Autor:

Mateusz Krzemiński

Miejsce:

Split, Chorwacja

Czas podróży:

7 dni

Ilość pokonanych Km:

2197

Ilość osób:

2

Noclegi:

W pełni darmowe: dwa noclegi na austriackich stacjach benzynowych
Około 50zł: za każdą z trzech nocy spędzonych w chorwackim Splicie, na kempingu, gdzie nocowali rajdowcy z Politechniki Śląskiej

Koszty na osobę zł:

Butla Gazowa – ok. 50zł
Burek (bałkański przysmak, placek z mięsem) -12zł (x2, bo było to dobre jedzenie, nie można sobie było odmówić)
Konserwy, pasztety i inne standardy wycieczkowe – 60zł
Noclegi w Splicie – 150zł
107,70 – koszt rozmów telefonicznych z zatroskanym Tatą (którego serdecznie pozdrawiam!) 😀

Środki transportu:

autostop

Wskazówki dotyczące odwiedzonego kraju:

Stopy najwygodniej łapać jest, zresztą jak w każdym kraju, na stacjach benzynowych. Austriacy i Chorwaci nie czują klimatów tego typu wypadów. Mało kto podróżuje tam w ten sposób. Dlatego też najrozsądniejszą opcją jest czatowanie i czekanie na rejestracje z krajów bloku wschodniego. Tam zawsze była bida, więc ludzie jeździli i sami teraz chętnie zabierają. Warto uważać, żeby nie wylądować w Chorwacji na jakimś pustkowiu. Autostrady bywają puste jak kościoły w środku tygodnia: powstały za niemiecki kapitał, i wielu Chorwatów nimi nie jeździ, ponieważ są dość drogie. Trzeba liczyć na turystów, których w weekend majowy nie było aż tak wielu.

Wskazówki dotyczące obniżenia kosztów podróży:

Śpijcie na stacjach benzynowych. Austriacy nie obrażali się, jeśli ktoś rozbijał namiot na trawiastym trójkącie. A siusiu, standardowo, w krzaczki, bo 50 eurocentów piechotą nie chodzi. A w Chorwacji najlepiej nie nocować w ogóle, tylko wybrać się na całonocną imprezę, a później odespać na plaży (trochę kamyczki się wbijają, ale z karimatą nie jest tak źle ;))

Opis:

 

„Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu, która mówi: „Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera””
Ten cytat z „Misia”, Stanisława Bareji, definiuje rzeczywistość jak mało który. Jako istota przekorna, staram się podobne opowieści dziwnej treści, weryfikować na własnej skórze. Dlatego też, wraz z Andrzejem, kumplem z akademika, postanowiliśmy wyruszyć do Chorwacji, na pierwszą daleką, autostopową wyprawę. 9 dni wolnych od nauki podczas majowego weekendu? Nie mogło być lepszego pretekstu. Czy byliśmy oryginalni? W żadnym razie. Dzień przed nami, w podróż wyruszyło około 2000 studentów, na autostopowe wyścigi. To oznaczało jedno: krew, pot i walkę o miejsca w ciasnych Cinquocentach. I rzeczywiście: w drodze do Wiednia mieliśmy okazję mijać istną ‘pielgrzymkę do Częstochowy’. Opanowaliśmy europejskie autostrady, o czym mówiono nawet w austriackiej telewizji. Przekonaliśmy się o tym dobitnie na wiedeńskiej stacji:
– Czy mógłbym skorzystać z toalety?
– Jeszcze wczoraj tak. Ale byli tu Polacy, zabrali klucz i odjechali w siną dal.
Brutalne, prawdziwe, ale na szczęście tylko w pojedynczych przypadkach. Polak dla Polaka za granicą jest jak najlepszy przyjaciel. Świadczyć o tym może fakt, że do Splitu dojechaliśmy jedynie trzema autami. Za każdym razem zabierali nas niezwykle życzliwi Polacy (nawet z Warszawy!).
Nasz entuzjazm lekko przygasł na stacji pod Grazem, gdzie dochodziło do dantejskich scen rodem z hollywoodzkich filmów o zombie. Przerażeni Austriacy uciekali swoimi srebrnymi autami przed hordami polskich studentów. Wyścig nie miał sensu, wybraliśmy więc opcję towarzyską: integracja i noc pod gołym niebem w świetle neonów. Następnego dnia pan Romek z Zabrza zabrał nas prosto do Splitu – ziemi obiecanej. Wiedzieliśmy, że chorwackie dziewczyny są piękne. Ale wiedzieliśmy też, że każda z nich ma trzech braci, a każdy brat ma nóż. Pozostało tylko uważać.

 

 

 

 

 

[fb-like]