Miejsce: Zakaukazie: Gruzja, Armenia i Wschodni Azerbejdżan (część Iranu)
Czas: ponad 5 tygodni – sierpień i początek września
Skład: dwie osoby – Wojtek (ja w sensie) i Agnieszka
Liczba przebytych kilometrów: 10 tysięcy (tam i z powrotem)
Sposób transportu: tylko i wyłącznie autostop
Noclegi: namiot, Hospitality Club, domy życzliwych kierowców
Wskazówki:
- jeśli ktoś Ci mówi, że w kraju do którego wjechałeś nikt Cię nie weźmie na stopa – nie wierz, ludzie którzy nie jeżdżą stopem po prostu nie mają o tym pojęcia, a na wschodzie stopem jeździ się naprawdę łatwo
- jeżeli wszyscy Ci mówią (autostopowicze też), że nie złapiesz stopa na pustynnych terenach południowo-wschodniej Gruzji to nie wierz im, da się
- warto jeździć z tirowcami – podróżuje się wolniej, ale można zmieniając kierowców jechać i dniem i nocą (a w nocy spać) pokonując bardzo długie dystanse i tak np. w 3 doby dojechać z Iranu do Polski
- na wschodzie lepiej pić wodę butelkowaną – stosując się do tej reguły nie mieliśmy tylu problemów żołądkowych co większość spotkanych turystów
- należy też uważać na mięso które zjadamy: sprzedają je panowie z packami na muchy na straganikach bez sprzętu chłodniczego
- wszystkie produkty w Gruzji są przeterminowane – to mit: wystarczy znać cyrylicę (swoją drogą: warto) żeby przekonać się, iż drukowane daty to dzień produkcji a nie limit przydatności do spożycia
- Gruzini są naprawdę nieprawdopodobnie gościnni: z początku trudno w to uwierzyć, więc chyba warto tu o tym wspomnieć
- będąc w Gruzji od razu mów, że jesteś z Polski – zawsze zostaniesz lepiej potraktowany i jeszcze gościnniej przyjęty
- taksówkarze kłamią, zawsze, nawet Gruzji, wg nich do miejsca gdzie się wybierasz nie jeździ żaden autobus a o stopie to już w ogóle nie ma mowy
- w Iranie należy uważać właściwie na wszystko: ubiór, zachowanie, spojrzenia, nie mówiąc już o czasie ramadanu, kiedy nie wolno publicznie jeść czy nawet pić wody (mimo 40 stopniowego upału) jeśli nie chce sie mieć do czynienia z policja obyczajową
- nie brać przewodnika Bezdroży po Zakaukaziu – piszą tam straszne bzdury
Koszt: transport = 0zł (no może tam jakieś grosze na transport publiczny w dużych miastach), wizy = ok. 60zł (Turcja) + ok. 25zł (Armenia) + ok. 160zł (Iran)= ok. 245zł, reszta (jedzenie, picie i inne głupoty) = 850zł, SUMA = około 1100zł (na osobę)
Opis: Zdaje się, że już rok wcześniej, wracając z podróży po Bałkanach wpadliśmy z Agnieszką na pomysł, aby w następnego roku udać się do Gruzji. Miała to być nasza pierwsza tak daleka podróż (bo to ponad 4 tysiące kilometrów autostopem, no i że Azja), więc odrobinę się do tego przygotowaliśmy. Ale tylko odrobinę. Bo tak właściwie to do ostatniego dnia przed wyjazdem nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie pojedziemy. Ostatecznie stwierdziliśmy, że na pewno odwiedzimy dwa najstarsze państwa chrześcijańskie na świecie: Gruzję i Armenię. I Iran, jeśli się uda załatwić wizę. Udało się.
Przez prawie 40 dni przejechaliśmy autostopem w sumie blisko 10000 km, odwiedziliśmy 10 krajów na 2 kontynentach, widzieliśmy setki niezwykłych miejsc i spotkaliśmy wielu wspaniałych ludzi. Spaliśmy w namiocie, czasem w czasie jazdy a czasem w domach gościnnych kierowców. Przy okazji potwierdziliśmy starą prawdę, że dla spragnionych wrażeń przeszkód – np. finansowych – nie ma. Na całą wyprawę wydaliśmy po około 1100 zł na głowę, czyli mniej więcej tyle ile i tak wydaje się na życie – jedzenie, mieszkanie itp. – w takim okresie czasu. Dlatego, jeśli tylko chcecie, to ruszajcie na wschód – tam rzeczywiście jest cywilizacja, ale zupełnie inna. Taka, którą pewnie niektórzy nazwaliby jej brakiem. Ale to pewnie dzięki temu krajobrazy zachowały swój nieskażony nadmierną urbanizacją urok, a ludzie pozostali tak bardzo ludzcy jak to tylko możliwe. Gruzja, Armenia i Iran – trzy kraje, trzy odmienne kultury, trzy oryginalne języki i trzy zupełnie zwariowane alfabety. Już sama Gruzja zawiera w sobie cały odrębny świat: od tropikalnych lasów w okolicach Lagodekhi, przez pustynne okolice Dawid Garedżi, piaszczyste plaże morza czarnego, nizinne pełne winnic doliny Alazani po oblodzone szczyty Kaukazu. 40 dni to zdecydowanie za mało na to wszystko. Główny wniosek z tej podróży brzmi: trzeba tam wrócić.
Po więcej należy zajrzeć na http://fizyk-w-podrozy.blogspot.com/
Wojciech Ganczarek
[fb-like]