kilimandzaro szczyt
Autor:

Adrian Krajewski i Piotr Marek

Miejsce:

Afryka; Kair-Kapsztad, czyli Egipt, Sudan, Etiopia, Kenia, Tanzania, Malawi, Mozambik, Swazi i RPA.

Czas podróży:

2 miesiące (czerwiec-lipiec 2010)

Liczba przebytych Km:

15000

Ilość osób:

2

Koszy na osobę w zł:

 

12 tysięcy złotych, w tym:

  • wizy do 9 krajów po ok. 50 dolarów na kraj (do zdobycia na granicach oprócz wizy sudańskiej, którą trzeba zdobyć w ichniejszych konsulatach/ambasadach – najbliżej w Berlinie),
  • bilet PKP Intercity z Warszawy do Berlina za 150-200 zł (w zależności od promocji),
  • bilet lotniczy Air Berlin z Berlina do Kairu za 550 zł (promocja),
  • wejście na Kilimandżaro za 850 dolarów,
  • Safari (Kenia; Masai Mara i Lake Nakuru) za 375 dolarów,
  • bilet Turkish Air z Kapsztadu do Warszawy przez Stambuł za 2500 zł.
Środki transportu:

Samochód, samolot, kolej, autostop, buty, inne

Jak tanio się przemieszczać? Jak tanio dotrzeć?

Z 9 krajów na trasie wzdłuż wschodniej Afryki możliwość zakupu wizy na granicy była wszędzie prócz najbardziej hermetycznego Sudanu. O wizę trzeba się postarać w sudańskich konsulatach, ale takowych w Polsce nie ma. Najbliższy – w Berlinie. Połączyliśmy zdobycie wiz z rozpoczęciem podróży i znaleźliśmy tani lot z Berlina do Kairu. Kiedy nasza aplikacja została odrzucona, pomógł pośrednik Global Visa Services. Wychodzi drożej, ale wiza pewniejsza (posiadanie wizy izraelskiej ogranicza możliwość otrzymania sudańskiej do zera, a przy walidacji wizy należy okazać żółtą książeczkę szczepień przeciwko febrze). Podróżować po Afryce należy komunikacją lokalną i targować się o cenę biletu, czego dobitnie nas nauczono w Etiopii, królestwie faranji price – cen dla zblazowanych turystów-bogaczy. Przedostać się do Sudanu z Egiptu można tylko promem po Jeziorze Nasera z Aswanu (Egipt) do Wadi Halfy (Sudan). Do Aswanu z Kairu można się tanio dostać koleją, a biletu na prom należy szukać na nabrzeżu – próby zdobycia go w mieście kończą się bólem głowy i portfela, bo karmieni złowieszczymi zapewnieniami, że bilety jest bardzo trudno dostać, a tak w ogóle to ich nie ma, wyłożymy sałatę na i tak nie do końca pewny bilet. Wszystkim i tak zawiaduje nabrzeżny „Haron”, który opchnie ten „absolutnie ostatni” (należy się targować, by być dumnym, gdy pośród zagranicznych podróżników okażemy się tymi, którzy dali najmniej za bilet najostatniejszy). Im bardziej w dół Afryki tym pewniej pozycję najpewniejszego i najtańszego środka lokomocji okupuje busik – symbol Afryki. Przy dużych węzłach komunikacyjnych opcją jest autostop, a przekraczając granicę etiopsko-kenijską w Moyale fajną, z akcentem na jedyną formą dotarcia do Nairobii jest dogadanie się z kierowcą TIRa (najczęściej będzie to transport kóz).

Noclegi (Gdzie tanio spać?)

W Afryce trudno wskazać konkretne miejsca noclegów. Jako że trudno do końca określić terminy przyjazdu-wyjazdu, najlepiej spędzić chwilkę na poszukaniu miejsca postoju na własną rękę w danym mieście (bo i zawsze bezpieczniej jest jechać z miasta do miasta, niż próbować szczęścia na różnych pustkowiach i w małych/malutkich wioseczkach). „Hotele”, czy stancje są jakości przeróżnej, nierzadko zdarza się przenocować u osób prywatnych. My korzystaliśmy z ofert wypunktowanych przez Lonely Planet i praktycznie nigdy się nie zawiedliśmy.

Co warto zjeść? (Regionalne potrawy i ich ceny)

Najlepsze i chyba najbardziej różnorodne jedzenie na naszej trasie było w Etiopii, gdzie oprócz ichniejszych wersji spaghetti i past (Włosi wpadli tam kiedyś z wrażą wizytą), po prostu trzeba popróbować injery – cienkiego, lekko kwaskowatego chleba, a właściwie podpłomyka, którego odrywane płaty służą jako zagryzka do prawie wszystkiego w Etiopii. Jako że kraj ten jest też ojczyzną kawy arabiki, skosztowanie etiopskiej wersji macchiato (znów ci Włosi… chyba w każdej wioseczce był retro-automat do kawy) powinno znaleźć się na każdej liście „muszę!”. Wszystko za ceny groszowe lub dosłownie kilkuzłotowe, nawet gdy przeliczamy z faranji price, z reguły kilkukrotnie wyższej niż w wersji dla miejscowych.

Cenne wskazówki dotyczące odwiedzanego miejsca:

Targowaliśmy się także przy dwóch największych wydatkach – wejściu na Kilimandżaro i wyjeździe na Safari. Jeśli chodzi o najwyższy szczyt Afryki, należy w tanzańskim Moshi (tradycyjnej bazie wypadowej) wybrać spośród wielu ofert zorganizowania wejścia (na teren parku narodowego nie można sobie wejść ot tak). Warto się zastanowić czy rozkładać wejście na 6 czy 5 dni, czy trzeba więcej niż dwóch szerpów (tragarzy) i czy będą oni dźwigali więcej niż jedną torbę, co ogranicza cenę. Mimo gniewu organizatorów, udało nam się zejść z ceny prawie $1000 do $850.
Safari kojarzy się Serengeti w Tanzanii, ale jest piekielnie drogie. Jeśli trafi się na migrację zwierząt (czerwiec-lipiec), można za niższą nawet o kilkaset $ cenę zobaczyć to samo w kenijskim Masai Mara (lwy, bawoły, słonie, żyrafy, gnu, zebry) i do tego odhaczyć w ciągu jednej, 5-dniowej wycieczki Lake Nakuru (flamingi, nosorożce, małpy różne różniste). Bazą wypadową jest Nairobii, gdzie mnoga różnych domorosłych biur i biurek oferujących takie wycieczki. Można zebrać oferty, potargować się i wybrać najfajniejszą, taką, która obejmie zabranie i dowóz do hotelu, noclegi w parkach i wyżywienie. Z początkowej ceny na poziomie $440 zbiliśmy do $375 na głowę.
$ to waluta zastępcza kontynentu. Podobnie z Visą wśród kart – MasterCard jest na Czarnym Lądzie obsługiwany rzadziej. Bezpiecznie jest zabrać trochę twardej waluty w niewielkich nominałach, a większość ulokować na odrębnym koncie walutowym (opcji w Polsce jest obecnie wiele) z dołączaną kartą. Można sprawdzić, czy któryś z banków nie oferuje możliwości uniknięcia podwójnego przewalutowywania przy płatnościach .
Afryka jest zaskakująco „skomórkowana” – ogromne ilości ludzi posługują się tam telefonią mobilną i zasięg nie niknie. Nie ma problemu z kupnem doładowania w telefonii na kartę – dla obniżenia kosztów można zabrać ze sobą aparat (najlepiej jakiegoś starszej generacji, z baterią na więcej niż 24h i o większej wytrzymałości materiału) bez simlocka.

Opis:

Nazywana oddzielnym kosmosem, kolebką cywilizacji czy trzecim światem, Afryka karze każdego, kto odwiedzą ją ze zbyt wielkim bagażem stereotypów. Dlatego wraz z przyjacielem wybraliśmy się w podróż życia z otwartymi głowami i bez zbędnych oczekiwań. 2 miesiące w podróży, 9 krajów, 15 tysięcy kilometrów przy akompaniamencie ryków i pohukiwań pierwszego piłkarskiego mundialu na afrykańskiej ziemi w połowie 2010 roku. Pociągiem, zatłoczonymi busami z kurami, wypasionym BMW z handlarzem złota, czy transportem kóz. Na wielbłądzie i starej dobrej pace, przez pustynię i pod górę na oblodzony szczyt Kilimandżaro o 6.00 rano – wszystko ku pamięci wspólnego przyjaciela w rocznicę jego przedwczesnego odejścia.

http://www.odkairudokapsztadu.pl/

afryka wschodnia

murzyni wioska

[fb-like]