Przyszła pora na kolejny, większy wyjazd. Dzikie stepy i surowe góry Kirgistanu będą moim podwórkiem przez najbliższy miesiąc.
W bieżącym roku dzieje się niesamowicie dużo, jeżeli chodzi o podróże. Zaczęło się od zorganizowania grupowego wyjazdu sylwestrowego do Naddniestrza, w lutym wyskoczyłem na islandzkie Fiordy Zachodnie, po tygodniu spędziłem w Chorwacji i w Paryżu, a zagraniczne wyjazdy przeplotło kilkadziesiąt dni jeżdżenia po wschodniej Polsce. Żadna z tych eskapad nie była jednak na tyle intensywna i długa żebym mógł wejść na całego w „tryb podróży”, zapomnieć o nawykach, odzwyczaić się od słowiańskich rysów twarzy widzianych na ulicach, zatęsknić za smakiem pierogów czy na dobre nabałaganić w plecaku. Wszystkie wyjazdy, które udało mi się w tym roku odbyć były świetne, ale to na ten czekam najbardziej. Pora wyjąć z pieca danie główne i wgryźć się w jego najtłustszą część ze smakiem. Ruszam do Kirgistanu.
Dlaczego Kirgistan?
Nadarzyła się okazja by tanio polecieć do Kazachstanu. Znalazłem bilety z Kijowa do Astany za 600 zł. To przekonało mnie ostatecznie do tego, by ruszyć do Azji Środkowej. Ten kierunek idealnie pasował do celu, który sobie założyliśmy z moim przyjacielem Maćkiem. Chcieliśmy podróżować konno. Wiedząc, że pojedziemy, a za taki moment uważam zarezerwowanie lotu, mogliśmy rozpocząć proces nauki dosiadania końskich zadów i zaglądania niedarowanym koniom w zęby. Z gorszym lub lepszym skutkiem opanowywaliśmy sztukę jazdy konnej, po wylocie będziemy szukać okazji by pomknąć konno przez azjatycki step, ku dolinom Tienszanu.
Własne konie. W Kirgistanie.
Chcemy kupić konie i na własną rękę przemierzać Kirgistan. Zdzich Rabenda powiedział mi, że da się zejść z ceną do 150$. Żadnych innych informacji na ten temat nie mam. Tak jak i nie mam pojęcia czy ten plan się powiedzie, czy nie pocałujemy jedynie konia w ogłowie i na własnych nogach trzeba będzie pogalopować w nieznane. Niespecjalnie się w kirgiski rynek koński zagłębiałem. Przyjedziemy, zobaczymy. Koni w Kirgistanie na pewno nie brakuje więc może jakieś dwa wysłużone, acz przyjazne wierzchowce się dla nas znajdą. Trzeba być dobrej myśli.
Konia w Kirgistanie można również wynająć z przewodnikiem, udać się na wycieczkę czy przejażdżkę, ale to już nie to samo. Przewodnik to gość, który ma niby pomagać, troszczyć się i ułatwiać życie, a tak naprawdę uwiera i przeszkadza. Po to właśnie decydujemy się na jazdę konną, by poczuć maksymalną swobodę, by nie mieć z tyłu głowy nikogo ani niczego, co musimy brać pod uwagę przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji. Wędrówka, nawet przez najpiękniejsze doliny, ale wciąż pod czyjąś opieką, będzie jak Mona Lisa z wyłupanym okiem.
To raz. A dwa, że dość mam już czytania o ekspedycjach i wyprawach XIX w., których uczestnicy podróżują konno. Chcę to przeżyć na własnej skórze. Cofnąć się do epoki sprzed wynalezienia samochodu, być bliżej świata niezmechanizowanego, obudzić w sobie więcej instynktów, więcej odruchowego myślenia. Nie po to, by „lepiej poznawać siebie”, ale by wejść w świat, który został zgnieciony, sprasowany przez postęp technologiczny, a który tak naprawdę wciąż istnieje. Na przykład w Kirgistanie.
Fascynuje mnie również sama relacja konia z człowiekiem. Masz przed sobą żywą istotę, silniejszą i większą, z którą musisz się porozumieć i przekonać ją, by cię słuchała. Podróżowanie konno jest podróżowaniem wyjątkowo emocjonalnym, nie tylko samym przemieszczaniem się. Ludzie potrafią kochać swoje „bryki”, swoje motocykle, ale nie jest to nawet 1/10 tego jak koń i jeździec potrafią się porozumiewać. Nie sądzę, żebym doświadczył jakiś niesamowitych uniesień z tym związanych podczas zaczynającej się zaraz podróży, ale będą to doświadczenia które sporo mnie nauczą.
Kirgistan więc przede wszystkim ze względu na konie.
Drugim powodem są góry. Cały czas z tyłu głowy mam niezrealizowany pomysł zdobywania wierzchołka położonego o 1000 m co roku. Zatrzymaliśmy się na 6 tys. i na terenie Kirgistanu da się kilka takich szczytów znaleźć. Wydaje mi się jednak mało prawdopodobne, by udało się w tym roku wyjść na taką górę, ale nawet jeśli nie podejmiemy się wspinaczki, wciąż pozostaje mnóstwo niższych, atrakcyjnych do wyboru. Góry pokrywają w Kirgistanie aż 93% powierzchni i znakomita ich część jest totalnie dzika i spustoszała. Tylko czekam na to, żeby móc się tam znaleźć. Z drugiej strony w dolinach wysokich gór pozostaje ulokowanych mnóstwo małych wiosek, których mieszkańcy żyją zdani wyłącznie na siebie. Dotarcie do nich będzie wspaniałą podróżą w okół podstawowych wartości kształtujących relacje między ludźmi.
Wyruszam jutro. Pociągiem do Przemyśla, później marszrutką do Lwowa, dalej pociągiem do Kijowa, a stamtąd już samolotem do Astany. Z Astany czeka mnie jeszcze ok. 30 godzin podróży do Biszkeku i wtedy będę już na miejscu. Przeniosę się do warunków, w których będą się liczyły tylko bieżące chwile i bieżąca perspektywa.
Do usłyszenia! Postaram się dawać znać co słychać.
[fb-like]
Mega pomysł, powodzenia Bartek!
Co ja właśnie przeczytałem, hardkor w głowie! trzymam kciuki, nie powiem, że zaraziłeś mnie pomysłem 🙂 … Może kiedyś… ?
Trzymam kciuki – mam nadzieję, że konie mocno nie podrożały od czasu mojego pobytu w Azji Środkowej 🙂
Ale świetny pomysł. Trochę jak podróż w czasie! Trzymam kciuki i czekam na relacje 🙂
Zajebisty plan. Po raz kolejny rozwaliłeś system 😉 Trzymamy kciuki.
No i to jest wyprawa! Powodzenia i czekam na relacje.
Wow, gratuluję pomysłu i cieszę się, że coraz więcej Polaków odwiedza Kirgistan. Z pewnością będzie to wyprawa pełna wrażeń. Pozdrawiam z Biszkeku:)
Akurat w Kirgistanie mają też pierogi i co śmieszniejsze to też uważają jak my, że pieróg to ich wynalazek 😀
O, to będzie afera 🙂
ruskie też mają? 🙂 bo my akurat sądzimy że ruskie to wynalazek Rusi, a na Ukrainie nazywa się je polskimi z wiadomymi konotacjami 🙂
wielkie woooow! Obawiam się tylko,że po takiej wyprawie będzie Ci mega ciężko rozstać się ze swoim wierzchowcem!.
Jestem pełen podziwu, zapowiada się niesamowita i ekscytująca podróż. Jak to dobrze że trafiłem na wpis Bartka. Ja swoją drogą przymierzam się za rok/dwa pojechać z paczką dobrych znajomych właśnie w stepy i równiny mongolskie. Więc tym bardziej z rumieńcami rozczytuje co to się tu właśnie wypisuje 🙂
Kurczę, nawet nie byłam świadoma, że chciałabym konno zwiedzić jakieś bezkresy. Teoretycznie jestem nawet bliżej niż dalej, bo o jeździe konnej mam jako takie pojęcie ;D stęp i kłus opanowany ;p
Kibicuje całym serduchem bo po części spełniacie moje marzenie! Kto wie może i na mnie przyjdzie pora 🙂 Bawcie się dobrze 🙂
Hej, dobrze wiedzieć, że nie tylko ja jestem takim wariatem! W zeszłym roku byliśmy konno w Mongolii, w tym kupiłam do Kazachstanu z Lwowa za 580 :))) Ludzie pytają po co… będę wdzięczna za wszelkie praktyczne informacje, jak się przygotowałeś, gdzie warto poczytać? Jadę w 2ej połowie sierpnia 🙂 powodzenia!!!
Hehhh wygląda na to że ktoś już odbył moją podróż życia xD Lymkya czy mogę uzyskać od ciebie jakiś kontakt? adres email, skype lub telefon. Chciałbym uzyskać z pierwszej ręki info o konnej tułaczce po Mongolii.
Jasne. Niestety na blogu nie ma najlepszej części podróży ale notatki w dzienniku się kurzą 🙂 pisz na lymkya@lymkya.me, może na coś się przydam. Pozdrawiam.
Hej, hej, szczerze mówiąc ze względu na natłok spraw bieżących nie przygotowałem się do wyjazdu prawie w ogóle. Ale jak wrócę powinienem coś wiedzieć, więc oczywiście chętnie podzielę się informacjami.
Dzięki za dobre słowo!
Jedziesz na pałę konno do Kirgistanu?! Jesteś niemożliwy 🙂 Ja bym jednak bez przewodnika nie pojechała bo trzeba umieć zająć się końmi w drodze i…. znać drogę 🙂 Fascynuje mnie ta wyprawa, dawaj znać koniecznie chociaż na fb jak Ci idzie chociaż pewnie z netem ciężko. Czekamy z niecierpliwością na relację i kibicujemy, buziaki.
Ja też czekam na relacje! Bartek dbaj o konika karm go dobrze i pamiętaj żeby pił ! I jak to ma być intensywna podróż to weź może taki talk jak dla dzieci jakby się obtarł od siodła! Ciao 🙂 Szerokiej drogi.
No może mu coś dam, zobaczymy ile mi zostanie 😉
Dzięki, dzięki!
Ale zazdroszczę! Nigdy nie wpadła bym na to żeby wybrać się w podróż konno – a to taka fajna sprawa, przede wszystkim ze względu na to to „cofnięcie się w czasie”. I, że można się nauczyć tak szybko jeździć. Kolejny raz jesteście dla mnie inspiracją, że jak się czegoś chce to można. Trzymam kciuki i czekam na relacje
Znakomicie! A na jak długo? I taka drobna ten tego – nie czastem do Ałtamy, a nie Astany? 😉
Edit: samolotem do Astany. A stamtąd jeszcze kawałek do Biszkeku. Do którego przez Alarmy jadę 🙂
Na miesiąc.