Skip to main content
search
0

Patryk vs. Bartek part 3. Tym razem bierzemy się za temat, który przerabiamy przed każdą podróżą. Czy warto dobrze przygotować się do wyjazdu? Mieć zaplanowane co chcemy zobaczyć, gdzie chcemy jechać, co zjeść i co przeżyć?  Przewertować przed wyjazdem przewodnik i mieć dobre pojęcie co gdzie i jak? Czy lepiej nie przejmować się planem, nie ustalać wcześniej trasy, nie wertować przewodników? Po prostu jechać i podejmować decyzje spontanicznie?

[Patryk] Ja zdecydowanie wybieram to drugie. Co to za frajda mieć z góry założony plan? Narzucamy sobie cele, a kiedy ich potem nie możemy osiągnąć czujemy się źle. Gonimy, tylko żeby zrealizować plan. A tak, mamy bilet do jakiegoś miejsca, wysiadamy z samolotu, rozglądamy się i na bieżąco ustalamy na co mamy ochotę.

[Bartek] Nigdzie nie trzeba gonić. To nie wycieczka z biurem, że zbiórka jest o 14, a o 15 autokar odjeżdża z parkingu pod zamkiem. Nic sobie nie narzucamy i nigdzie nam się nie śpieszy. A frajda jest dużo większa kiedy dotrze się do wymarzonego miejsca, weźmie głęboki wdech i powie sobie „Tak, dotarłem tu,dokładnie tak jak sobie to założyłem!”. Ja nie wyobrażam sobie gdzieś pojechać nie szkicując przynajmniej drobnej listy miejsc, którą chcę odwiedzić i nie interesując się w ogóle tym, co jest w kraju specjalnego. Bez tego, co to za różnica czy pojadę do Austrii czy do Australii? Jak ktoś chce jeździć żeby po prostu jeździć to najłatwiej będzie mu cały czas okrążać rondo.

[Patryk] Jasne, zakładasz sobie kilka rzeczy, które bardzo chcesz zobaczyć, ale bez konkretnego planu. Może w trasie okaże się, że inne opcje będę jeszcze ciekawsze? Dla mnie najlepsze w podróży jest to, że nie wiem co mnie spotka następnego dnia. A informacje o danym kraju również uważam za bardzo istotne, ale szczegóły lubię poznawać już na miejscu. Z perspektywy przewodnika, który czytamy jeszcze w domu, niektóre rzeczy mogą nam się wydawać niesamowite, ale po jakimś czasie na miejscu bardzo często zmieniamy zdanie. Kiedy siedzieliśmy w domu przy 12 stopniach i deszczu marzyliśmy o trasie na pustynię, ale kiedy trzy dni spędziliśmy w Marrakeszu kiedy w cieniu było prawie 40 stopni szybko zmieniliśmy zdanie. To jest oczywiście wymyślony przykład, ale tak to działa. Po co zatem planować?

plan podrozy

Niewątpliwą zaletą spontanów jest możliwość trafienia do chorwackiej mieściny w środku nocy i rozgrywanie międzynarodowych meczy piłki nożnej.

[Bartek] Po to wyjazdy się planuje żeby rozeznać co człowieka bardziej interesuje i nie marnować czasu na robienie rozpoznania na miejscu. Nie każdy wyjazd może trwać 2 miesiące, a jeśli mamy 2 tygodnie to lepiej już wiedzieć, które miasta, które regiony będą dla nas ciekawsze od pozostałych. Wyznaję zasadę „Im więcej dowiesz się o danym miejscu przed wyjazdem, tym większą czerpie się radość z doświadczania tego wszystkiego na własnej skórze”.

[Patryk] A pamiętasz pierwszy dzień wyprawy do Indii? Wyobrażasz sobie, że mamy założony plan i jedziemy tam gdzie sobie wcześniej ustaliliśmy? Przypomnę, że pojechaliśmy pierwszym dostępnym pociągiem jaki się napatoczył w kierunku północnym, byle uciec z Delhi bo nie wytrzymalibyśmy tam kolejnego dnia, a w innych kierunkach nie było transportu. No, chyba, że z wycieczką…

[Bartek] Pamiętam. Uciekliśmy, ale gdyby nam bardzo zależało wtedy na dojechaniu do Taj Mahal to byśmy pewnie jakoś przeżyli w tym Delhi czekając 3 dni na pociąg. Albo jeszcze przed wyjazdem sprawdzilibyśmy jak można tam dojechać unikając sytuacji, w której na bilet do Agry trzeba czekać 3 dni. I tu akurat plus dla planowania – gdybyśmy się tym zainteresowali wcześniej, zarezerwowalibyśmy przez Internet bilety na przykład z dwutygodniowym wyprzedzeniem i nie byłoby problemu ani rozczarowania.

Na temat Maroko wystarczyło trochę pogrzebać żeby dowiedzieć się o plaży Legzira, o której wtenczas nie wspominał chyba żaden przewodnik.

[Patryk] Tak by było. Ale jestem przekonany, że cieszysz się, że nie mieliśmy wcześniej biletów i nie pojechaliśmy do Agry. Nie jesteś w stanie podejmować dobrych decyzji odnoście podróży po odległych krajach typu Indie siedząc sobie w swoim pokoju w Polsce. Nie czujesz tej duchoty, wilgotności, nie czujesz panującego wokoło harmidru, nie masz pojęcia o tym jak funkcjonuje tutejsza komunikacja, czy nie wypadło akurat dzisiaj jakieś święto. Jasne, możesz sporo się dowiedzieć wcześniej czytając inne blogi czy przewodniki, ale to nigdy nie są informacje przekazywane w czasie rzeczywistym, wiele może się w międzyczasie zmienić. A jak złapiesz jakiegoś robala jedząc uliczne przysmaki i musisz spędzić dwa dni w toalecie? Bilet przepada, plan się załamuje, jesteś poirytowany, że nie zdążysz zrealizować tego co sobie założyłeś…

[Bartek] Wychodząc z założenia, że zjedzenie trującego robala pokrzyżuje mi plany to mogę w ogóle nie kupować biletu do Indii bo przecież mogę zjeść w Polsce równie nieświeżego kotleta, zatruć się i nie polecieć wcale.

Z pewnego punktu widzenia cieszę się, że nie mieliśmy biletów bo wymogło to na nas pewną spontaniczność i suma sumarum trafiliśmy do Amritsaru, który był jednym z najbardziej wartościowych miejsc tej podróży. A to czy na miejscu jest wilgotno, duszno czy panuje harmider – jasne, może zmieniać warunki na jakich można dostać się w dane miejsce, ale raczej nie zniechęca mnie to do zobaczenia czegoś co mnie interesuje.

W spontanicznych akcjach doceniam takie właśnie zwroty akcji, gdzie miało być coś, ale ostatecznie wyszło na lepsze. Jeśli jednak coś mnie na prawdę interesuje i chciałbym to zobaczyć/być gdzieś to wolę szukać sposobów na dotarcie tam niż wymówek w stylu 'może się nie udać bo się zatnę w windzie’.


Bez planów czasem wychodziły i takie sytuacje.

[Patryk] Cofnij się pamięcią do naszych wspólnych przygód. Które z nich były najlepsze? Te których w ogóle nie planowaliśmy. Bałkany, tam nie mieliśmy planu nawet na najbliższe kilka godzin, a była to chyba najlepsza przygoda ze wszystkich. Gruzja, pierwszy dzień, kiedy spaliśmy w monastyrze w górach z mnichami, gdybyśmy mieli plan na pewno by nam to nie wyszło, tak samo w Maroko, Indiach i Nepalu – zdecydowanie najlepsze przygody spotykały nas wtedy kiedy nie mieliśmy planów. I jestem przekonany, że gdybyśmy taki plan tworzyli przed każdą z tych podróży, to oprócz ładnych zdjęć zabytków nie byłoby za bardzo o czym opowiadać. Planowanie porządkuje, ułatwia i oszczędza czas. Ale ogranicza możliwości przeżycia przygody. Dlatego podczas tegorocznego Paćmana na rowerze nie miałem wyznaczonej trasy tylko rzucałem kostką. Żeby dać jak najwięcej miejsca niespodziewanym zdarzeniom zsyłanym nam z „góry” przez Szefa. Pisałem o tym więcej, w Filozofii podróży wg Paćmana. Jeśli chcesz przeżyć przygodę – nie planuj!

[Bartek] Ma się rozumieć, wyjazd na Bałkany zawsze będzie tym, który będę wspominał najlepiej. Żałuję jednak, że w podróżach najbardziej wariackich, sporo nas ominęło ze względu na brak wiedzy i przygotowania. Przypomnij sobie kiedy wracaliśmy z wyjazdów i wspominaliśmy – często jęczeliśmy bo byliśmy dosłownie o 5 km od dzikiego jeziora ze wspaniałym widokiem albo w mieście była knajpa, z którą z pewnością byśmy odwiedzili gdyby zdarzyło się wpaść tam jeszcze raz. Nie wiedzieliśmy, że te miejsca tam są, a gdybyśmy wiedzieli wyjazdy byłyby ciekawsze. Przygody, przygodami, nieprzewidywalne przypadki zawsze najgłębiej zostają w pamięci i świetnie się je opowiada, ale mając koncepcję i pomysł na podróż można się więcej dowiedzieć, więcej wynieść, więcej się nauczyć. W podróżach lubię się znakomicie bawić, fakt, ale bardziej zależy mi na dowiadywaniu się jak najwięcej o wszystkim co nas na świecie otacza. A o to łatwiej przynajmniej z zarysem jakiegokolwiek planu.

A Wy?

[fb-like]
Patryk Świątek

Autor Patryk Świątek

Lewa półkula mózgu. Analizuje, roztrząsa, prześwietla. Oddany multimediom i opisywaniu przygód. Laureat konkursów fotograficznych. Autor reportaży, lider stowarzyszenia "Łanowa.", założyciel "Ministerstwa podróży". Nie może żyć bez pizzy.

Więcej tekstów autora Patryk Świątek

Dołącz do dyskusji! 6 komentarzy

  • Przemysław pisze:

    Planowanie nie wyklucza “spontanu”.

    Ja zawsze mam listę celów do zobaczenia i rozkłady jazdy w okolicy, a pogoda i warunki miejscowe potem decydują. Jeśli mam zaten namierzone miejsca “spacerowe” i “muzea” – to jestem gotowy na wszystko i nigdy nie mam problemu pt. “co ja dzisiajbęde robił”. Wstaję, określam rodzaj pogody i realizuję opcję do niej dostosowaną.

    Poza tym lista celów jest zawsze większa od liczby dni pobytu – na miejscu kilka może wypaść, bo np. nie ma dojazdu, albo w ostatniej chwili uznam, że mi się nie chce w to miejsce jechać.

    Pozdrawiam.

  • Monika pisze:

    Oj tak,tak, pod ostatnią wypowiedzią Bartka podpisuję się ręcami i nogami !!! :)) Nawet pod tym, że wyjazd na Bałkany wspominam najlepiej …:))

  • Marcin Nowak pisze:

    Zdecydowanie jestem za planowaniem. To może trochę wbrew tendencjom, ale promuję tzw. „świadome podróżowanie” i to jest jedna z tych rzeczy, którymi chciałbym się zawsze kierować. Niestety nie byłem jeszcze np. na Dalekim Wschodzie czy Azji Pd Wsch, gdzie – domyślam się – plan może się zmienić. Ale geografia i historia są niezmienne.
    W świadomym podróżowaniu ważne jest to, by wiedzieć PO CO się jedzie, DLACZEGO, GDZIE. Co cię otacza i skąd to się wzięło. Czasami wręcz planuję konkretne miejsca w kontekście światła jakie i skąd pada w danym momencie 🙂 Wiedzieć co, kiedy w planie, za ile i jak. I to naszkicować wręcz wszystko…

    Nie wyobrażam sobie też nie przeczytać o historii danego miasta, posiedzieć kilka wieczorów nad jego mapą. Nie wyobrażam sobie po prosto gdzieć BYĆ i myśleć „co dalej” Nasze wyjazdy bardzo eksploatujemy. Największa frajda czytać wcześniej, wertować mapy, słuchać historii, wchodzić głębiej i głębiej i głębiej. Rozmawiamy najczęściej przy nocnej lampce trochę o tym wszystkim.
    I potem stanąć gdzieś na uboczu WadiRum przez ruinami domu Lawrencea i kombinować z której strony pojechali atakować Akabę a z której powstańcy przybylii z głębi Arabii i że kilka km dalej woda drążyła około miliona lat wąwóz, gdzie Nabatejczycy dawali upust swoim umiejętnościom graffiti. Ech… Albo choćby szukać resztek wsi na Montmartre, bo przecież 100 lat temu to jeszcze wiocha była, strzechami kryta, inspirująca malarzy paryskiej bohemy. No i oglądamy te obrazy wcześniej…

    Nie będę tu za dużo bzdurzył – naprawdę fajna, dwustronna forma Waszego wpisu jest ekstra!!!
    Reasumując: Wyjazd dobrze rozplanowany + spontaniczne wykonanie 🙂

  • Kasia pisze:

    Ah, jeszcze nie poruszyłam kwestii przygody ! Sorki,że się tak rozpisuję, ale mnie zainspirowaliście do „określenia siebie”, wcześniej się nad tym nie zastanawiałam 😀
    Tym bardziej uważam,że podczas podróżowania z planem może Cię spotkać więcej przygód. Jadąc „na spontanie” i licząc na to, że przydarzy się coś ciekawego, można się przeliczyć – po prostu dlatego,że skoro i tak jesteś przygotowany na wszystko, to co może Cię zaskoczyć ? A gdy masz wykupiony bilet na pociąg, ogarniętych ludzi, z którymi chcesz się spotkać, mapę z zaznaczonym planem.. I nagle coś się dzieje; ups, spóźniłeś się na pociąg. I co teraz ? Zaczyna się kombinowanie. Bieganie, szukanie, pozyskiwanie informacji, przypadkowe poznawanie ludzi, którzy być może Ci pomogą, łapanie stopa. Jest przygoda ? Jest. Albo ; jesteś na wycieczce rowerowej za granicą i nagle potrąca Cię samochód. Rower nie nadaje się do jazdy, nic poważnego, po prostu czeka go wizyta w serwisie, Ty też jesteś cały i zdrowy. No ale nie masz jak wrócić, z rowerem. I znowu kombinujesz ! Stopowanie z rowerem, pociągi, dzwonienie po znajomych, cokolwiek ! Jest przygoda ? Jest ! W moim odczuciu to właśnie te rzeczy, na które jesteśmy najmniej przygotowani to przygody. Oczekując „wszystkiego”, tak naprawdę cięzko docenić cokolwiek 🙂

  • Kasia pisze:

    Hm. Ja nie wyobrażam sobie wyjazdu bez planu 🙂 Zawsze chcę zobaczyć tak wiele miejsc na raz, że gdybym nie miała mapy i szczegółowo opisanej na niej trasy, musiałabym szukać wszystkiego na miejscu, pytać ludzi, gubić się – nie zobaczyłabym tego, na czym mi zależy. Nie wyobrażam sobie też sytuacji,że jadę do odległego kraju, świetnie się bawię w danym miejscu a po powrocie do domu dowiaduję się właśnie,że tuż obok było bajkowe jezioro lub szczyt, który kiedyś chciałam zdobyć.. Chyba bym się załamała ! Dlatego przed każdym wyjazdem dokładnie studiuję mapę i zaznaczam na niej miejsca, do których obowiązkowo muszę dotrzeć. Oczywiście nie zawsze mi się to udaje – ale wtedy nie ma się co irytować, po prostu zakładam,że jeszcze do tego miejsca wrócę. Poza tym plany nigdy nie są nieodwracalne – zawsze można je zmodyfikować ! To,że masz wykupiony bilet na pociąg do Pragi nie oznacza wcale,że nie możesz wysiąść już we Wrocławiu, Owszem, wtedy myślisz sobie „a mogłem kupić tańszy bilet” – ale właśnie paradoks polega na tym,że nie mogłeś ! Bo gdybyś nie siedział w tym pociągu do Pragi to nie zechciałbyś wysiąść we Wrocławiu i nie byłoby Cię tam 🙂 Ileż to już razy zdarzyło się,że bilet przepadł albo musiałam zmienić plany w ostatniej chwili. Jak np. wtedy, gdy pojechałam w Tatry na TYDZIEŃ (!) z zamiarem wejścia na Rysy, i przez cały ten tydzień padał deszcz. Byłam zła, ale tylko przez chwilę. Bo w zamian za to weszłam na 5 innych gór, które również mnie urzekły 🙂 A tydzień później znowu pojechałam w Tatry. Tym razem tylko na 1 dzień, tylko po to, by dopełnić ostatni wyjazd i wbiec na te Rysy 🙂 Mówi się trudno i żyje się dalej, wciąż utrzymuję,że podróżowanie z planem jest bardziej wartościowe ! Oczywiście nie oglądam przed wyjazdem tysiąca zdjęć miejsca, które chcę zobaczyć i nie czytam na jego temat zbyt wielu informacji – wolę się zaskoczyć i edukować na miejscu. Ale najpierw muszę wiedzieć, gdzie to miejsce jest i jak się do niego dostać. 🙂 Poza tym ja po prostu…lubię się spieszyć 🙂

  • Aniaa pisze:

    Spontany najlepsze 🙂 ale czasem jak ma się plan też jest fajnie.

Miejsce na Twój komentarz

*