Kathmandu urosło już do miana miasta niemalże mistycznego. To stąd przez całe lata swoje wyprawy zaczynała większość ekip himalaistów wybierających się na najwyższe szczyty, tutaj znajduje się jedna z najsłynniejszych dzielnic Azji, goszcząca turystów z całego świata – Thamel. Opowieści zasłyszane w Kathmandu rozchodzą się po świecie szybko jak ciepłe blinki na rosyjskim dworcu. Do tego miasta, prędzej czy później, trafi każdy kto przekroczy nepalską granicę. Jakie jest to słynne Kathmandu? Czy faktycznie za tą nazwą kryje się wciągający czar odległych lądów czy pod wpływem zdecydowanego napływu turystów jest to już tylko himalajskie centrum dowodzenia i cepeliowaty butik?
Przed przyjazdem do każdego miasta owianego sławą, przechodzą mnie dreszcze ukrytej ekscytacji. Czasami ten balonik oczekiwań wobec miejsca, o którym czytałem już niejednokrotnie i czuje się z nim w jakimś stopniu korespondencyjnie obeznany jest za bardzo nadmuchany, ale w przypadku Kathmandu byłem bardziej niż pewien, że to miasto zasługuje na szczególną uwagę. Ludzie, którzy mieli tu przebywać i których miałem tu spotkać to nie wygodni plażowicze z Miami Beach czy sopockiego molo, ale opoka światowej wspinaczki i grupa najprawdziwszych, zapalonych górołazów z wysokiej półki. A przecież tacy ludzie w takim miejscu jak Kathmandu, ukrytym w rozpasłej dolinie z dala od najwyższych, złowrogich szczytów, muszą tworzyć atmosferę, która będzie mi odpowiadać idealnie. Na dodatek co drugim sklepem w centrum miał być doskonale urządzony sklep wspinaczkowy, po ulicach ludzie mieli chodzić spięci liną, a małpy miały częściej podkradać owoce ze straganów niż turyści je kupować. Tak więc miałem w głowie kilka mitów na temat tego miejsca. Jak zwykle było trochę inaczej niż w wyobrażeniach.
Spis treści
Thamel – błyszczą neony w mieście bez prądu
Poza centrum
Świątynie – Budda, Wisznu – wszyscy równi