy szanować to co już mamy, a na pewno będziemy z nich bardzo zadowoleni.

Poniżej kilka zdjęć Dazzlera z różnych części świata.

Pierwszy nocleg w Dazzlerze. Wzgórze Gellerta w Budapeszcie.

Dazzler w miłosnym uścisku z Plandeką. Macedonia.

Dazzler w Portugalii.

Nocleg w Dazzlerze na placu zabaw w Kadyksie, Hiszpania.

 

Patryk Świątek

Autor Patryk Świątek

Lewa półkula mózgu. Analizuje, roztrząsa, prześwietla. Oddany multimediom i opisywaniu przygód. Laureat konkursów fotograficznych. Autor reportaży, lider stowarzyszenia "Łanowa.", założyciel "Ministerstwa podróży". Nie może żyć bez pizzy.

Więcej tekstów autora Patryk Świątek

Dołącz do dyskusji! 20 komentarzy

Miejsce na Twój komentarz

*