Skip to main content
search
0

Właściwie to nie wiem jak mam zacząć ten wpis. Fakty są takie, że Paragon z podróży został uznany za najlepszego bloga w 2011 roku. Strasznie nas to bawi i za bardzo nie możemy uwierzyć, że tak się stało. Kto to ukartował i dlaczego? Nie wiemy, ale ogromnie się z tego cieszymy. Dziękujemy wszystkim, którzy dołożyli swoją cegiełkę lub pustaka (tu Działko i Tomek) do tego sukcesu. A teraz trochę szerzej o tym, jak wywołuje się lawinę, puszczając po stoku mały kamyczek.

Kiedyś buszując w sieci natrafiliśmy na stronkę z konkursem Blog Roku 2011. Biorąc pod uwagę, że na dobrą sprawę zaczęliśmy prowadzić Paragona w styczniu 2011, pasowaliśmy do zgłoszenia jak ulał. „Zawsze tam parę osób się o nas dowie i wejdzie na stronkę jak się zgłosimy” – takie było założenie. Potem doczytaliśmy regulamin i okazało się, że najpierw potrzebne są smsy. „Beznadzieja, odpadniemy na samym początku” – myśleliśmy. Jak już mieliśmy odpaść to chcieliśmy przynajmniej na chwilę być w pierwszej dziesiątce, bo wtedy zawsze ktoś nowy wpadnie na stronkę. Dlatego od początku głosowania wzięliśmy się do roboty, a raczej wy się wzięliście. W pierwszym zestawieniu byliśmy chyba na trzecim miejscu. „O to chodziło, nawet jak się nie uda utrzymać w dziesiątce to mamy kilku nowych czytelników”. Czas mijał, a my trzymaliśmy się w okolicy piątego miejsca. Z pomocą znajomych, naszych rodzin, nauczycieli z I LO i wielu innych osób udało się dostać do wymarzonej dziesiątki. Jeszcze raz serdecznie Wam za to dziękujemy! „Ale czad, jesteśmy w dziesiątce!” Zasadniczo to był szczyt marzeń. Na tamtą chwilę. Bo jak wiadomo: apetyt rośnie w miarę jedzenia (całą sytuację z blogiem roku możecie sobie dodać jako kolejny przykład do tego tekstu z przed 2 miesięcy i bardzo Was zachęcam, żeby go przy tej okazji przeczytać).

Wiadomo, że chociaż uważaliśmy za ogromny sukces dostanie się do dziesiątki, gdzieś tam tliła się nadzieja, że uda się pojechać na galę. A to by było już w ogóle coś nieprawdopodobnego. Ciężko oceniać siebie samego, ale zakładaliśmy, że gdyby juror wybierał 5 blogów, to mielibyśmy szansę, ale jak wybiera 3 to nie.

Finałową trójkę wybierał Tomek Michniewicz i o dziwo postawił między innymi na nas. Tak dostaliśmy nominację i pojechaliśmy na galę zwycięzców. To był kolejny nasz szczyt marzeń w przeciągu miesiąca.

Gala, jak mam nadzieję niedługo sami zobaczycie w relacji wideo, to zdarzenie zupełnie nie z naszej kategorii. Profesjonalizm pełną gębą: światła, muzyka, czerwony dywan, sławy, kamery, drinki i takie tam, więc klimat oskarowy, przyprawiający o dreszczyk tremy.

Chyba nie jest Wam trudno sobie wyobrazić nasze zdenerwowanie, kiedy wyczytywani byli nominowani do kategorii Podróże. Nawet teraz pisząc to poczułem delikatne zdenerwowanie. I nagle okazuje się, że wygraliśmy. Uściski dłoni od prowadzących, od Tomka Michniewicza, kilka wydukanych słów podziękowań do mikrofonu, a potem zdjęcia, wywiady i gratulacje. Całe napięcie z nas zeszło. Strasznie zadowoleni wróciliśmy na miejsca i delektowaliśmy się tą chwilą. Po rozdaniu nagród w poszczególnych kategoriach i przerwie na koncert Wilków przyszedł czas na wyróżnienia i ogłoszenie nagrody głównej.

Teraz skupcie się na chwilę i spróbujcie wyobrazić sobie sytuację ze swojego życia, w której czysto teoretycznie mogliście coś wygrać, coś zdobyć, ale KOMPLETNIE nie braliście tego pod uwagę. My właśnie tak się wtedy czuliśmy. Odkąd otrzymaliśmy statuetkę za zwycięstwo w kategorii, patrzyliśmy na resztę gali całkiem z boku, byliśmy tylko jej widzami, nie uczestnikami. Jestem pewien, że dużo większą nadzieje na wygraną milionów ma osoba, która gra w totka w wielkiej kumulacji, niż my mieliśmy wtedy. Jeszcze inaczej – kiedy wysyłam pracę, zdjęcie na jakiś duży konkurs, albo przychodzę z egzaminu, który totalnie źle mi poszedł, mam nadzieję wielkości atomu, że wygram/zdam. Wtedy na gali moja nadzieja była wielkości kwarka. Za to u Bartka, nie było jej chyba w ogóle. (Stary, jedzenie stygło, a Ty siedziałeś i czekałeś czy bloga roku nie dostaniesz. Ogarnij się. – przyp. Bartek) Próżnia. Nie było go nawet na swoim miejscu, stał gdzieś z dziewczynami przy wyjściu z sali.

Wtedy padło hasło: „nagrodę główną otrzymują Patryk Świątek i Bartłomiej Szaro, autorzy bloga Paragon z podróży”. Myślę, że równie dobrze Maciek Orłoś mógłby rzucić we mnie cegłówką – osiągnąłby podobny efekt. Pierwsze, co w tej chwili zrobiłem to przekląłem. Dosyć głośno, więc wszyscy dookoła szybko zorientowali się gdzie znajduje się zwycięzca. Ale taki poziom emocji, że chyba wszyscy zrozumieli. Wstałem i ruszyłem w stronę sceny zastanawiając się gdzie jest Bartek, ale ten szybko do mnie dołączył. Pomięta koszula, nie zapięte marynarki, kompletne nieprzygotowanie do „przemowy” i podobno nieprzeciętnie śmieszne wyrazy twarzy – tak odbieraliśmy gratulacje. Potem ze sceny pośmialiśmy się trochę z naszej nagrody głównej, czyli vouchera na podróż marzeń z biurem podróży Itaka i udaliśmy się poczuć pierwszy i ostatni pewnie raz w życiu na chwilę jak gwiazdy. Ze wszystkich stron uśmiechy i gratulacje, wywiady, zdjęcia. Strasznie zabawne z naszej perspektywy sytuacje, kiedy rozmawiamy z Tomkiem Michniewiczem i Martyną Wojciechowską i podbiega do nas reporter czy może nam zrobić wspólne zdjęcie.

Długo zastanawialiśmy czemu dostaliśmy tę nagrodę. Na pewno nie jesteśmy najlepszym blogiem 2011 roku. W ogóle nigdy wcześniej chyba nikt nie nazwał żadnego z nas blogerem. Może wygraliśmy dlatego, że w jury były dwie osoby silnie związane z podróżami, może dlatego, że nigdy wcześniej głównej nagrody nie wygrał blog podróżniczy, może trafiliśmy z naszymi pomysłami na dobry czas i jury to zauważyło, może położenie Jowisza względem Słońca było sprzyjające, kiedy komisja oglądała akurat naszego bloga. Na pewno złożyło się na to wiele zbiegów okoliczności.

Serdecznie gratulujemy wszystkim nominowanym, zwycięzcom poszczególnych kategorii i nagród specjalnych. Ukłony dla organizatorów konkursu, jurorom, Tomkowi Michniewiczowi szczególnie, nie za jego wybór, ale ze niezwykle cenne rozmowy po oficjalnej części gali. Dziękujemy Wam za smsy i gratulacje. Dziękujemy za uwagi, dzięki którym usprawnialiśmy naszą stronkę (pierwszy konstruktywny krytyk RP i członek kilku naszych najciekawszych wyjazdów, który na potrzeby mediów nazywany jest często Bartkiem Szaro [Liverpool za 4 zł, Maroko za 160 zł] – Paweł „Picek” Burzymowski). Dzięki dla Grześka Pękały z YouGo!, który udostępniał nam swój serwer i pomagał swoją wiedzą. Wielkie dzięki Tomkowi Skalniakowi, który w ostatnim okresie podrzucił nam mnóstwo ciekawych pomysłów, który opiekował się nami jako „nadworny informatyk” i wpierał na wszelkie możliwe sposoby. W końcu ogromne podziękowania dla Maćka Działo. Działko od początku pomagał nam ogarnąć się z tym wszystkim. To on pokazał nam, że blog może nie tylko dobrze się czytać, ale też ładnie wyglądać. Jest autorem naszego logo, plakatów, niektórych grafik, czołówki w naszej paragonowej telewizji i mnóstwa pomysłów, z których sporą część zrealizowaliśmy.

Co nam pozostaje?

Działać. Pisać. Nagrywać. Pstrykać. Ulepszać.  Nici z naszego planu chwilowego odpoczynku od „blogowania”. Oprócz tego wszystkiego tytuł bloga roku to spora odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność mobilizuje nas do ciągłego ulepszania strony, dbania o lepszej jakości informacje i tworzenia bardziej poczytnych artykułów.
Dostaliśmy ładną statuetkę, kilka nagród i podskoczyła liczba czytelników, ale nie chcemy, aby ktokolwiek podchodził przez to do nas z dystansem. Przez to zwycięstwo nie staliśmy się też mądrzejsi, ani ważniejsi. Robimy to samo co tysiące innych ludzi, którzy jeżdżą po świecie na własną rękę. Po raz kolejny więc zachęcamy do pisania do nas. Chcemy się z Wami dzielić tym co wiemy i (co zabrzmi banalnie) pomagać realizować wymarzone cele. Obiecujemy starać się nadal.

 

Kiedy pojawi się wideo relacja z gali i otrzymamy więcej zdjęć, wkleimy je tutaj do wglądu.

[fb-like]
Patryk Świątek

Autor Patryk Świątek

Lewa półkula mózgu. Analizuje, roztrząsa, prześwietla. Oddany multimediom i opisywaniu przygód. Laureat konkursów fotograficznych. Autor reportaży, lider stowarzyszenia "Łanowa.", założyciel "Ministerstwa podróży". Nie może żyć bez pizzy.

Więcej tekstów autora Patryk Świątek

Dołącz do dyskusji! 7 komentarzy

Miejsce na Twój komentarz

*