Autor:

Joanna Barczykowska

Miejsce:

Gambia – Senegal

Czas podróży:

15 dni

Ilość pokonanych Km:

7499

Ilość osób:

1

Noclegi:

dom gościnny. Polecam miejscowość South Kanifing, ok. 12 kilometrów od stolicy. Do morza w Leybato trzeba sobie zrobić dziesięciominutowy spacer, ale za to noclegi są znacznie tańsze. Za dwuosobowy pokój z łazienką (tylko zimna woda), ale bez klimatyzacji trzeba zapłacić 50 euro za tydzień. Do tego trzeba dokupić samemu energię elektryczną, żeby uruchomić światło i wiatrak. 10 euro starczy nam na dwa tygodnie. Najwięcej domów gościnnych znajduje się w okolicy poczty. Adresów nie mają.

Koszty na osobę zł:

Sumarycznie 3200zł. W tym (w przeliczeniu na złotówki): 200zł wiza do Gambii, 1400 zł bilet lotniczy, 200 zł nocleg. Całą resztę należy wydać na pyszne jedzenie, podróże łódką pirogą i piwo z lokalnego browaru Julbrew.

Środki transportu:

samolot

Wskazówki dotyczące odwiedzonego kraju:

samolot. Regularne połączenia z Europą oferują Brussels Airlines i Lufthansa. Ceny nie spadają jednak poniżej 3 tys. zł. Warto skorzystać z oferty tanich linii lotniczych w Wielskiej Brytanii, które w sezonie latają do byłych kolonii. Za lot do z Londynu do Banjulu (stolicy Gambii) liniami Thomas Cook Airlines lub Monarch Airlines zapłacimy ok. 1,3 tys. zł. Za lot do Londynu z wielu polskich miast zapłacimy ok. 50-100 zł. Warto zabrać ze sobą kanapki, bo przez 6,5 godz. lotu z Londynu do Banjulu nie dostaniemy jedzenia w cenie biletu. Najlepiej jako port docelowy wybrać w Londynie lotnisko Gatwick. Dzięki temu unikniemy kosztownych transferów między lotniskami w Londynie.

Wskazówki dotyczące obniżenia kosztów podróży:
  • W Gambii nie ma linii kolejowych, dlatego o najdogodniejszym środkiem transportu jest gelli-gelli, niewielkie busy. Przejechanie kilkudziesięciu kilometrów kosztuje ok. 3 zł.
  • Rolę transportu publicznego pełnią w Gambii taksówki tzw. „shared taxi”. Opłata za kurs wynosi ok. 70 gr.
  • Warto wybrać się na wycieczkę do Bakau. W zielonej sadzawce żyje tam kilkadziesiąt oswojonych krokodyli, które bez problemu dają się pogłaskać. Legendy mówią, że woda w tym zbiorniku ma magiczne właściwości przywracające płodność.
  • Z racji bliskiego sąsiedztwa Gambii z Senegalem, warto zrobić sobie wyprawę do prowincji Cassemance, na południu Senegalu. Przy przekraczaniu granicy wizy do Senegalu nie są wymagane. Bez problemu można wjechać za drobną opłatą (ok. 10 zł.)
  • W Gambii występuje najdziwniejsza forma seksturystyki. Młodzi, czarni jak węgiel chłopcy chętnie wspomogą dojrzałe panie „w potrzebie”. Oni marzą o wizie, one o miłości, a ich drogi spotykają się w „Senegambii” turystycznej enklawie, w której wszyscy wiedzą o co chodzi, ale bawią się w miłosny kod.
  • Gambijska kuchnia pełna jest owoców morza i ryb. Rzeka Gambia oprócz fenomenalnych ryb (polecam barakudę i butterfish) daje mieszkańcom ostrygi. Talerz ostryg w marynacie kosztuje tu ok. 10 zł.
  • Miłośnikom kulinarnych podróży polecam spróbowanie „Afry”. Afrę sprzedaje się w małych budach, gdzie w oknie wiszą świeżo-zabite, odarte ze skóry kozy. Kucharz na naszych oczach odcina kawałek krwistego mięsa i wrzuca na grill. Po chwili dostajemy uprażone mięso w zwiniętej gazecie.
  • Gambia jest byłą kolonią brytyjską, dlatego prawie każdy mówi tu po angielsku.
  • Jedną z największych zalet Gambii jest wybrzeże, które wygląda jak bezludna wyspa. Każdy backpacker, bez grosza przy duszy, może się tu poczuć jak milioner, który kupił sobie kawałek prywatnej plaży. Często dopiero po kilkugodzinnym spacerze po plaży docieramy to lokalnego baru, gdzie możemy się napić zimnego piwa pod palmą.
Opis:

This is Africa! – to hasło słyszy się w Gambii na każdym kroku. Na pytanie o której przypłynie barka, czy włączą prąd, albo dlaczego prezydent zakazał dziś jazdy samochodem, mieszkańcy mają jedną odpowiedź. Najmniejsze państwo na Czarnym Lądzie, tylko z jednym sąsiadem, którego nazwa praktycznie nic nam nie mówi. Była kolonia brytyjska, w której na próżno szukać pięknej kolonialnej zabudowy, to zielona wyspa na tym kontynencie. Jest tu piękna, bujna przyroda, piaszczyste i co najważniejsze puste plaże, oraz przygoda czekająca na każdym kroku. Piękne Afrykanki kuszą falującym biustem, okrytym tkaninami z hipnotyzująco kolorowymi wzorami. Turystów jest niewielu, dlatego mieszkańcy traktują przyjezdnych jak towarzyszy i przyjaciół, a nie turystów na których można zarobić. Coraz mniej jest takich miejsc na świecie, dlatego trzeba się spieszyć. Gambię można zwiedzić w tydzień. W dwa tygodnie zaprzyjaźnić się z mieszkańcami i już marzyć o powrocie. Każdego dnia kilkudziesięciu tubylców pytało mnie, który raz jestem w Gambii, czy mi się podoba i kiedy przyjadę tu kolejny raz. Kiedy odpowiadałam, że nie wiem czy wrócę ich twarz zmieniała się w podkowę. Mówiłam, że wrócę. Jeśli nie ja, to namawiam na to innych.
Gambia to z jednej strony Afryka dla początkujących, z drugiej kraj z innej epoki. Tania, bezpieczna i przyjazna – pełna przesądów, wierzeń i marabutów. Każde większe miasto jest tu na wyciągnięcie ręki, a podróż międzymiastowa kosztuje kilka złotych. Wszyscy mówią tu po angielsku. Stolica Gambii to 50 tys. dusz, kilka murowanych budowli: dom prezydenta, szpital jedyny w tym mieście zabytek – Łuk Triumfalny. Zdecydowanie większe wrażenie robi chaotyczna, głośna, brudna, kolorowa Serrekunda, która nigdy nie śpi. Każda z mieszkających tam 300 tys. dusz powie nam o Gambijczykach więcej, niż prowizoryczne muzem. To miasto, w którym warto się zgubić, by się potem odnaleźć. Jeśli odnajdziemy drogę, zrozumiemy, „This is Africa!”

 

 

 

 

[fb-like]