Już będzie ze dwa tygodnie jak przeniosłem się w Beskid Niski, który jest pierwszym regionem jaki odwiedzam w ramach „Polski Be?”. Kilka rzeczy upodobałem sobie w tej krainie najbardziej i zdecydowanie warto spojrzeć na nią przez ich pryzmat.
Na początku chciałbym napisać o dwóch kwestiach.
Bardzo lubię termin kraina. Jest trochę baśniowy (w filmach/książkach osadzonych w świecie fikcyjnym tak zwykle zwie się miejsce akcji), a z drugiej strony kojarzy się z obszarem, który wyróżnia się osobliwościami ukształtowanymi przez wydarzenia historyczne, klimat i inne czynniki. Każda kraina ma swój genotyp, niepowtarzalny kod, który oddziela je od wszelakich, pozostałych ziem. Różnice kulturowe wynikające z tradycji zamieszkujących je ludzi, występowanie endemitów albo ukształtowanie terenu, naturalny kolor krajobrazu, kuchnia czy temperatura takie jak nigdzie indziej. I do poszczególnych krain jeździmy właśnie po to by poznać, pooglądać to „nigdzie indziej”.
Ich nazwy często pochodzą właśnie od wyróżniających je elementów. W północno-wschodniej Francji kraina znana przede wszystkim dzięki winom musującym – to Szampania. Wschodni brzeg Łyny zamieszkiwali kiedyś Bartowie – stąd dziś na Warmii mamy historyczną Barcję natomiast hinduski Marwar swoją nazwę zawdzięcza pobliskiej niegościnnej pustyni, którą przetłumaczyć można jako „Dolina śmierci”.
Czy to jadąc do Szampanii, Barcji czy Marwaru spodziewam się więc czegoś szczególnego, co jest charakterystyczne dla tych terytoriów. Osobliwości. Właśnie te czynniki, te elementy, determinują to, czy gdzieś się wybrać warto czy nie warto. I to właśnie tych czynników, tych elementów powinno się w tych miejscach szukać.
Podróżując ze słowem kraina zawsze bardziej wczuwam się w to co robię, bo potrafię się wtedy skupić jedynie na tym, co jest dla odwiedzanego przeze mnie miejsca charakterystyczne. Odpadają wszelkie naleciałości współczesnego świata. Jestem ja i osobliwości danego miejsca oraz ich pochodne. Przykładowo: jeśli wylądowałbym w Szampanii to obawiam się, że motywem przewodnim wyjazdu okazałyby się degustacje bez umiaru. Bo z tego region słynie, to jest najbardziej wartościowa rzecz jaką ma przyjezdnemu do zaoferowania. Wszelkie pozostałe 'składniki krainy’, które w podobnym wymiarze mógłbym znaleźć gdzie indziej, z pewnością nie angażowały by tam mojej uwagi aż tak bardzo.
To rzecz pierwsza.
Rzecz druga.
Tak jak pisałem we wstępie, jestem w Beskidzie Niskim już dwa tygodnie. Chodzę, oglądam, wypytuję, czytam i poznaję. Problem mam taki, że im więcej działam, tym mniej wiem. Im dłużej tu jestem tym więcej pojawia się zagadnień wartych zgłębienia. Przed wyjazdem miałem plan by odwiedzić kilka miejsc, spotkać się z paroma osobami. Jeszcze kilka lat temu, kiedy polskie południe nie obchodziło mnie wcale, nie wiedziałem nawet gdzie to jest. Myślałem: „Ee, tyle tych różnych Beskidów, czy Żywiecki czy Mały to bez różnicy. Pewnie wszędzie jest tak samo”.Teraz, gdy jestem tu jakiś czas widzę, że to był kardynalny błąd. Co więcej, mam ochotę pojechać do każdej wsi, przejść, bez wyjątku, każdy kilometr szlaku, bo to najlepszy sposób by móc poczuć, że dane miejsce się zna.
Pod skórą zaczynają odkładać się coraz solidniejsze zwały krajoznawczej wiedzy i zrozumienia lokalnej problematyki. Dzięki temu można spojrzeć na miejsce szerzej niż z perspektywy osoby przyjeżdżającej na weekend. A poznawanie świata, w tym poznawanie krain, jest jak układanie puzzli. Elementy układanki są zawsze mniej lub bardziej porozrzucanie, czasem trzeba się mniej lub bardziej natrudzić żeby je poskładać. Największą bolączką jest jednak to, że tej układanki nigdy nie da się ułożyć do końca, ale już na pewnym etapie widać w miarę wyraźnie co przedstawia kompletowany obrazek.
A więc jakie puzzelki tworzą obraz tożsamego Beskidu Niskiego? Ze względu na co warto tu przyjechać? Gdzie wetknąć nos by poczuć naturalny, nieprzerysowany klimat tego miejsca? Czy może jednak Beskid Niski wcale nie jest wyjątkowy? Przecież stosunkowo niewielu turystów zagląda pomiędzy przełęcz Tylicką, a przełęcz Łupkowską.
Mnie urzekła taka strona tej krainy i te tematy będę zgłębiał w ramach beskidzkiego etapu „Polski Be?”:
Spis treści
1. Łemkowie
Słysząc rozmowę dwóch Panów pod sklepem w niewielkiej wsi, w języku mi nie znanym, przez moment poczułem się zagubiony. Stylistyka sklepu typowo polska, na drzwiach, między szybą a kratami ulokowano reklamę piwa Van Pur. A ja nie rozumiem o czym oni przed tym spożywczakiem dywagują.
Skąd zresztą miałbym znać język łemkowski nie będąc tu nigdy wcześniej? Panowie znają go doskonale. Ich przodkowie kręcili się po tych okolicach już od XIV wieku. Niemal w całości przez wieki zamieszkiwali tereny dzisiejszego Beskidu Niskiego.
Dziś Łemków jest w Beskidzie Niskim znacznie mniej (Dlaczego? Odsyłam do historii. Kilka moich przemyśleń na ten temat później), lecz ich kultura materialna oraz kultura duchowa stanowią trzon tożsamości całej krainy.
Łemkowska chyża w Zyndranowej
Będzie więc o charakterystycznych dla Łemków miejscach, stylu i fascynujących sprawach, które są pochodną ich działalności. Oraz o cerkwiach. Biorąc pod uwagę ilość świątyń można powiedzieć, że Beskid Niski to polski Bagan. Albo nawet, że Bagan to birmański Beskid Niski.
2. Relacja góry-doliny
Góry Beskidu Niskiego są bardzo specyficzne gdyż z właściwie żadnego wierzchołka nie rozpościera się zapierający dech w piersiach, panoramiczny widok. Wiele osób, w tym ja sam, chodzi po górach, między innymi, by zobaczyć ze szczytów oglądać horyzontalny krajobraz. Podziwiać okolice mając ją u podnóży stóp. Jeśli tego nie ma część uroku ulatuje i wspinaczka przestaje być wtedy pełnowartościowa. Pod tym względem zdecydowanie bardziej atrakcyjne wydają się sąsiednie Bieszczady, gdzie piękne scenerie oglądane z połonin za każdym razem zawracają w głowach.
Beskid Niski ma inną zaletę. Rozłożyste, łagodne, powabne doliny. W tych dolinach kryją się najbardziej malownicze i zapomniane (często już nieistniejące) wsie południowej Polski. Jako fan sielanki i idyllicznego sposobu na spędzanie czasu godzinami mogę przesiadywać na zielonych stokach patrząc jak lasem kołysze wiatr.
Początek drogi z Nowicy do Uścia Gorlickiego. Jedna z bardziej ujmujących tras.
Część miejsca w beskidzkim etapie akcji zajmą więc najciekawsze szlaki, idealne do odpoczynku lokacje i opisy wsi trafnie wpisujących się w łagodność beskidzkich gór.
3. Cmentarze/sztuka sepulkralna
Patrząc na mapę terenów na południe od Gorlic na każdą zaznaczoną miejscowość przypada kilka cmentarzy. 2 maja 1915 roku rozpoczęła się operacja gorlicka, jeden z najbardziej krwawych epizodów I wojny światowej. Dziesiątki tysięcy żołnierzy poległych w bitwach tamtej akcji spoczywa dzisiaj na beskidzkich mogiłach. Nie wszystkie z nich znajdują się w oczywistych miejscach, a niektóre, szczególnie te zaprojektowane przez Dusana Jurkovica, robią wyjątkowo nostalgiczne wrażenie.
Warto spojrzeć na ten region przez pryzmat olbrzymiego militarnego starcia, którego setną rocznicę obchodzić będziemy już za rok.
Cmentarz wojskowy na Rotundzie (771 m n.p.m.)
Cały Beskid pełny jest przydrożnych krzyży i łemkowskich cmentarzy niszczejących z biegiem lat. Krucyfiksy to efekt prężnie działającej kiedyś lokalnie kamieniarki oraz gorliwej wiary mieszkańców. Zwykle nie przytyka się szczególnej uwagi do takich rzeczy – jest krzyż przy drodze, przejeżdża się dalej. Za 100 metrów jest taki sam, ten za 200 też się niczym nie różni. Na pozór tak, ale każdy z nich opowiada jakąś historię, jest kruchym symbolem tętniącego tu niegdyś życia, a szpaler krzyży na skraju łąki to widok unikatowy. Często są to też jedyne pozostałości po istniejących kiedyś w tych miejscach wsiach.
Jeden z krzyży w Nieznajowej – nieistniejącej już do dawna łemkowskiej wsi.
Dziś sztuka sepulkralna praktycznie nie istnieje, wszystko robi się taśmowo. Pozostałe do teraz łemkowskie cmentarze są świetnymi przykładami realiów całkiem innego świata, w których każdy kamień nagrobny był przygotowywany bardzo dokładnie, według osobliwych koncepcji rzemieślników. Wejście w ten świat daje zgrabną możliwość spojrzenia na Beskid Niski przełomu XIX i XX wieku.
4. Rzemieślnicy/zawody ginące
Rękodzielnictwo i wyrobnictwo według tradycyjnych metod ma w sobie coś bardzo pociągającego. Wydaje się, że powszechnie tego rodzaju prace nie spotykają się z należytym uznaniem. Import produktów z Chin, czy szerzej patrząc Azji, rozpoczął nowy etap konsumpcjonizmu. Niespotykana wcześniej masowość zastąpiła produkowane chałupniczymi metodami towary, uśpiła w odbiorcach oczekiwania dotyczące ich wysokiej jakości czy zwyczajnej trwałości, ostatecznie ubezduszniła produkty, które zaczęliśmy traktować jednorazowo. Rzemieślnictwo unaocznia talent, doświadczenie i umiejętności twórcy, który wykorzystując swą wiedzę i czas na stworzenie niepowtarzalnego egzemplarza zostawia w nim jednocześnie kawałek własnej duszy. To bardzo ciekawy temat do poruszenia: jaką wartość ma jeszcze dla nas to, co człowiek robi własnymi rękami przy pomocy metod używanych przez długie lata?
W Beskidzie Niskim mieszka wielu rzemieślników zajmujących się profesjami, które rzeczywiście są już u schyłku. Ważny jest dla mnie temat nie tylko samych zawodów, ale i podejście twórców do obecnej sytuacji. Bardzo interesująco będzie dowiedzieć się czegoś o hafciarstwie, maziarstwie, zabawkarstwie czy kowalstwie (którym z powodzeniem w Beskidzie trudzili się kiedyś Cyganie!).
Jutro głębiej poruszę pierwszy ciekawy temat dotyczący Beskidu Niskiego. Przez kilka dni miałem okazję brać udział w obozie konserwatorskim Stowarzyszenia Magurycz, które od lat dba o dobrą kondycję zapomnianych cmentarzy. Niesamowita dawka wiedzy i pozytywej energii. Jeśli ktoś kocha góry i chciałby coś dla nich zrobić, to udział w takim obozie jest doskonałą okazją. Po kilku dniach spędzonych z maguryczanami człowiek już nigdy tak samo nie spojrzy na żaden cmentarny krzyż. Ale o tym szerzej nazajutrz.
Miałam tak samo: Beskid Niski się odkrywa rozmawiając z miejscowymi, chodząc po chaszczach z mapą Wigowską. Praktycznie gdzie jest zaznaczone, że była miejscowość coś się znajdzie: wiklinowe plecione płoty, piwniczkę, holwegi, podłogę cerkwi. Gdzie potem wypasano owce PGRu. To mój ulubiony kącik przewędrowany wszerz i wzdłuż. Kawał smutnej historii Polski.
Byłam w Beskidzie Niskim w zeszłym roku. Wspaniała kraina, dzika przyroda, życzliwi ludzie! Polecam pensjonat Farfurnia w Zawadce Rymanowskiej, prowadzony przez sympatyczną rodzinkę. Pozdrawiam
Wygląda wspaniale! a pierwsze zdjęcie mnie nieźle nabrało! Myślałem, że to z Wyspy Wielkanocnej 😉 Muszę w końcu ruszyć tyłek i pojechać w Polskę, szczególnie tą Be! Pozdrawiam!
Miło tu poczytać o moich rodzinnych stronach 🙂 Ja zaczęłam doceniać Beskid Niski dopiero, gdy się z niego wyprowadziłam. Teraz gdy wracam tam kilka razy w roku jest to dla mnie prawdziwym rarytasem.