Skip to main content
search
0

Internet już od dawna huczy o tym jak wspaniałe, łatwe i niedrogie jest podróżowanie na własną rękę. Też mamy w to swój wkład. Rzeczywiście tak jest – z małą uwagą – piękne zdjęcia i pociągające przygody zamieszczane w relacjach nie dają pełnego obrazu tego, co spotyka nas w drodze. W podróżach nie brakuje sytuacji będących zupełną przeciwnością tego, czego oczekujemy.

Kilka lat podróżowania na własną rękę nauczyło nas, że nie zawsze jest kolorowo, a ceną taniego podróżowania jest zmaganie się z najróżniejszymi kłopotami i przeciwnościami losu. Jeśli jeździcie na własną rękę ten tekst powinien brzmieć dla Was znajomo, jeśli jesteście na etapie marzenia lub planowania pierwszych samodzielnych podróży – nie chcemy Was zniechęcać – ale weźcie pod lupę ich ciemną stronę.

Spis treści

1. Bezpieczeństwo

„Chłopaki, a czy Wy się nie boicie?”, „A czy takie podróżowanie jest bezpieczne?” Te pytania to już klasyki. Dla nas odpowiedź jest oczywista, ale doskonale rozumiemy wątpliwości tych, którzy nie są przekonani czy zacząć podróżować samodzielnie. My też kiedyś musieliśmy się z tym zmierzyć i przełamać bariery. Podróżowanie na własną rękę jest bezpieczne, ale nigdy nie będzie tak bezpieczne jak wyjazd z biurem, podczas którego mamy opiekuna w postaci przewodnika czy rezydenta. Jest szereg sposobów by się zabezpieczyć przed różnymi przykrymi ewentualnościami, ale pochłania to dużo energii i czasu. Na wycieczce zorganizowanej nie musimy o to dbać, mamy ludzi, którzy są za to odpowiedzialni. Jadąc samemu jesteśmy też łatwiejszym celem dla złodziei. Trzeba poświęcić więcej uwagi temu, by nikt nam w metrze nie grzebał po plecaku czy nie włożył łapy do kieszeni gdy się targujemy na bazarze. Zdarzają się też napady – najczęściej w tych miejscach, do których nie docierają wycieczki, a do których jeżdżą turyści z plecakami. Tak jak to było z nami w Poti. Pamiętacie? Dużo zależy też od charakteru osoby podróżującej. Takie zdarzenie może być dla kogoś traumą na całe życie, która nigdy nie pozwoli mu już nigdzie wyjechać. Dla nas na szczęście jest to już dziś powód tylko do śmiechu. A czasami nawet się cieszymy z tego, że mamy takie doświadczenie za sobą.

2. Higiena

Zagadnienie higieny w podróży szczególnie dotyczy wyjazdów autostopowych i spania na dziko. „Jeśli śpicie w czasie 10 dniowej podróży tylko w namiocie to gdzie Wy się, cholera, myjecie”? Dobre pytanie! Tam gdzie zastaniemy jakieś źródło wody (rzeka, toaleta w wielkopowierzchniowym sklepie, u kogoś w gościach) albo… wcale. A czy przyjemnie się zwiedza cuchnąc kilkudniowym potem? Nie. Czy bez wstydu rozmawia się z napotkanymi osobami gdy czujemy na skórze ciężar nawarstwiającego się brudu? Nie. Czy lepiąc się nie skupiamy się przede wszystkim na tym, by być znowu czystymi? Właśnie tak. Dzięki spaniu w namiocie i jeździe na stopa podróż będzie bardzo tania, bez względu na rejon świata, ale będzie też ponadprzeciętnie śmierdząca i kleista. Chyba, że pokombinujemy tak by co ranek mieć dostęp do jakiegoś źródła wody, co zwykle przy jeździe stopem jest nie do zaplanowania. Pozostaje więc okazjonalne mycie się i wpompowywanie litrów potu w swoją odzież, co zdecydowanie stymulują kilkudziesięciolitrowy plecak i wakacyjny upał.

Tani pokoik w Kathmandu za 15 zł.

Tani pokoik w Kathmandu za 15 zł.

 

Koniecznie trzeba wziąć również pod uwagę warunki, jakie czekają na nas w tanich hotelach. Prawdą jest, że nie trudno znaleźć hotelik za 10-20 zł za dobę w Maroku, Indiach, Malezji czy Ukrainie, ale panujących w nich warunków nie można niestety przyrównać do europejskich czterech gwiazdek. Noclegownie są lepsze i gorsze lecz dość powszechnymi rzeczami są brudna pościel, spadający tynk lub grzyb na ścianach, robaczki czy też moje ulubione połączenie prysznica i kibla na 2 m². Wniosek prosty: płacimy mało więc i standard mamy daleki od sypialni pałacu Buckingham.

Okolicznościowa kąpiel w rzece

Okolicznościowa kąpiel w rzece

3. Choroby

Jeżdżąc do tzw. krajów egzotycznych najczęściej jesteśmy narażeni na kłopoty żołądkowe. Któż ich nie doświadczył? Zjedzenie czegoś z nieodpowiedniego źródła czy też zwykły brak odporności na obcą florę bakteryjną potrafią przekształcić wymarzony wyjazd w cykl fakultatywnych wycieczek do najbliższego WC a to nie jest rzecz, na którą chcielibyśmy poświęcić urlop czy wakacje. Przynajmniej ja. Pojawia się tu kolejna relacja na linii taniość, a prawdopodobieństwo wystąpienia problemu: w tekstach często radzimy jeść w ulicznych garkuchniach serwujących posiłki za grosze lecz mniej sterylnych, ba, na europejskie warunki syfiastych, które prędzej mogą uwięzić w toalecie niż hotelowe restauracje goszczące wycieczki. Podczas absolutnie każdej podróży gdzieś dalej miałem problemy z żołądkiem, najprawdopodobniej właśnie przez korzystanie z takich jadłodajni, ale ile razy mi się to jeszcze nie przytrafi i tak zawsze będę z nich korzystał. Wy nie musicie – jeśli nie macie ochoty brać w podróż osobnej siatki z papierem toaletowym stołujcie się po prostu w lokalach lepszej klasy (ale droższych), jedzcie w miejscach sprawdzonych przez miejscowych, wybierzcie wyjazd z wycieczką albo wypatrujcie McDonald’sa.

Zdarza się, że przytłaczające dolegliwości biorą się znikąd. Jak np. ta:

Dziwne bąble

Dziwne bąble

 

W Indiach, na początku wyjazd, wyskoczyły mi niemiłosiernie swędzące krosty. Najpierw na rękach. Jakoś dawałem radę. Od czasu do czasu polewałem je zimną wodą i przestawało. Później niestety pojawiły się na plecach co spowodowało dużo większy dyskomfort ze względu na noszenie plecaka. Następnie wypryszczyło mi szyję a ostatecznie i twarz. Jak znaleźć ratunek? Poszedłem do lekarza, ten przepisał mi jakieś niewiadomego pochodzenia tabletki nie tłumacząc nawet co mi jest. Użerałem się z tym syfem w ciągu całej podróży dwa razy po kilka dni. Przynajmniej połowę swojej uwagi skupiałem na krostach. Być może gdybym nocował w lepszych warunkach i wydał trochę więcej, więcej miałby także z samego wyjazdu. Choć do dziś nie znam konkretnej przyczyny tej choroby to zakładam, że ludzie jeżdżący z biurami raczej nie doświadczają takich przygód.

4. Zmęczenie

Podróżowanie na własną rękę nierozłącznie wiąże się z dźwiganiem plecaka. To czasami widać w wyrazach twarzy kiedy fotografujemy się w ładnych miejscach. W tle piękna panorama, dolina ze szmaragdową rzeką a na pierwszym planie dwie twarze, którym mimo wszystko zdaje się tu czegoś brakować. Jak można zrobić markotną minę do zdjęcia w takiej scenerii? Można, bo to już piąta godzina marszu z dwudziestoma kilogramami na plecach, a piękne widoki wcale nie wynagradzają trudów wędrówki tak jakby się to mogło wydawać. Osoba, której pokazujemy zdjęcia podróży często nie ma pojęcia ile odcisków nabawiliśmy się żeby przejść z miejsca do miejsca, ile nerwów kosztowało targowanie się o cenę taksówki czy jak długo czekaliśmy na autobus w pełnym letnim słońcu, bez skrawka cienia. Na wycieczkach zorganizowanych jest przyjemniej. Wiadomo, o której odjazd, gdzie zbiórka. Autobus jest klimatyzowany, nawet walizki w bagażniku poukłada za nas Pan Kierowca. Do kolejnych miejsc docieramy wypoczęci. Mamy energię by w pełni skupić się na tym, co nas interesuje. Plecakowicze są bardziej jak ślimaki – pełzają marząc, że ktoś ich chwyci za skorupkę i bezpiecznie przeniesie w miejsce, do którego dążą.

Być może niektórzy podróżują w tym stylu także z walizkami, ja sobie jednak tego nie wyobrażam. Podróż na własną rękę – nieustanne dźwiganie plecaka.

Daleko jeszcze?

Daleko jeszcze?

5. Konflikty

My najczęściej podróżujemy we dwóch. Oznacza to 24/7 z tym drugim. Czas podróży jest zawsze ograniczony. Data powrotu wisi, a każdy ma swoje pomysły, swoje koncepcje, własne widzi mi się. Sztuka wypracowywania consensusu to filar podróżowania z kimś, jednak nigdy nie będzie tak stabilny by nic nie mogło nim potrząsnąć. W naszym przypadku destrukcyjne kłótnie to rzadkość, ale znam podróżników, których relacje z podróży opierają się tylko na narzekaniu na swojego towarzysza. Zarzewiem konfliktu może być błahostka: zbyt szybkie tempo marszu, niewłaściwe miejsce do łapania stopa, przeciąganie wiązania sznurowadeł, zapłacenie 5 zł za dużo za hotel. Szukamy byle pretekstu by rozpętać kłótnie z tym drugim. Byle znaleźć wentyl dla negatywnych emocji, które nagromadziły się z powodu nieustannych negocjacji z drugą stroną i słuchania argumentów, które nijak do nas nie trafiają. Nasz wieloletni przyjaciel, z którym w życiu przeżyliśmy nie jedno, w podróży okazuje się być jadowitym gamoniem. Z niczym sobie nie radzi i o wszystko ma pretensje. Zamienia wymarzoną podróż w najgorszy koszmar. Podróż na własną rękę poddaje towarzyszy podróży większej ilości prób i trudnych sytuacji niż wyjazd zorganizowany. Jadąc np. we dwójkę jesteście zdani tylko na siebie i na własne humory. Kupując wycieczkę w biurze podróży zawsze można schować się w bezpiecznym objęciu Pana Przewodnika.

6. Logistyka

W podróżach na własną rękę bardzo ważne jest by nie popełniać błędów logistycznych. Być zorientowanym, w który wsiąść autobus (co nie zawsze jest oczywiste, szczególnie im dalej na wschód), potrafić zorganizować sobie permity, załatwić wizy, nie przepłacać czy nie dać się oszukać chcąc kupić bilet, itd. Jest masa rzeczy, za które jesteśmy odpowiedzialni i nikt nie podejmie decyzji za nas. Im więcej się podróżuje, tym doświadczenie jest większe, ale co kraj to obyczaj i nawet Ci najbardziej oszlifowani podróżujący potrafią popełniać gafy katastrofalne w skutkach czy dawać się nacinać na kasę. Też mamy swoją kolekcję potknięć i niewypałów.

Zdarzało się nam już wsiąść w pociąg w niewłaściwą stronę, czekać na stopa 8 godzin, nie kupić wystarczającej ilości jedzenia przy próbie wejścia na 6-tysięcznik, nieświadomie rozbić namiot pod blokiem (ze zmęczenia), przekroczyć nielegalnie granicę indyjsko-nepalską (niechcący), być przesłuchiwanym w Iraku (Bartek), utknąć w Barcelonie, bo uciekł samolot (Patryk), pomylić skalę mapy i niemalże zgubić się na pustyni (obaj), wychodzić nocą z Tirany przez 6 godzin, mylić wylotówki, wysiadać ze stopa w złym miejscu, gubić szlaki w Atlasie Wysokim i wiele innych. To wszystko wpływa na samopoczucie i humor, a często i na samo realizowanie celów podróży. Nie tylko na to czy się uda, ale przede wszystkim na to, ile sił musimy poświęcić żeby się udało.

7. Rozczarowanie

Rozczarowanie jest rodzajem bólu, który pojawia się w podróżowaniu, spowodowanym zbyt wielkimi oczekiwaniami wynikającymi z przeidealizowanego obrazu miejsca, znanego z Internetu, czasopism, przewodników. Na pewno będzie o tym osobny tekst, to dla mnie bardzo wciągający temat, a teraz krótko.

Na przykład Taj Mahal. Owiany romantyczną historią grobowiec, wybitnie pocztówkowy, marmurowy symbol kolorowych i różnorodnych Indii – musisz tam być. Na zdjęciach w Internecie i przewodnikach jednorako piękny, stojący w odosobnieniu biały kolos będący definicją symetrii, porządku, dodatkowo olśniewa będąc w promieniach zachodzącego słońca. Z takim jego wyobrażeniem jedziemy na wyjazd. Rzeczywistość jest inna – budynek i jego otoczenie nie są tak nieskazitelne, brakuje wyczekiwanej magii. W koło pełno brudu, olbrzymie kolejki, jeszcze więcej naganiaczy a cena biletu ewidentnie dyskryminuje turystów. Suma sumarum obejrzymy mauzoleum, pewnie się nawet zachwycimy, ale nie takich chwil oczekiwaliśmy. Czujemy się oszukani.

Albo plac Jemaa el Fna w Marrakeszu. Legendarne miejsce spotkań kuglarzy, sztukmistrzów, opowiadaczy berberyjskich legend i muzyków gnawa jest pułapką na turystów próbujących cokolwiek sfotografować. Przyjeżdżasz dotknąć czegoś niesamowitego, poczuć się jak w bajce, a okazuje się, że owszem, może i bajka, ale dookoła same schwarzcharaktery skupione na wytrąbieniu od Ciebie kilku gorszy. Czar pryska.

Nastawieni jesteśmy często na cuda, a rzeczywistość brutalnie przywraca nas do pionu swoją prozaicznością.

Przebierańcy, a nie zaklinacze węży. Marrakesz.

Przebierańcy, a nie zaklinacze węży. Marrakesz.

 

Podróże na własną rękę, szczególnie te, które mają być jak najtańsze, wymagają predyspozycji do znoszenia cięższych chwil. Potrzebna jest umiejętność przyzwyczajenia się do mało komfortowych warunków i cierpliwość do wyciągania wniosków z w kółko popełnianych błędów. Trzeba umieć wrzasnąć na siebie w środku by iść dalej kiedy plecak ciągnie w dół, a czas nagli. Trzeba też umieć zasnąć w namiocie rozbitym w kompletnie nieznanym terenie, kiedy zewsząd dochodzą nas szmery i szumy. Przeboleć cztery czy pięć godzin oczekiwania na stopa w maksymalnym upale. Czy też czwarty czy piąty dzień z rzędu jeść taką samą konserwę bo nic innego nie ma. Albo odpowiednio się zachować gdy złamiemy w Bangladeszu nogę bądź w Iraku zacznie nas boleć ząb. Podróżowanie jest najlepsze, ale potrafi przybijać jak brak śniegu w Boże Narodzenie.

[fb-like]

Dołącz do dyskusji! 45 komentarzy

  • Monika pisze:

    Świetny wpis, a ostatni punkt jest mi niezwykle bliski, dobrze jest się dowiedzieć, że rozczarowanie nie jest tylko moją chorobą. Czekam na tekst na ten temat. Sama zbieram się, żeby napisać o tym wpis. Pozdrawiam http://montravelss.wordpress.com/ 🙂

  • Kasia Malinska pisze:

    Super wpis 🙂 od dzisiaj jestem nowym fanem!:)

  • ola pisze:

    Okej, wszystko prawda, ale te bąble… i podpis pod zdjęciem „dziwne bąble”? Tyle to ja widzę, to wszystko? Ale już zniknęło? 🙂 Zastanawiam się, co ja bym zrobiła w takiej sytuacji, pewnie wydała kupę kasy na najdroższego lekarza w Indiach i przez resztę podróży nie myślałam o niczym innym… Podziwiam podejście 🙂

  • Enter pisze:

    Jest to trzeci artykuł na tym forum jaki przeczytałem – obiecuję że ostatni. Strona dla podróżników, ale odnoszę wrażenie że tylko wyjątkowych amatorów. Gdzie jakakolwiek pasja?

    Komentarz może nie na poziomie, ale wolałem wylać zażenowanie do źródła.

  • Wiktor pisze:

    Oj, zgadzam się.. 🙂 Do dziś pamiętam, jak przed pierwszą wyprawą autostopową byłem podekscytowany, niesamowicie idealizowałem cały fakt stopowania: że wolność, że równość i w ogóle będzie pięknie. Było fajnie, ale są też ciężkie chwile i trzeba się przyzwyczaić 🙂

    Pozdrawiam,

    Wiktor
    http://plecakprzygod.wordpress.com/

  • Nareszcie ktoś to napisał: Tadż Mahal jest słaby!

  • Justyna Kloc pisze:

    Ech… Wszystko to znamy.. Brak higieny, konflikty, logistyka… 14 miesiecy w podrozy, 24h/7 razem daje w kosc. Ale to co przezylismy zostanie nam do konca zycia 🙂 Jest to zdecydowanie test wytrzymalosci dla nas samych, ale takze dla naszych znajomosci, zwiazkow itp. Nie bez powodu sie w koncu mowi, ze jezeli chcesz sprawdzic czy twoj partner / partnerka nadaje sie zone czy meza to nalezy go/ja wziac na tydzien w gory 🙂 Mysle, ze w tym wypadku tygodniowa podroz stopem tez by sie sprawdzila 🙂

  • Ech ta higiena, pod tym względem mężczyznom jest trochę łatwiej – brak długich włosów (zazwyczaj), brak okresów 'specjalnej troski’, w które o higienę trzeba dbać szczególnie, mniejsza podatność na zakażenia intymne w dziwnych i przypadkowych łazienkach oraz możliwość uczynienia wc ze zwykłego krzaka lub drzewa 😛
    Dlatego panowie często narzekają, że z kobietą nie da się wyjechać pod namiot, czy w jakieś dzikie ostępy na dłużej 🙂

    • Bartek Szaro pisze:

      Ciekawy jestem ile dziewcząt byłoby się w stanie poświęcić i ogolić na łyso by łatwiej znosić trudy podróży ze swoim ukochanym 🙂

      • T. pisze:

        Bez przesady zeby na lyso sie golic dla ukochanego…no chyba,ze nie na glowie;)
        Jesli chce sie podrozowac to wszystko jest mozliwe. Obserwowac lokalnych tego jak zyja i jak sie „myja”. Celowo w cudzyslowiu bo nie zawsze jest to mycie do jakiego przywyklismy w Europie. Podrozowalam sporo po Azji- i niechlubny rekord bez prysznica to 36 dni w Mongolii, gdzie zylam z nomadami i coz…przezylam i nic mi nie bylo. Mokre chusteczki mialam ze soba ale to bardziej tzw.dorazne rozwiazanie. Na szczescie nie bylo upalnie (wrecz przeciwnie-dosc zmarzlam bo to jeszcze przed sezonem bylo i temp. ujemne) wiec ogolny smrodek nie byl zbyt uciazliwy.

        Dalo sie przezyc.Zadnej infekcji sie nie nabawilam ani tym bardziej zakazen z przypadkowych lazienek (choc w Mongolii lazienka to pojecie czysto abstrakcyjne, przynajmniej w terenach na ktorych mialam okazje byc)
        No ale reszta czesc Azji jesli chodzi o lazienki tez pozostawia wiele do zyczenia. Niemniej nigdy nie mialam z tym problemu, ani na kempingu ani w spaniu na dziko.

        Pozdrawiam

  • Joanna23 pisze:

    Witajcie, na wstępie uprzedzam: pytanie będzie na poziomie totalnego laika, jakim ciągle jestem ;-P.

    W kwestii bezpieczeństwa tym, czego najbardziej bałam się przed rozpoczęciem przygody z podróżowaniem na własną rękę było zawsze ryzyko, że nieszczęśliwie trafię na handlarzy ludźmi, jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi. Pewnie naczytałam się za dużo książek o tej tematyce, a przeczytałam już chyba wszystkie, które o tym opowiadają, ale fakt faktem, że nawet złodzieje i naciągacze nie stanowią dla mnie takiego problemu jak właśnie proceder handlu. Pewnie jako faceci patrzycie na to inaczej niż ja, ale chciałam zapytać jak to wygląda z Waszej perspektywy i co możecie na ten temat powiedzieć z Waszego doświadczenia? Czy Waszym zdaniem istnieje realne zagrożenie w tym temacie?

    Pozdrawiam, Asia

  • obserwatore pisze:

    Pomimo wszystkich przeciwności jedynie podróżując na własną rękę masz po pierwsze wrażenia z podróży a po drugie masz możliwość poznania ludzi i pawdziwego życia na miejscu. Choć te bąble… masakra!

  • Monika pisze:

    Wrażenia z Taj Mahal, poza nastawieniem i oczekiwaniami, zależą także od pory zwiedzania. Ja byłam tam w marcu 2009, zaraz po „Slamdogu” i nie rozczarowałam się. Poszliśmy przed wschodem słońca, pod bramą mała grupka osób, po wpuszczeniu nas przez bramy mieliśmy przed oczami piękne miejsce, różowy wschód słońca, ciszę, spokój, porządek, naprawdę widok wzruszający, jak z baśni orientalnych. Potem zaczęły pojawiać się całe wycieczki i to już był znak do ewakuacji. Ale spędziłam tam niezapomniane chwile. Poza tym zgadzam się z absolutnie wszystkim, co chłopaki mówią o niedogodnościach w podróży 🙂

  • Szymon Odyjas pisze:

    Bardzo dobry tekst 🙂 Wszystko to kwestia wyboru, można podróżować wygodnie z biurem podróży lub włożyć trochę więcej wysiłku i zorganizować wszystko samemu. Na pewno warto przetestować oba sposoby aby sprawdzić co jest dla Ciebie lepsze i mieć punkt odniesienia.
    Z doświadczenia wiem, że czasami podróżowanie to naprawdę ciężka praca i mnóstwo wysiłku.

  • progi pisze:

    Na kółkach te bagaże sobie poróbcie tak jak starsze panie na zakupach mają tyko kółka lepsze.

    • Monika pisze:

      na kamienistych, piaszczystych, błotnistych drogach to się nie sprawdzi, a na lepszych to i niesienie plecaka nie jest aż tak uciążliwe, poza tym dobrze mieć wolne ręce do np. robienia zdjęć.

      • anejtej pisze:

        Nie zawsze trzeba silić się na styl backpackersa. Jak się podróżuje między miastami transportem kołowym to walizeczka na kółkach jest zbawieniem i uwalnia nie tylko ręce, ale też plecy, a pztm świetnie sprawdza się na bagażu podręcznym w samolocie

    • Bartek Szaro pisze:

      O kurde, nieźle podpadłem.

  • Motorniczy Marych pisze:

    W Azji, zwłaszcza na prowincji czasem lekko niepokoi myśl, ze fachowa pomoc medyczna po prostu nie dotrze. Na Filipinach jest z tym spory problem, promy bywają zawieszane na całe tygodnie, helikopter nie zawsze wyleci. Przychodniom lokalnym rzadko kiedy można ufać, nic dziwnego, że świetnie ma się szamanizm i medycyna naturalna.

    Z bezpieczeństwem jest na szczęście w miarę okej, choć doświadczenia z policją były nieciekawe, zainteresowanych zapraszam do wpisu: http://poluzujtamgdzieciecisnie.blogspot.com/2014/07/filipinska-policja-na-prowincji.html

    Pozdrowienia z Filipin

  • Mia pisze:

    Dlatego wolę trochę drożej, absolutnie przez żadne biuro, bo jestem niezależna, ale zapłacić za hostel niż „walczyć gdzieś o przetrwanie na dziko”. I zawsze podróżuję sama, zauważyłam, że dzięki temu można poznać naprawdę świetnych ludzi. ” Podrużujesz sam/a ?” „Tak, ty też ?” „no to dawaj idziemy razem zwiedzać/ na bibe , gdziekolwiek”. I nie ma żadnej koleżanki, która bedzie zmęczona, będzie chciała iść na zakupy czy siku. Podróżowanie samotne to wolność. I podróżując zawsze, ale zawsze trzeba mieć zapas pieniędzy. Przygoda przygodą, ale zdarzają się pewne sytuacje, gdzie gotówka jest niezbędna. Dlatego z przerażaniem obserwuję, wielu ludzi, którzy porywają się „na przygodę” i wyruszają w podróż bez grosza, licząc na uprzejmość innych (co swoją drogą uważam za nadużycie). Mam przyjaciółkę ( w sumie to byłą przyjaciółką), dla której podróż przez Europę z 20 euro w kieszeni zakończyła się tragicznie

  • A ja ani razu nie widzialam zaklinacza wezow w Marakeszu…Za to niepewnie poczulam sie w Fezie, gdzie pewnien pseudprzewodnik, z ktorego uslog nie chcialaysmy z kolezanka skorzystac, powiedzial nam, ze ktos nas tu zabije. No i wez sie nie boj:)

  • Jerzy www.ejerzyk.pl pisze:

    Jedyne miejsce, gdzie czułem się naprawdę zagrożony, to był Egipt. Ale to dlatego, że jacyś powaleni mężczyźni na jednym z suków celowali do mnie z prawdziwej broni.

    Co do czystości to chyba nie ma reguły, bo nawet w europejskim kraju w hotelu trzygwiazdkowym może być syf. Zawsze trzeba zobaczyć czy nie ma jakiegoś syfu czy robaków na pościeli.

    Odnośnie chorób, to miałem kiedyś podobne bąble na dłoniach i okazało się, że to było uczulenie na ostre potrawy lub jakiś rodzaj stopu metalu (dziwne).

    Zmęczenie daje się naprawdę we znaki przy długim i intensywnym podróżowaniu. Dwa miesiące temu np. przyleciałem do Los Angeles o 2 w nocy, tam chwilę się przespałem, rano wypożyczyłem auto, zwiedziłem Hollywood i Santa Monica, dalej przejechałem 250 km do Jousha Tree National Park, tam kilka godzin zwiedzania, później podróż przez pustynię 350 km do Las Vegas, w nocy jeszcze połażenie trochę po mieście i około 24 powrót do hotelu. Kolejne dni były równie intensywne. Człowiek wraca do domu wymęczony, ale zadowolony 🙂

  • anejtej pisze:

    Ja byłam zachwycona Jemaa el Fnaa, a szczególnie tym jak się zmienia po zmroku.
    A McDonald’s to wcale nie jest bezpieczna opcja, bo standard nie jest taki sam na całym świecie. W Indonezji jadłam wszystko, nawet mięsko po którym pełzały robaki, a zatrułam się dopiero w KFC i to tak, że przez dwa dni nie mogłam żyć. Dobrze, że w tanich hostelach prysznic jest bezpośrednio nad klozetem;P

    • Bartek Szaro pisze:

      My zawsze chętnie odwiedzamy Mc’a żeby właśnie porównać standardy tej restauracji obowiązujące w innych krajach. Ale że kanapka z robakami lepsza od KFC? Trzeba wsiąknąć w temat 😉

      Prysznice nad klozetem, a raczej nad tzw. „dziurą” też już mam za sobą. „Czysta” frajda 🙂

  • lol. Fajny tekst. Ja zawsze podrozuję samodzielnie, a czesto, tak jak teraz, sama. To prawda, teraz wszyscy jak mantrę powtarzają, że da się taniej. I tak jak kiedyś słyszałam zdziwienie, że w takie miejsca i że na pewno wydalam majątek, tak teraz rownie czesto słyszę komentarze, że można taniej, da się zaoszczędzić na tym lub na tym bo ja/mój kumpel/koleżanka/sąsiad etc to…
    Ja czesto wiem nawet, że się da, ale naprawdę… nie zawsze chcę oszczędzać na wszystkim 😉

  • M pisze:

    Bardzo trafny tekst, ale ileż więcej wrażeń, doświadczeń i emocji zyskujemy poprzez tanie podróżowanie niż wycieczki z biur podróży? Mimo wszystko to chyba rekompensuje to co złe i warto 🙂

  • Monika z wokoloswiata.blogspot pisze:

    Popieram wszystko, co zostało tutaj napisane. Wiele z tych rzeczy przerabiałam na własnej skórze. Za mną już jazda w drugą stronę metrem w drodze na lotnisko, pomyłka dnia wyjazdu, kupienie złego biletu i różne takie. Wiele pewnie jeszcze przede mną, ale te kilka przygód z których dzisiaj się śmieję, pozwoliło mi dojrzeć do podróżowania na własną rękę. Na szczęście mam osobę z którą nie jedno przeżyłam i dogadujemy się dobrze nie tylko na co dzień, jak i w podróży. Chociaż te gorsze dni też się zdarzają. Nauczyłam się, że kompanów podróży trzeba wybierać inaczej niż przyjaciół na co dzień 😉 Dobrze, że w końcu ktoś odważył się pokazać prawdziwą stronę podróżowania. U mnie obecnie jest etap „wołami mnie z domu nie wyciągniesz”, chyba zmęczenie podróżą i materiałem trochę. Pozdrawiam!

  • Pat Gore pisze:

    Można sobie nieźle wykształtować charakter dzięki takiemu podróżowaniu. Ja już u siebie widzę zmiany, a podróżuję na własną rękę od niedawna… Dzięki za artykuł!

    Pat

Miejsce na Twój komentarz

*