Aragats

Miejsce: Południowa Gruzja i północna Armenia

Czas: 18 dni (razem z przejazdami i przelotami)

Skład: 10 osób

Liczba przebytych kilometrów: kilkaset na miejscu (maksymalnie tysiąc), dojazd „do” i „z” Tbilisi to ok. 4800 km

Sposób transportu: pociągi, marszrutki (małe autobusy), pieszo – to były główne środki transportu, których czas (bo przecież nie dystans;) rozłożył się mniej więcej równo. Sporadycznie autostop.

Noclegi: Wszystkie noclegi z serii tak zwanych „bezpłatnych, o niewysokim standardzie”. Czyli w zdecydowanej większości pod namiotem, dwa  razy na lotnisku, dwa lub trzy razy w pociągach, jeden w nieużywanej części ormiańskiego szpitala.

Wskazówki:

  • Dla osób którzy dysponują większą ilością czasu (i kasy) jest oczywiście możliwy dojazd do Gruzji i Armenii lądem, jednakże większość podróżników wybiera opcje lotniczą. Wiąże się z tym niestety niemożliwość zabrania ze sobą (przynajmniej oficjalnie) butli gazowych do popularnych u nas palników. Możliwie opcje: wziąć maszynkę która odpala na benzynę, jednak trzeba dbać mocno o jej czystość gdyż w tym regionie benzyna jest bardzo słabej jakości i potrafi zepsuć sprzęt. Opcja druga, sprawdzona, to gdy jeden chętny zamiast do Tbilisi jedzie leci wcześniej do Stambułu, tam kupuje zawrotną ilość butli w miejscowym Praktikerze, bierze bezpośredni autobus do Tbilisi gdzie finalnie spotyka się z resztą grupy czekającą z utęsknieniem na butle…
  • Dobrze jest znać język rosyjski, choćby podstawy. Ludność Gruzji i Armenii posługuje się własnymi, skąd inąd pięknymi językami, jednak jako byłe republiki radzieckie pozwalają wędrowcom porozumieć się także w języku rosyjskim. Polacy w Gruzji witani są z otwartymi ramionami, w szczególności od czasu stawiennictwa po stronie Gruzji, polskich władz, podczas konfliktu z Rosją o Osetię Północną i Abchazję.
  • Wiza ormiańska nie jest tania. Kosztuje 50$ ale wyrabiana jest bez zbędnych formalności na granicy. Jeżeli masz mniej niż osiemnaście lat – nie płać. Osoby niepełnoletnie nie podlegają tej opłacie.
  • Wejście na najwyższy szczyt Armenii, wulkan Aragats (4220 m.n.p.m.) nie należy do szczególnie trudnych. Najpopularniejsze jest wejście od strony stolicy kraju – Erewania, mało kto zastanawia się jednak nad tym, że od tejże strony (południowej) zdobywa się tylko najniższy z czterech wierzchołków góry. Przejście wzdłuż krateru do wierzchołka najwyższego łatwe nie jest (może nawet niebezpieczne), dlatego warto startować od razu na niego, tj. od  strony północnej z miejscowości Artik. Według miejscowych tylko raz w roku ktoś wybiera tą drogę a szkoda, bo jest to ładny, trzydniowy trekking po ormiańskim stepie, u podnóża naprawdę pięknej góry. Minus tego rozwiązania, to konieczność posiadania sprzętu i żywności na te trzy dni start zaś odbywa się poziomu ok. 1800 m.n.p.m. (od południa busik wjeżdża na ponad 3000 m.n.p.m.)!
  • Chcąc tanio dojechać na Kaukaz lepiej unikać połączeń przez duże, europejskie lotniska międzynarodowe. Ceny tych połączeń są zazwyczaj koszmarnie drogie. Obecnie LOT skomunikował się z Tbilisi i choć cena nie jest strasznie tania, to w promocji czasem da się coś ciekawego kupić. Najlepiej sprawdzić połączenia z np. Rygi, gdzie tanio można dojechać pociągiem, albo do Stambułu, skąd można wziąć autobus.

Koszt: 1600 zł na osobę (z przelotami, wyżywieniem)

Opis:

Pierwszym celem wyjazdu był Park Narodowy Borżomi-Kharagauli. Ten obszar Małego Kaukazu jest przepiękny i rzeczywiście dziki. Dzikość ta przekłada się jakość szlaków i ich znakowanie. Bądźmy szczerzy – część z dostępnych w Parku szlaków poprowadzona jest po ścieżkach widmo, lub takich, które przestały istnieć jakiś czas temu. Na Borżomi mocnych nie było i trzeciego dnia wędrówki definitywnie zgubiliśmy drogę. Leśna ścieżka zaprowadziła nas do skalnego jaru, który mimo stromizny pozwalał poruszać się bezpiecznie we właściwym kierunku. Tam zastała nas noc a przestrzeń na dnie jaru nie pozwalała na rozbicie obozowiska dlatego zawinięci w tropiki od namiotów, prowizorycznie ochronieni od deszczu udaliśmy się na spoczynek. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że akurat w tę noc, nad Parkiem rozpętała się trwająca stanowczo za długo burza. Ranek był czymś naprawdę miłym, do rozwiązania pozostał tylko problem wydostania się z jaru ale po kolejnych kilku godzinach schodzenia trafiliśmy na drogę. Tam był czas na zasłużony wypoczynek i… całodzienne suszenie ubrań w pięknym, gruzińskim słońcu.

Następnie zwiedziliśmy Wardzie, wykute w skale miasto z przełomu XII/XIII w. Będąc w okolicy warto zapytać o ciepłe źródła – woda ma temperaturę ponad 50’C (kąpiel pierwsza klasa!). Z Wardzi ruszyliśmy stronę Armenii i tu kolejna niespodzianka – gdy łapaliśmy autostop zatrzymał się polski ksiądz misjonarz! Zabrał część z nas do szpitala, w  którym służył, oraz gdzie mogliśmy spędzić noc na nieużywanym wówczas oddziale (pierwsza noc wyjazdu w łóżku, cóż z tego, że w szpitalnym;). W Armenii cel był jeden – Aragats. Po trzech dniach trekkingu osiągnęliśmy wierzchołek ale droga na szczyt wymagała trochę samozaparcia – rankiem na namiotach znajdował się szron. Prosto z Aragatsa ruszyliśmy na ponowne spotkanie z Gruzją, w której jeszcze przed odlotem zwiedziliśmy kolejne skalne miasto (tym razem w formacjach naturalnych) czyli Upliscyche. I tu nadszedł czas na pożegnanie – zarówno z Kaukazem i Zakaukaziem jak i częścią ekipy, która zdecydowała się na powrót przez Turcję. Pomimo tego, że oba te kraje są malutkie, oferują wędrowcy naprawdę wiele i to w tym klasycznym, nieskażonym jeszcze przez masowy ruch turystyczny wydaniu. Już nie możemy doczekać się powrotu w ten wspaniały region.

 

Park Borjomi Kharaguli

Nieśmiałe poszukiwania zagubionego szlaku

 

Borjomi Kharagauli

Miasto Wardża

Piękne wykute w skale miasto Wardzia

  Marcin

[fb-like]