Skip to main content
search
0

Za uprzejmością wydawnictwa „Bezdroża” wpadła nam ostatnio w ręcę książka Robba Maciąga „1000 szklanek herbaty”. Patryk głównie szeleszcze kartkami literatury fantasy, ja od czasu do czasu flirtuje z górskimi opowieściami i opowiadaniami, ale nie da się nie mieć chrapki na książkę podróżniczą. Tym bardziej taką, która przedstawia przygody przeżyte podczas rowerowego przemierzania Jedwabnego szlaku.

Robb w raz ze swoją żoną Anią wybrali się na przejażdżkę. Za cel obrali sobie przejechanie trasy legendarnego Jedwabnego Szlaku, co już samo w sobie jest łamiącą moje serce przygodą. Kolejno Syria, Turcja, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Chiny i na końcu Laos. Ciekawe co na to chłopaki  z Tour De France…

Właściwie książka opowiada nie tyle o przejechaniu przez te wszystkie państwa, co o spotkaniach z ich mieszkańcami. Poznani w trasie ludzie zawsze w emocjonalny sposób wpływają na podróżnych i to właśnie ich historie przedstawione są w książce. I to jak im się żyje. Bardzo plastycznie opisane sytuacje z życia ludzi mieszkających w krajach, które tak na prawdę większość naszego społeczeństwa zna tylko z nazwy, pozwalają docenić to co się ma i sprawiają, że zaczynasz się poważnie zastanawiać czy już właśnie w tym momencie nie powineneś zacząć pakować plecaka. Siedząc w swoim wygodnym skórzanym fotelu w świeżo pomalowanym pokoju wystarczy wziąć do ręki książkę Robba by w mgnieniu oka przenieść się na przykład do pamirskich osad, do których oprócz tych co muszą, zaglądają jedynie osoby chcące dowiedzieć się o życiu czegoś więcej.

Fragment książki:

„Życie w Pamirze jest ciężkie dla wszystkich. Zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt, a i maszyny nie mają lekko. Kurz, pył, mało tlenu w powietrzu. Wszystko rdzewieje, zgrzyta, zapycha sobie różne filtry i pali dwa razy więcej paliwa niż na nizinach. Paliwo… ktoś przywiezie w beczce. Sprzeda po półtora dolara za litr, i to ledwie za benzynę 76 oktanów. I jakoś nikt stąd nie ucieka. Pojedynczy ludzie – to oczywiste, ludzie zawsze będą szukać szczęścia w innych krajach, ale masy, te niewielkie, pamirskie masy wciąż żyją wśród jałowych gór.

Wolni od informacji.

Wolni od światowych problemów, od giełd, konfliktów, karier, huraganów w USA i problemów z inwestycjami w Polsce”

Podróżne kontakty Robba, Ani i ich innych, epizodycznych kompanów z tambylcami są różne, ale zawsze wydają się być życzliwe i przyjacielskie. Czytając książkę można poczuć ducha, dla wielu niezrozumiałej, chęci pomocy drugiemu, zupełnie obcemu człowiekowi. Bohaterzy często są gośćmi prostych, nie mających za szerokich perspektyw ludzi. W książce niejednokrotnie można przeczytać o odczuciach Robba względem tego, jak odnoszą się do niego i Ani osoby, których pewnie już nigdy w życiu nie spotkają. A może jednak ?

Fragment książki:

„Zawsze mnie zadziwia i onieśmiela, gdy zupełnie obcy ludzie wykrzykują za nami: „Szczęśliwej drogi!” lub zwyczajnie przykładają sobie dłonie do twarzy i cicho się za nas modlą. O ile to „szczęśliwej drogi” jest zwykłym, przyjacielskim i radosnym okrzykiem, o tyle pewnie modliwa jest czymś więcej. Jak wytłumaczyć zachowanie robotnika drogowego, który na nasz widok rzucił łopatę i rękawicę, stanął wyprostowany, przyłożył sobie dłonie do twarzy, jak czynią muzułmanie, i zaczął odprawiać krótką fathę? W Evon, gdzie spalismy w zagrodzie u Zoi, zanim pozwoliła nam odjechać, kazała nam na chwilę przystanąć i powiedziała, że musi się teraz za nas pomodlić. Zoyę zdążyliśmy już poznać, zjedliśmy razem dwa posiłki i wypiliśmy u niej niejedną herbatę.

Ale ci obcy?”

Podoba mi się też bardzo brak jakiegokolwiek narzekania. Uświadomcie sobie – przejechali rowerami Jedwabny Szlak! To nie jest jakieśtam autostopem do Gruzji, tylko pokonanie tysięcy kilometrów napędem własnych łydek. Nie zanotowałem żadnych oznak słabości, zero stękania. Co więcej, ten jak dla mnie heroiczny wyczyn Robb opisuje bardzo skromnie i ani przez moment nie ma ochoty wychylać się przed szereg.

Nie sposób nic nie napisać o formacie książki. Zgrabny, schludny, ergonomiczny, nadaje się do czytania w każdym miejscu. „1000 szklanek herbaty” wydane jest bardzo nowatorsko jak na swoją tematykę. Sprzyja to bardzo oglądaniu zdjęć, których głównym tematem są napotkani na trasie ludzie. Pomijając już fakt, że zdjęcia są genialne to doskonale komponują się one z fabułą książki.

Najbardziej spodoba się tym, którzy lubią czytać o przypadkowych, ale mocno zapadających w pamięć spotkaniach, lubującym się we wciągających opisach miejsc zapomnianych, ale także i legendarnych, wczuwającym się w klimat drogi i fascynacji samą podróżą, a także miłośnikom Chin i, no jakże by inaczej, rowerzystom!

Dołącz do dyskusji! 5 komentarzy

  • Eryka P pisze:

    Nie wiem jakie treści zawiera książka (byc może super ciekawe),ale caly czas odnosze wrazenie ze tytul jest zerzniety czesciowo z ksiazki ” 3 FILIZANKI HERBATY” Grega Mortensona!

  • Miss Freckled pisze:

    to ta ksiażka, której zniszczyłam jedną stronicę? ;p

  • Justyna Kurek pisze:

    Aaa… biegnę jutro do Empiku! Czytałam o tej książce w poprzednim Travelerze i wzbudziła moją ciekawość, ale teraz to muszę ją mieć!

    • Wojciech Ganczarek pisze:

      Do Empiku? Z tych ichnimi drakońskimi marżami? Nie daj się okradać! Nie wspomagaj monopolisty! 😮

      • Justyna Kurek pisze:

        Oj tam, jak raz na czas kupię tam książkę to jeszcze dramat się nie stanie… zwłaszcza, że mało czasu mam na zakupy. A tak z ciekawości, gdzie polecasz w takim razie kupować? 🙂

Miejsce na Twój komentarz

*