tanio lndie
Autor:

Łukasz Ostojski

Miejsce:

Indie i Nepal, czyli Mumbai – Kalkuta – Varanasi – Katmandu – Pokhara – Amritsar – Jaisalmer – Jodhpur – Mt. Abu – Udaipur – Chittorgarh – Agra – Goa, Palolem Beach – Hampi

Czas podróży:

10 grudnia 2012 – 28 lutego 2013

Liczba przebytych Km:

ok. 26850km

Ilość osób:

1

Koszy na osobę w zł:
  • Bilet lotniczy 2206 zł
  • Wizy 302 zł
  • Noclegi 426 zł
  • Transport 350,5 zł
  • Jedzenie 672 zł
  • Wstępy, wycieczki 131,5 zł
  • Bungee 287 zł
  • Internet 40 zł
  • Alkohol 45 zł
  • Zakupy i prezenty 230 zł
  • Inne 84 zł
  • Razem (bez biletu lotniczego) 2568 zł
  • Razem z biletem 4774 zł
Środki transportu:

samolot, buty, kolej, inne

Jak tanio się przemieszczać? Jak tanio dotrzeć?

Kolej, kolej i jeszcze raz kolej. Odległości w Indiach między poszczególnymi miejscami na mapie podróży liczone są zwykle w setkach, a czasem nawet w tysiącach kilometrów. Do pokonywania tych odległości idealnie nadają się indyjskie pociągi, a szczególnie klasa 'sleeper’, gdzie są miejsca do spania. Polecam układać plan podróży tak, aby jak najczęściej jeździć w nocy, dzięki czemu można załatwić transport i nocleg za jednym zamachem, do tego w śmiesznie niskiej cenie. Przykład – przejazd z Bombaju do Kalkuty, prawie 2000km, koszt 33zł, a w tym jeszcze załatwione dwa noclegi.

 

W przypadku podróży krótkich, zaledwie kilkugodzinnych, polecam klasę '2nd unreserved’, na którą nie trzeba dokonywać rezerwacji wcześniej, a która jest dwa razy tańsza niż sleeper. Co prawda ludzi jest tam też z pięć razy więcej, ale i pięć razy więcej funu 😉

 

Odnośnie rezerwacji pociągów i kupna biletów, możesz tego dokonać nawet będąc w Polsce jeszcze przed wyjazdem, co się przydaje, jeśli masz krótki ograniczony czas na podróż i chcesz wszystko w miarę dokładnie zaplanować jeszcze przed wyjazdem. Warto, bo zdarzało mi się, że chcąc kupić miejsce w klasie sleeper z dnia na dzień, okazywało się, że od wielu dni już miejsc nie ma. Skorzystaj ze strony www.cleartrip.com, zarejestruj się i do dzieła.

 

W miastach takich jak Delhi czy Kalkuta jest metro, z kolei w Bombaju kursuje świetna kolej podmiejska. Chyba tylko tutaj możesz przejechać 40 km, czyli z jednego końca miasta na drugi, za jedyne 40 groszy. Ludzi masakrycznie dużo, także przygotuj się na wojnę podczas wchodzenia do wagonu. I lepiej się śpiesz, bo ten pociąg nie czeka, aż wszyscy wsiądą, bo taki moment nigdy nie nastąpi.

Noclegi (Gdzie tanio spać?)

Poniższe ceny są cenami z okresu grudzień – luty, czyli w szczycie sezonu. Poza sezonem, zwłaszcza w lecie w czasie monsunu spokojnie wytargujesz jeszcze 30-50% z tego, co mi się tutaj udało.

 

  • Bombaj – noclegi w Bombaju są kosmicznie drogie w porównaniu z resztą kraju, także tutaj przede wszystkim polecam couchsurfing, ewentualnie Delight Guest House w dzielnicy Colaba. Jedynka 450 rs. Polecany tylko dla desperatów, którzy na pierwszym miejscu stawiają niskie koszty.
  • Kalkuta – Taniej niż w Bombaju, ale dalej drogo, także znowu polecam couchsurfing, ewentualnie backpackerską Sudder Street, na początku której mają też świetny fast food i genialne śniadania.
  • Varanasi – Mishra Guest House, jedynka z łazienką 200 rs. Genialna lokalizacja, tuż przy słynnym Manikarnika Ghat, gdzie 24h na dobę płoną zwłoki. Dodatkowo obsługa organizuje dla swoich gości rejsy łódką po Gangesie po cenie 2-3 razy niższej niż na mieście. Za 50 rs miałem godzinnego jednoosobowego vip toura, także polecam.
  • Kathmandu – Hotel Silver Home, dormitorium z łazienką 300 rs, przy recepcji do użytku bezpłatnie dwa komputery z dostępem do internetu, super manager. Polecam.
  • Pokhara – Gauri Shankar Guest House, dormitorium trzyosobowe 150 rs, boski ogród, świetny manager. Polecam wybitnie.
  • Amritsar – dom pielgrzyma w Golden Temple, noclegi bezpłatne, wyżywienie bezpłatne. Oficjalnie przez trzy noce, nieoficjalnie poznałem gościa, który z trzech dni zrobił tydzień i nikt go stamtąd nie wyrzucił. W zamian za serwis dobrze by było, jakbyś pozmywał czasem z nimi naczynia na stołówce, poobierał warzywa czy pomógł w pieczeniu chleba. Polecam.
  • Jaisalmer – Hotel Karan Palace, dwójka z łazienką 300 rs. Blisko fortu. Właścicielką jest Francuzka. Polecam.
  • Jodhpur – Shivam Guest House, dwójka z łazienką i tv z HBO 400 rs, tuż przy majestatycznym forcie. Polecam.
  • Mt Abu – Hotel Saheli Palace, dwójka z łazienką 300 rs. Najtańszy pokój to katastrofa, bierz tylko, jeśli desperacko tniesz koszty. Za 400 rs już jednak mają duże lepsze pokoje.
  • Udaipur – Rawla Palace Guest House, dwójka z łazienką 300 rs. Polecam.
  • Agra – Hotel Sai Palace, dwójka bez łazienki 300 rs. Genialna lokalizacja – przy samym Taj Mahal. Polecam.
  • Palolem Beach – cała plaża posiana jest bambusowymi chatkami. Nie musisz szukać noclegu, tam tani nocleg sam cie znajdzie. Za 400 rs bez żadnego wysiłku znajdziesz chatkę z łazienką, a przy dłuższym pobycie zejdziesz tak jak my do 300 rs. Polecam wybitnie.
  • Hampi – Pallavi Guest House, dwójka bez łazienki 300 rs. Wersja bardzo minimalistyczna. Tylko, jeśli tniesz koszty. Polecam jednak noclegi po drugiej stronie rzeki, zdecydowanie bardziej relaksująca atmosfera.
Co warto zjeść? (Regionalne potrawy i ich ceny)
  • Thali, czyli danie dla lubiących jeść do syta. Thali to talerz pełen ryżu, pszennych placków zwanych ciapati, potrawki z grochu bądź soczewicy zwanej dhal i innych dodatków jak warzywa czy jogurt. Najpiękniejsze w thali jest to, że w cenę wliczona jest niezliczona ilość dokładek. W zależności od regionu cena oscyluje między 60 a 90 rs.
  • Biryani, czyli zapiekany ryż z mięsem i warzywami. Dużą miskę znajdziesz za 50-80 rs.
  • Fried rice, czyli smażony ryż z jajkiem, kurczakiem czy warzywami. Duży talerz znajdziesz za 50-70 rs.
  • Dal bhat, czyli nepalska wersja indyjskiego thali. Cena to 100-130 rs.
  • Chow mein to nepalski mistrz relacji cena-jakość-sytość. Jest to makaron z jajkiem, mięsem czy warzywami, a przyzwoity talerz dostaniesz już za 50 rs.

Ceny oczywiście dotyczą knajpek lokalnych, a nie restauracji dla turystów 😉 I ogólnie polecam uliczny fast food – jest naprawdę dobry, tani i syty.

Cenne wskazówki dotyczące odwiedzanego miejsca:
  1. Jaisalmer słynie z pustyni i camel safari. Sęk w tym, że taka dobrej jakości przyjemność kosztuje minimum 1500 rs za dobę. Żeby było taniej, zamiast wykupywać safari w biurze ulicznym, idź na dworzec autobusowy i wsiądź w autobus do Khuri. Droga prowadzi przez pustynię i masz jak w banku, że w autobusie będzie jechał jakiś poganiacz wielbłądów, który chętnie nawiąże z tobą kontakt i zabierze cię na prywatne safari z pominięciem swojego szefa z biura ulicznego. Nam udało się załatwić safari w wersji vip po totalnych bezdrożach pustyni bez żadnych turystów, trwające noc, dzień i noc, z pełnym wyżywieniem za jedyne 700 rs. Trzy razy taniej niż na mieście. Polecam.
  2. W Nepalu w Katmandu czy w Patanie, żeby wejść na rynek, czyli Durbar Square, należy uiścić słoną opłatę w jednej z kilku budek przy placu. Na szczęście system ten ma luki i jest kilka uliczek dochodzących do rynku, gdzie nie ma budek i dzieki temu można tam wejść za free. Inwestycja w jakąś mapę się zdecydowanie opłaci.
  3. Podobnie ma się sprawa z buddyjską stupą Bodnath czy kompleksem świątynnym Pashupatinath w Katmandu. Co do stupy, wystarczy udać się uliczką po lewej w głąb zabudowań, a dojdziesz do zamkniętej na kłódkę budki, w której nie ma żadnego strażnika. A jeśli z Bodnath udasz się w dół w stonę Pashupatinath, dojdziesz do tylnego wejścia od strony parku, gdzie nie dość że nie ma żadnej budki ze strażnikiem z biletami, to jeszcze masz ławki i świetną miejscówkę z widokiem na palące się zwłoki.
  4. W wielu miejscach typu muzeum czy zoo, poza zwykłym biletem wstępu należy także wykupić tzw. bilet na aparat fotograficzny, czyli pozwolenie na robienie zdjęć. W wielu z tych miejsc jest to zbyteczny wydatek. Wystarczy powiedzieć, że nie masz aparatu i po prostu wejść na zwykłym bilecie. W środku nikt już nie sprawdza osób robiących zdjęcia czy mają bilety na aparat czy nie. Sprawdzone w Bombaju, Kalkucie i Hampi.
  5. Komary potrafią być prawdziwym utrapieniem w Indiach. Mówi się, że należy zainwestować w drogi repelent na bazie DEET. Zamiast tego polecam jednak zakup lokalnego indyjskiego specyfika, czyli maści o nazwie 'odomos’. Wysmaruj odsłonięte części ciała, skuteczność masz na poziomie 95%, a cena to tylko 2 zł.
  6. Możesz znacząco obniżyć koszty związane z korzystaniem z internetu, jeśli będziesz mieć swojego laptopa czy jakieś mobilne urządzenie, które korzysta z sieci wi-fi. Praktycznie w każdym guest housie, w którym nocowałem w Indiach i Nepalu spotykałem darmowy dostęp do wi-fi. Godzina w kafejce to 2-3zł, także przy dłuższym pobycie potrafi się z tego uzbierać niezła kwota.
  7. Na nepalskie mapy trzeba uważać. O ile plany miast są ok, o tyle jak będziesz się wybierać na jakąś wycieczkę po okolicznych pagórkach po zaznaczonych na mapie miejskiej ścieżkach, to miej w kieszeni ze dwie godziny zapasu, bo na bank sie pogubisz. Połowa ścieżek jest niepozaznaczana na mapie i na dobrą sprawę nie wiesz, po której ścieżce idziesz i w którą skręcasz. Na szczęście napotkani w mijanych wioskach ludzie odpowiednio cię pokierują, więc prędzej czy później do celu powinieneś trafić.
  8. Jeśli myślisz o wyrobieniu sobie indyjskiej karty SIM, to o ile nie znasz kogoś, kto pisemnie potwierdzi, że mieszkasz u niego, to zapomnij o oficjalnym wyrobieniu karty. Wyjściem z sytuacji jest kupno używanej karty, także pytaj w motelach, zwłaszcza w takich miastach gdzie zwykle się kończy podróż (Bombaj, Delhi, Kalkuta). W guest housie na Sudder Street w Kalkucie dostałem kartę za 300 rs, bo ktoś wcześniej stamtąd wylatywał do Tajlandii i już jej nie potrzebował, więc odsprzedał recepcjoniście, który puścił ją dalej mi.
  9. W niektórych miastach możesz znaleźć budki 'pre-paid riksza’, bądź 'pre-paid taxi’. Jeśli nie lubisz targowania się, to jest to idealne miejsce dla Ciebie, bo w tych budkach ceny są sztywno ustalane i kupujesz bilet na konkretną rikszę z konkretnym kierowcą, któremu potem nie musisz już dopłacać. Sęk w tym, że ceny w tych budkach są wyższe, niż normalnie, bo gość w budce nie pracuje za darmo i też swoje dostać musi. Dlatego polecam najpierw zapoznać się z ceną oficjalną w budce, a następnie zagadać na osobności z jakimś kierowcą, któremu zapłacisz do ręki 20 rs mniej. Trick sprawdzony w Agrze, gdzie transport z dworca pod Taj Mahal pre-paid rikszą kosztuje 100 rs, a zostaliśmy zawiezieni za 80 rs.
  10. I tak na koniec… Może zabrzmi to dziwnie, ale czasem opłaca się zgrywać 'białego idiotę’, bo można na tym dobrze wyjść. Przykładowo, kupiliśmy bilet na pociąg na najtańszą klasę i z pełną świadomością wsiedliśmy do super szybkiego ekspresu, w którym wagonów najtańszej klasy w ogóle nie ma. Rozłożyliśmy się na plecakach w korytarzu, gramy w karty, a gdy przychodzi konduktor i się dziwi, co my z takim biletem robimy w jego pociągu, najzwyczajniej w świecie robimy z siebie debili, którym w kasie biletowej powiedziano, że tym pociągiem możemy jechać na tym bilecie i że wprowadzono nas w błąd. W efekcie konduktor wziął nas do swojego miejsca w pierwszej klasie i siedzieliśmy z nim w super warunkach, bo przecież, jak to ujął, nie możemy w takim pociągu siedzieć na korytarzu. Tak więc zapłaciliśmy za bilet 80 rs, a jechaliśmy w przedziale, gdzie miejsce kosztuje 1185 rs.
Opis:

To miał być mój pierwszy samodzielny zagraniczny dłuższy trip. I z założenia dość budżetowy. Limit 30 zł na dzień, 1000 zł na miesiąc, czyli mniej więcej tyle, ile bym w tym czasie wydał w Polsce. Trochę się bałem, czy przez to ograniczenie nie ominie mnie za dużo atrakcji, które kosztują, ale okazało się zupełnie inaczej.

 

W ciągu dwóch i pół miesiąca w Indiach i Nepalu widziałem na własne oczy slumsy w Kalkucie oraz dzielnice burdeli w Bombaju, autentycznie przeżywałem płonące stosy ludzkich ciał nad Gangesem, jeździłem na wielbłądzie po bezkresnej pustyni, spałem pod gołym niebem przy pełni księżyca na pustynnych wydmach, medytowałem razem z buddystami w buddyjskim klasztorze, skakałem na bungee z mostu zawieszonego 160 metrów nad górską rzeką, podziwiałem majestatyczne Himalaje, zapuszczałem korzenie w drewnianym domku otoczonym palmami kokosowymi na piaszczystej plaży, czułem się jak Indiana Jones, gdy odkrywałem starożytne hinduskie ruiny porośnięte prawdziwą dżunglą, wędrowałem po soczyście zielonych polach ryżowych i plantacjach bananowych, piłem mleko z kokosa, a także wylałem morze łez ucząc się trudnej, ale i gorącej miłości do indyjskiego chili.

 

Przeżyłem więcej niż planowałem przeżyć. Doświadczyłem więcej niż podejrzewałem, że uda mi się doświadczyć. I jestem przekonany, że było warto. Dlatego też za tydzień wracam tam ponownie.

indie długa podróż

podóżowanie po indiach

nepal tania podróż

pustynia indie

[fb-like]