Ten tekst jest pierwszym wpisem w ramach cyklu Lepsze podróże
Jedną z motywacji do podróżowania jest chęć doświadczenia czegoś nowego. Potrzeba zobaczenia nowych krajobrazów i architektury, poznania ludzi, którzy pozwolą się zdystansować do życia. Pływanie wyłącznie w jednym sosie szkodzi. Wyruszamy w świat, by wziąć bardzo głęboki wdech świeżego powietrza. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Na pewnym etapie nie ma już odwrotu i chce się być wszędzie. Zobaczyć i poznać wszystko. Rodzi się pragnienie zaczerpnięcia powietrza z każdej możliwej atmosfery.
Podróżując po swoim kraju trudno o tak intensywne wrażenia. Mieszkając gdzieś od dziecka niełatwo jest się czymś zaskoczyć. Kazimierz Dolny nie zrobi takiego wrażenia jak Timișoara, rozlewiska Biebrzy wypadną bladziej niż przełom rzeki Vrbas w Bośni, a pałac Branickich nie ujmie tak jak chociażby zamek Valençay. Do zachwytów wystarcza sama odmienność.
Dlatego przez długi czas nie mogłem przekonać się do poznawania walorów Polski. Od zawsze jeździłem w Bieszczady, to było moje miejsce, ale nie interesował mnie wyjazd do Baranowa Sandomierskiego, Szczecina, Poleskiego Parku Narodowego, Zalipia, czy Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Wszystko, co od Bałtyku po Tatry wydawało mi się mniej ciekawe niż chociażby pierwsze zabytki za granicą Słowacji.
Planowaliśmy więc przede wszystkim zagraniczne wyjazdy. Najlepiej jak najdalej. Dygresja: to częste pytanie zadawane w wywiadach: „a gdzie najdalej byliście?”. Jeśli na nim oparta jest rozmowa, od razu wiem, że dziennikarz jest kompletnie nieprzygotowany. Dla mnie to tak, jak zapytać po meczu piłkarza „czy dużo się dziś nabiegałeś?”. Koniec dygresji. Najlepiej tam, gdzie będzie zupełnie inaczej niż w Polsce. I dostawałem tego, czego chciałem. Łykałem odmienność, a ta nie zawsze bezboleśnie przechodziła przez przełyk.
Z czasem zauważyłem, że mimo doświadczenia wielu wartościowych momentów i zobaczenia wielu ciekawych miejsc, czegoś mi w tym wszystkim brakuje. Dotarłem do punktu, w którym stwierdziłem, że dalsze wypuszczanie się w świat nie będzie dawało pełnej satysfakcji, jeśli nie poznam lepiej własnego podwórka. Zanim nie popływam w kajaku po Bugu wiosną, nie pojadę zimą w Tatry, nie zajrzę do Tykocina na Podlaską Biesiadę Miodową, nie poznam industrialnej historii Białegostoku i nie odwiedzę łemkowskich cerkwi w Beskidzie Niskim postanowiłem nie wyjeżdżać na długo hen hen daleko. Teraz, kiedy odwiedziłem już wiele z zaplanowanych miejsc i przyjrzałem się regionom, które wcześniej nie miały dla mnie znaczenia, wiem, jak bardzo było to ważne.
Dlaczego?
- Najważniejszym powodem podróżowania za granice jest chęć poznawania innego. Doświadczanie wyżej wspomnianej odmienności. Ta odmienność nie będzie odbierana pełno wartościowo, jeśli nie będziemy wiedzieć od czego tak właściwie różnic szukamy.
- Podróżujemy, by zrozumieć inne kultury. Jeśli nie wiemy skąd i z czego czerpiemy my sami nie możliwe jest zrozumienie innych.
- Utrwaliłem się w przekonaniu jak niesamowitą rzeczą jest gościnność doznawana podczas zagranicznych podróży. W Polsce ludzie są szalenie gościnni, ale gdy ktoś zaprasza nas do siebie np. w Iraku, gdzie nie dogadamy się często nawet po angielsku, to życzliwość najwyższego sortu.
- To wstyd słuchać od kolegów z zagranicy opowieści o ich krajach, a nie być w stanie powiedzieć nic konstruktywnego o swoim.
- W każdym odwiedzanym kraju ma się swoje ulubione miejsca. Do tych w Polsce najłatwiej się wraca.
- Zauważyłem, że Polska jest jednym z najbardziej atrakcyjnych turystycznie krajów na świecie.
- Zrozumiałem, jak wiele rzeczy, dla których jedziemy za granicę, można znaleźć u siebie.
- Wszyscy ludzie na świecie mają takie same potrzeby. Tego samego chce moja babcia, co babcia jedenaściorga wnucząt spod Srinagaru.
- Obudziłem w sobie poczucie, że coś jest „moje”, „nasze”.
- Zimne morze nie oznacza gorsze morze. A las sosnowo-brzozowy nie jest mniej atrakcyjny niż palmy w Miami.
Najważniejsze są pierwsze dwa punkty. Gdy się gdzieś wyjeżdża, trzeba wiedzieć skąd się wyjeżdża. Ma to wpływ na dwie bardzo istotne podczas podróżowania sprawy
jak będziemy odbierani ze względu na pochodzenie
-Where are you from?
-Poland.
-aaa Holland!
Komuś się nie zdarzyło?
Ta zabawna pomyłka przerodziła się z czasem we frustrację. Zwykle jest zaczątkiem do poznania skojarzeń obcokrajowca dotyczących Polski. Niech zgadnę, co słyszycie. Jan Paweł II, Grzegorz Lato, Lech Wałęsa? W takiej kolejności? Ostatnio z pewnością w modzie jest Robert Lewandowski.
To bardzo dobrze, że ludzie w świecie znają te osoby. Chwała im za to. Ja nie potrafiłbym wymienić ani jednej znanej postaci z wielu, wielu państw. Jednak, gdy pada zdanie: opowiedz coś o swoim kraju dobrze wiem o czym mówić. A Ty co byś odpowiedział/a?
Ile zrozumiemy z tego, co zobaczymy
Do odbierania przeżyć w podróży w jak najlepszy sposób potrzebny jest mocny punkt odniesienia. Najlepszym punktem odniesienia jest dobra znajomość korzeni i tradycji własnego kraju. Na przykład można pojechać do Hiszpanii i oglądać zamki. Te zamki są piękne i na pewno zrobią wrażenie. Jeśli jednak przed wyjazdem odwiedzimy kilka zamków znajdujących się w Polsce, spojrzenie na hiszpańskie warownie będzie miało punkt odniesienia. Taki punkt, z którym można się utożsamić. Wzbudzi zupełnie inne emocje niż porównanie do zamków chociażby z Czech czy Rumunii. Idąc dalej: jeśli dowiemy się kiedy zostały zbudowane polskie zamki, a kiedy hiszpańskie, w jakich okolicznościach zapadały decyzje o ich budowie, jakich materiałów używano, ile trudów wymagało ich ściągnięcie, czy przez wieki swojego istnienia były oblegane, czy też od położenia pierwszego fundamentu stoją nietknięte, czy baszty zbudowano na planie koła czy prostokąta – na tej podstawie porównamy nie tylko dwa zabytki, ale też to, co nasze, do tego co inne. Im więcej wiemy i rozumiemy, tym te różnice stają się bardziej spektakularne. I lepiej do nas trafiają.
Albo wizyta w hinduskiej świątyni. Obserwując jak się zachowują Hindusi w trakcie niektórych obrzędów można zauważyć, że robią dokładnie to samo, co katolicy w kościołach w Polsce. Rozgryzając szczegóły hinduskich obrzędów odnajdziemy tych podobieństw jeszcze więcej. Pod warunkiem, że wiemy, jak przebiegają polskie nabożeństwa. Bez wiedzy większość naszych spostrzeżeń to miraż.
Im lepiej znamy swój kraj, jego tradycje, architekturę, zabytki, tym podróżowanie po świecie staje się ciekawsze. Budzi więcej emocji. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest bliżej prawdy.
[fb-like]
PS Następna część relacji Patryka z podróży po Ameryce za niespełna dwa tygodnie. Zanim przeczytacie co działo się na Hawajach, opublikuję kolejne teksty cyklu Lepsze podróże. Na pewno będzie ciekawszy, jeśli zdecydujecie się podzielić także swoimi opiniami.
Zdjęcie nagłówkowe: Drzewo nad Bugiem. Polska. Fot. Bartek Zdjęcie w tekście: Inwersja nad Przełęczą Wyżniańską. Bieszczady. Fot. Bartek
Dziękuję za ten wpis ! 🙂
Ja mialam to szczescie, ze w czasie studiow udalo mi sie zjechac spora czesc Polski. Gdy pare lat pozniej pojechalismy z mezem w nasza dluga podroz po Ameryce Poludniowej smieszenie bylo czasami czytac komentarze pod naszymi zdjeciami: „a to wyglada prawie jak Pieniniy”, „Ooo… prawie jak nasz Baltyk!”, „A te jeziora to jak nasze Mazury!”. I w sumie ciezko sie czasem bylo z nimi nie zgodzic. Kiedys nawet odpisalam znajomemu, ze jak tak dalej pojdzie, to sie okaze, ze tak naprawde to sie krecimy po Polsce, na fejsa wrzucamy co lepsze zdjecia podpisujac je roznymi egzotycznie brzmiacomi nazwami 😉 Znajomosc wlasnego kraju naprawde pozwala nam go docenic podczas dalekich podrozy 🙂
Podpisuję się pod tym obiema rękami! Świetny wpis, absolutną masz racę. Cudze chwalicie, swego nie znacie…A warto poznać :).
Bardzo fajnie, że o tym piszesz. Zdecydowanie się z Tobą zgadzam. Polska to piękny kraj, który ma do zaoferowania mnóstwo atrakcji: cudowne góry, najpiękniejsze piaszczyste plaże, jeziora, średniowieczne miasta, zamki…. Jest w czym wybierać. Jeździmy za granicę, bo chcemy poznać nowe kultury….ale bo jest też to modne. Zresztą mnie osobiście chce się śmiać, gdy ktoś mówi, że uwielbia podróżować itp. a spędza 2 tygodnie z tyłkiem na leżaku 😛 Na szczęście podróżujemy co raz więcej samodzielnie i po Polsce również. Ostatnio zrobiłam sobie wypad do Torunia. 2,5 godziny jazdy autem po autostradzie a miasto zachwyciło mnie niesamowicie.
Co do kojarzenia Polski…będąc na Sycylii kelner dowiedziawszy się, że jesteśmy z Polski wykrzyknął z uśmiechem „Błaszczykowski!” 🙂 Z zadziwiająco dobrą wymową.
Jestem na tak. Chodzę od wczoraj z myślą, że trzeba z własnego sosu się wyrwać i kusi mnie właśnie Polska. Wiec jadę, dorzuciłeś drwa do ognia 🙂
Cieszę się, że o tym piszesz. I cieszę się, że wielu ludzi po tym, jak zjeździło kawał świata, zaczyna mieć potrzebę poznawania własnego kraju. We mnie zrodziła się po dwóch miesiącach spędzonych w Bułgarii, kiedy w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że w tak krótkim czasie zobaczyłam w niej więcej, niż przez parę ostatnich lat w Polsce. I zrobiło mi się wstyd. Przez półtora roku, z racji Kursu Przewodnika, zjeździłam Polskę południową na wskroś i im więcej po niej jeżdżę, tym bardziej się zachwycam. Udało mi się poznać mnóstwo fantastycznych miejsc i dokopać do jeszcze większej ilości ciekawych historii, które są świetnym uzupełnieniem tych wędrówek. Pisałam nawet o tym ostatnio u siebie, że kiedy góry przestają być już tylko górami, człowiek staje się wybredny. Już mi nie wystarczają ładne widoczki. Chcę wiedzieć, jak najwięcej. Trochę ostudziło to moją chęć zjechania całego świata, bo wiem, że nie będę mogła go poznać tak dobrze, jak jestem w stanie poznawać Polskę, w skali mikro. I szalenie to lubię. No i właśnie. Tyle ciekawych miejsc i historii jest w samej Polsce południowej, a gdzie reszta? Egzotykę mamy na wyciągnięcie ręki. Wystarczy się lepiej rozejrzeć 🙂
Justyna, musimy Twoje umiejętności wykorzystać na kolejnym Spędzie 🙂
Ja do czerwca jestem wyjęta z życia, ale potem chętnie – zwłaszcza, jeżeli uda mi się zdobyć upragniony polarek 🙂
Absolutnie się zgadzam! Do 22 roku życia w ogóle nie wyjechałem z PL, potem na chwilę zapomniałem o swojej własnej ojczyźnie (na jakieś 6 lat), po czym od dwóch lat jest znów renesans! 🙂 Plany na ten rok też są.
Dużo tu prawdy i warto to ludziom uświadamiać. Polska jest niesamowicie ciekawym krajem i warto go odwiedzać nawet podczas krótkich weekendowych wyjazdów w okolicę, zamiast tylko 'marzyć’ o długiej zagranicznej podróży 🙂
Jak się tak przyglądam temu jak ludzie podróżują, to zdecydowanie widać, że moda na jeżdżenie po Polsce wróciła. Niektóre regiony przeżywają prawdziwą hossę, niektóre, co naturalne, pozostają w cieniu, ale gdy tylko warunki sprzyjają, zapuszczamy się w najróżniejsze zakątki naszego kraju. Bardzo mnie to cieszy.
Twój wpis o „Polsce Be” sprawił, że trzy lata temu, razem z dziewczynami z roku, zamiast do Budapesztu pojechałyśmy do… Białegostoku (bo też na „B”) i Supraśla. I tak w kolejne ferie zwiedziłyśmy jeszcze Roztocze, a tydzień temu byłyśmy na Podlasiu. Kropla w morzu tego co można w Polsce zobaczyć, ale bez tamtego wpisu, pomysł na takie spędzenie ferii mógł w ogóle nie powstać. Także wielkie dzięki za inspiracje!:)
Bardzo się cieszę, że tak się stało i miło mi słyszeć, że się tym zainspirowaliście. W takim razie co następne? Beskid Niski? A co do samego projektu dotyczącego wschodniej Polski – jeszcze kiedyś wróci, ale w innej formie.
Na tą „inną formę” czekamy z niecierpliwością!
Ferii już więcej nie będzie, ale może się jeszcze jakieś wypady pojawią. Niby mieszkam na pograniczu Beskidu niskiego, ale jakoś nigdy się nim bardiz nie interesowałam, więc kto wie;)