Skip to main content
search
0

Tutaj znajdują się wszystkie kolejne notowania PPPP. Listy pojawiające się co miesiąc są wynikiem Waszego głosowania w ankiecie na listę 10 najlepszych przebojów podróżniczych. Wszystko na temat listy przeczytacie w tekście Paragonowa Playlista Przebojów Podróżniczych. Tymczasem zapraszamy do odsłuchiwania rankingów i wzbogacania swoich katalogów muzyką do podróży! Najnowsze od góry.

Spis treści

Lista 3

Trzecie notowanie PPPP pod pewnym względem będzie wyjątkowe, bowiem oprócz zestawienia Top 10 z Waszego głosowania pomiędzy 3 kwietnia a 7 maja, specjalnie dla Was swój ulubiony podróżniczy kawałek przedstawi też, moi zdaniem najpiękniejszy głos polskiej sceny muzycznej, Mela Koteluk. Tym razem forma nieco inna. Poszczególne utwory celowo są zmniejszone do rozmiarów playera, a opisy w większości bardzo krótkie. Chcielibyśmy, żebyście założyli słuchawki, albo podłączyli dobre głośniki i pracując, ucząc się, lub odpoczywając weszli na pół godziny w świat podróżniczej muzyki, a jest jej tu naprawdę godna reprezentacja.

10. John Denver – Take Me Home, Country Roads

Zaczynamy tradycyjnie od tyłu. Take Me Home – klasyczne amerykańskie country z 1971 roku.

9. 77 Bombay Street – Up In The Sky

Jeden z moich faworytów na podium w tym zestawieniu. Radość i energia. Kawałek, który puszcza się przed wyjściem z domu na samolot.

8. Edyta Górniak – Kolorowy Wiatr

Przypuszczam, że 90% głosów na ten utwór oddały kobiety, chociaż nie ukrywam, że też bardzo go lubię. Ciekawe czy Drogie Panie śpiewacie sobie Kolorowy Wiatr pod nosem rozbijając namiot w krzakach będąc gdzieś z daleka od domu.

7. Russian Red – Fuerteventura

Dwie gitary akustyczne i piękny kobiecy głos. Niestety nie jest to opowieść o pdróży na jedną z Wysp Kanaryjskich. Każda z piosenek na płycie „Agent Cooper” nosi imię (bądź nazwisko) mężczyzny, który stanowił inspirację dla artystki.

6. Slade – Far Far Away

1975 rok. Piękny klasyk. I tutaj akurat warto wrzucić full screen żeby zobaczyć prawdziwą męską modę, a nie te badziewie, które nosimy teraz 😉

3. Alt-J – Taro

Na trzecim miejscu znalazły się ex aequo 3 piosneki. Stąd brak piątego i czwartego. Utwór Taro Alt – J to bardzo smutna historia. Opowiada on o śmierci Roberta Capy, węgierskiego fotografa, który w 1954 zginął w wyniku wybuchu miny lądowej podczas wykonywania zlecenia dla „Life” w Indochinach, w czasie trwającej tam wojny. Tekst tego utworu jest tak poruszający, że postanowiłem go tutaj przytoczyć w całości:

Indochiny, Capa wyskakuje z Jeep’a, dwie stopy pełzają drogą 
Aby zrobić zdjęcie, nagrać bryły mięsa i wojnę 
Oni posuną się naprzód podobnie jak jego szansa – bardzo żółty, biały błysk.
Brutalne wyrwanie ściśniętej masy, rozdzierające światło, rozerwane kończyny jak szmaty 
Rozerwanie tak wielkie, w końcu Capa ląduje, mina jest wodnistym dołem
Bezboleśnie z ogromnej odległości
Od medyka do kolegi, przyjaciela, wroga, nieprzyjaciela, on 5 jardów od swojej nogi
Od Ciebie Taro

Nie należy rozpylać w oczy – Spryskałem swoje oczy Tobą.

 Capa oczekujący na śmierć, drży, ostatnie drgawki, ostatnie dławienia
Wszystkie kolory i troski powlekają się szarością, skurczony i porażony punktowo
Lewa ręka chwyta co ciało chwycić nie może. Fotograf jest martwy.
już nie żyje ukochana, wyblakły dla domu w Maju 1954 roku
Drzwi otwarte jak ramiona mojej miłości, bezbolesne z wielką bliskością
Dla Capa’y, dla Capa’y mrok po nicości, ponownie złączony z jego nogą i z Tobą, Taro.

Nie należy rozpylać w oczy – Spryskałem swoje oczy Tobą.
Hey Taro!

3. KSU – Za mgłą

Pięknie jest gościć w tym zestawieniu kapelę z Ustrzyk Dolnych.

3. Xavier Rudd – Follow The Sun

…Podążaj, podążaj za słońcem
Drogą ptaków
Drogą miłości
Oddychaj, oddychaj powietrzem
Ciesz się tą chwilą
Ciesz się tym oddechem
Jutro jest nowy dzień dla każdego
Nowy księżyc I nowe słońce…

2. The Doors – Riders on the storm

Kiedy leżysz w namiocie, jedziesz rowerem, albo wędrujesz z mozołem a nad głową huczy wiatr, zacina deszcz i walą pioruny, włączasz na odtwarzaczu Riders on the storm i czujesz się jakby ta sytuacja została dla Ciebie stworzona. Przyspieszasz i czujesz moc, a na zmoczoną twarz wpełza Ci uśmiech.

1. Strachy na lachy – Czarny Chleb i Czarna Kawa

Zwycięzcą 3go notowania PPPP jest Czarny Chleb i Czarna Kawa w wykonaniu Strachy na Lachy. Utwór napisał w 1974 roku w więzieniu Jerzy Warzyński skazany za publiczne śpiewanie piosenek politycznych. Opowiada o więziennej rzeczywistości i nadziei na odzyskanie wolności, mimo iż sytuacja jest bardzo trudna. Oto Wasz wybór:

Bonus od Meli

Dzisiejszy bonus dla Was przygotowała Mela Koteluk. 

Talking Heads – This Must Be the place (Naive Melody) 

Wyznaczyć jeden jedyny, utwór najmocniej nasączony skojarzeniami to dobre wyzwanie – stawiam więc na fragment tej drogi. „This Must Be the place (Naive Melody)” Talking Heads to utwór, który przywołuje mi wspomnienie czasu przedzierania się przez Laos i Indonezję sprzed roku. Nie chodzi mi bynajmniej o wersję studyjną z albumu Speaking in Tongues wydanego w 1983 roku, lecz wersji która powstała do ścieżki dźwiękowej filmu „Wszystkie odloty Cheyenne’a”, zresztą doskonałego. Podróżnikom, wyprawowcom szczerze polecam pełen soundtrack, zawierający siedemnaście świetnych utworów, gdzie każdy z nich świetnie wiąże z tematem pokonywania odległości i szperania w świecie.

Dziękujemy Wam za wszystkie głosy! Na razie nie publikujemy kolejnego zestawu do głosowania, ponieważ planujemy tu małą zmianę, a ze względu na naszą wyprawę do Islandii kolejna lista dopiero za dwa miesiące. Oczywiście w komentarzach nadal czekamy na Wasze propozycje do kolejnych notowań. Na dzisiaj dziękujemy Wam bardzo i do usłyszenia w kolejnym zestawieniu.

[fb-like]

Poniżej poprzednie dwa zestawienia.

Lista 2

Głosowaliście między 11 marca a 2 kwietnia. Spośród 20 kawałków wybraliście 10 najlepszych. Drugą listę ułożyliście w takiej kolejności:

10. Banach & Indios Bravos – Drogi

„Dróg jest tak wiele lecz nie każda prowadzi do celu” – na pierwszym wersie piosenki powinien zatrzymać się każdy uczciwy podróżnik. Dróg jest wiele, to najprawdziwsza prawda, tego kwestionować nie możemy. Ale czy rzeczywiście nie każda prowadzi do celu? Myśląc nad tym z racjonalnego punktu widzenia – to również prawda, ślepe zauki się zdarzają. Czasem człowiek źle wybierając może wpakować się w konkretne gówno. Zarówno w podróży jak i w życiu. Nigdy nie da się być na 100% pewnym. Wiem natomiast, że dla wielu podróżników już sama droga jest celem i
pierwszy wers utworu postawiony w takim świetle staje się pusty jak ogródki działkowe w zimie. Dlatego też wybór ten uważam za niesamowicie kontrowersyjny!. Już na samym początku listy, a to feler.

9. Golden Life – Oprócz błękitnego nieba

Zdecydowanie piosenka ta przekornie reprezentuje tęsknotę człowieka będącego w drodze. Wyjazdom nieodłącznie towarzyszą rozstania i mimo że w najdalszych zakątkach świata czuć się można spełnionym i szczęśliwym to zawsze gdzieś pod żebrami będzie gryzł brak świetnych przyjaciół, z którymi odczucia płynące z tych momentów byłyby pełniejsze. Choć finalnie śpiewak próbuje przekonać, że błękitne niebo to jedyne czego potrzebuje, to z całym szacunkiem, ja mu nie wierzę.

8. Mumford Sons – The Cave

O, nie znałem tego, a widzę, że to chyba dość popularni grajkowie. Rozumiem co w tym kawałku może w podróży rozbudzić,ale dla mnie jest zdecydowanie zbyt delikatny i łzawy. Taki kopniak dla wyczulonych na panoramiczne, nadmorskie zachody słońca. Chyba najlepsze do słuchania w zakochanych parach. Po odsłuchu już nic tylko się mocno przytulić, szczególnie jeśli to słońce faktycznie chowa się barwie za horyzontem.

7. 5-Nizza – Ja ne toi…

Serenadowo-reaggowa linia tego numeru przypominająca mi lekko stylistykę jednej z piosenek Kamila Bednarka, którą kiedyś przypadkowo usłyszałem w radiu. Kojarzy mi się z wioską, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Falujące głosy, gospodarz w kracianej koszuli ze spodniami na szelkach i odgłos tupotu hodowlanych zwierzątek z zagrody obok. Ten kawałek jeszcze by jakoś przeszedł w takiej scenerii pod warunkiem, że do dyspozycji byłaby także krata piwa.

6. Asaf Avidan – One day

To jedna z tych piosenek, których tytułów ani wykonawców się nie zna, ale sam utwór kojarzy się już po pierwszej nutce. Szczerze mówiąc nie przepadam za takimi radiowymi, rozsiewającymi się w mgnieniu oka z odtwarzacza do odtwarzacza niczym mlecze na wiosnę melodiami. Jednak ten utwór ma w sobie kruszącą wszelkie wymówki moc. A na dodatek wygraża „One day baby, we’will be old!” -przypomnienie o konieczności dźwigania w przyszłości brzemia starości (ale rymy!) automatycznie zakłada plecak i kieruje na najbliższy dworzec kolejowy bądź szosę.

5. Zaz – Je veux

Bardzo skoczny, radosny i słoneczny kawałek. Faktycznie wyśmienity do podróży. Gratuluje więc wyboru czytelnikom! Francuskich piosenek powinniśmy ogólnie słuchać więcej – dźwięczne głoski brzmią aż nadto egzotycznie a ich chropowatość wzdryga endorfiny. A jednak to nie wystarczyło i musiałem sobie w końcu zadać pytanie: o czym ona właściwie śpiewa? I gdy znalazłem odpowiedź okazało się, że i treść piosenki dobrze współgra z frywolnym podróżowaniem. Warto wgrać na odtwarzacz.

4. Steppenwolf – Born to be wild

Jak już ktoś napisał w komentarzu – aż dziwne, że nie było tego wcześniej. Urodzonym do bycia dzikim jest pewnie przecież co drugi autostopowicz, co trzeci wychodzący z domu z przynajmniej 60 litrowym plecakiem. Dlatego też ten utwór to konieczność na naszej liście i cieszę się, że ta propozycja spotkała się z Waszą aprobatą. Czym jest tułaczka po świecie jeśli nie wyrazem dzikości serca, dezaprobatą dla rutyny i jaskinią zbawiennych emocji?

3. Beirut – Nantes

Kawałek przyda się przede wszystkim w głuchych, sypiących się poczekalniach. Długie, samotne godziny spędzone w oczekiwaniu na pociąg lub autobus wpasują się w leniwy lament Zacha Condona. Poza zachodzie słońca, gdy już ciemno, a transportu nadal na horyzoncie nie widać, staje się jeszcze bardziej nostalgiczny, a w chwilach większego zwątpienia czy cokolwiek przyjedzie, wręcz przybijający. Ostrzegam więc: nudząc się na peronie trzeba wiedzieć kiedy Nantes puścić a kiedy odpuścić by nie było jeszcze gorzej.

2. Lech Janerka – Rower

Sprawa wydaje się być prosta – Rower to piosenka dla podróżujących na rowerze. Czy jednak ta pieśń pochwalna dla kolarzy, to wyniesienie roweru na najwyższe ołtarze przez porównanie w refrenie roweru do świata czyni już z utworu mantrę dla wszystkich fanów bicykli? Może jednak jest zbyt oczywista,kipiący z niej luz wcale nie odpowiada trudom jakie pokonywać muszą rowerzyści? I jest wręcz obrazoburcza dla sekciarskiego kultu podróży rowerowych? Ciekaw jestem opinii rowerzystów na temat tego kawałka. Na tak czy na nie? Jakby nie było zajęła miejsce drugie.A swoją drogą na festiwalu Kontynentów w sobotę dyskusja pt. Fenomen podróżowania na rowerze. Zapraszam zapaleńców.

1. SDM – Bieszczadzkie Anioły

Pierwsze miejsce drugiego notowania wyraźną przewagą głosów zawłaszcza Stare Dobre Małżeństwo piosenką o bieszczadzkim duchu i metafizyce wędrówki. Cóż, to już klasyk. Miałem kiedyś flirt z poezją śpiewaną, nie trzeba być mistykiem by wiedzieć, że łatwo wpaść w jej ponętne szpony. Piękny jest kolektyw słów tej piosenki, najlepiej wydaje mi się smakuje na połoninach wczesną jesienią.

Bonus od Bartka:

Ten utwór towarzyszy mi zawsze w podróżach na wschód. Pasuje do sowieckiej atmosfery jak rap do Brooklynu, jak jak do nepalskich gór, jak kremówki do Wadowic, jak papieros do Clinta Eastwooda, jak wąsy do Adama Małysza. Gdy go słyszę będąc już za wschodnią granicą czuje się jak Usain Bolt bijący rekord na 100 metrów, jak premier okładmujący wyborców, jak słońce w dzień przesilenia, jak Święty Mikołaj po Bożym Narodzeniu, jak nowonarodzony żółw, który z plaży dobiegł do morza, jak bandyta który zbiegł policji, jak zwycięzcy bitwy pod Grundwaldem. Jest kapitalny. Ленинград — Мы за!

Bonus od Patryka:

Dawno, dawno temu byłem na festiwalu Bieszczadzkie Anioły w Cisnej. W czasie jednego z pierwszych dni przeczytaliśmy ze znajomymi, że na koncert w swojej siedzibie zaprasza zespół „Matragona”. Swoją nazwę grupa wzięła od jednej z bieszczadzkich gór, ukrytej hen, daleko w puszczy i tam właśnie miał się odbyć koncert. Trochę busem, trochę szklakiem, potem spory kawałek po torach ukrytych w lesie, w końcu dotarliśmy do bazy „Matragony”. Jak się okazało w tym miejscu co roku odbywają się warsztaty artystyczne dla chętnych zgłębienia świata muzyki z jej „naturalnej strony”. Matragona gra bowiem na instrumentach w większości zrobionych własnoręcznie, zaczerpniętych z ludowych tradycji. Instrumenty te są bardzo spektakularne, czasem jest to zestaw kilku wkopanych w ziemię rur, a czasem kawałki drewna na sznurkach, które obracane wydają niesamowity dźwięk. Sama gra jest także tańcem i w połączeniu z płonącymi rekwizytami stworzyła dla kilkudziesięciu śmiałków, którzy dotarli do puszczy niesamowite przedstawienie. Nie da się tego opisać słowami, tak samo jak nie da się na tym samym poziomie zdziwienia i zachwytu słuchać tej muzyki, kiedy nie widzi się, że poszczególne dźwięki wydawane są z drewnianych kijów czy obracanych sznurków. Coś doskonałego. To było jedno z największych muzycznych przeżyć w moim życiu. Oto mała próbka:

Głosowanie na listę 3!

Poniżej ankieta z głosowaniem na trzecie notowanie PPPP. Możecie wybrać z listy i oddać swój głos na 5, z 20 proponowanych utworów. Zachęcamy Was do odsłuchania kawałków, których nie znacie. Wyniki trzeciego notowania i kolejne głosowanie we wtorek, 6go maja o 20:00. Nominowanych kawałków można przesłuchać na naszej playliście na Spotify, tutaj link -> PPPP na Spotify (dla tych co nie wiedzą Spotify – to taka darmowa, legalna muzyka z sieci).

Oto lista proponowanych utworów do kolejnego notowania najlepszej dziesiątki. Możecie zagłosować na 5 utworów:

[powr-survey label=”My Label”]

Lista 1

4-11 marca. Pierwsze notowanie PPPP. 10 najlepszych utworów wybranych w głosowaniu z Waszych propozycji+nasze opisy:

10.  Łąki Łan – Jammin

Mantra podróżników non stop chłonących pozytywną energię, na  których promień wiosennego słońca działa niczym zaproszenie na  gruzińską suprę na strudzonego wędrowca. Fikuśna, zarażająca buńczuczną wibracją kompozycja Łąki Łan zamortyzuje wszystkie  bolesne potknięcia i rozświetla drogę w tych najbardziej mrocznych momentach podróży. Słuchanie utworu diametralnie  zwiększa również szansę na złapanie stopa – rozpromieniony jego  bujającymi dźwiękami autostopowicz powinien przypaść do gustu  nawet najbardziej zgryźliwemu i pedantycznemu kierowcy.

[audio:jammin.mp3]

9.  Michał Lorenc – Taniec Eleny

Wrażliwy, delikatny i subtelny utwór mistrza Michała Lorenca nie powinien pozostać obojętny tym, którzy za braci biorą bukowe lasy, a marszem wśród falujących kłosów zboża wchodzą z naturą w symbiozę. Podczas górskich wędrówek przypomni o zgubnym losie rozbójników grasujących w sąsiednich dolinach i doda krzepy przy bardziej wymagających podejściach pozwalając osiągnąć szczyt jak gdyby wysokość została częściowo pokonana na skrzydłach mistycznego orła zamieszkującego przytupywane pasmo.

[audio:eleny.mp3]

8.  Kanye West – White Dress

Melodia rozczuli i skłoni do refleksji wyruszające w podróż pary, którym w trakcie wędrówki przyjdzie się rozdzielić lub rozstać. Kobieto – jeśli więc wyruszasz z ukochanym w drogę, mężczyzno – gdy opuścisz ku przygodzie domowe pielesze wspólnie ze swą lubą, zadbajcie o ten utwór w swoich odtwarzaczach. Na rozstaju dróg odsłuchajcie go wspólnie, a żadne z Was nie pomyśli już nigdy aby w rozbitym na dziko namiocie spać z kimkolwiek innym.

[audio:dress.mp3]

7.  Jamal – Defto

Łapanie ulotnych chwil. Taplanie się w małych przyjemnościach. Spełnianie snów. Astralne uniesienia. Młodzieńcza porywczość. Pochopność decyzji. Łapanie się brzytwy. Balansowanie na krawędzi. Głód adrenaliny. Dewastacja barier. Kpina z reguł. Wszystko na jedną kartę. Jamal – Defto.

[audio:defto.mp3]

6.  Lynyrd Skynyrd – Sweet Home Alabama

Pierwsze dźwięki tego hitu często brzmią już w momencie zamykania za sobą drzwi przy okazji wyruszania w kolejną podróż. Zwiastując nadchodzącą sielankę i chiloutowe chwile sprężysty ton melodii zaciera wszelkie troski zamieniając jednocześnie roztargnienie w nieposkromioną, zbawienną moc. Mam też mgliste wrażenie, że ciężko znaleźć lepszy przebój do podróżowania traktorem.

[audio:alabama.mp3]

5.  Radical Face – Welcome Home

Poczucie zgłębiania obcej kultury celnie uzupełnić można dzięki Radical Face. Górnolotna atmosfera kawałka i jego pozazmysłowy sznyt powinny przyprawić o cierki plądrujących buddyjską duchowość bądź szamańską, tajemniczą werwę. Welcome home w pełnym wymiarze zrozumieją właśnie Ci, którzy doświadczyli w podróżach przełomowych zmian.

[audio:home.mp3]

4.  Iggy Pop – The Passenger

Pieśń obrzędowa autostopowiczów. Świetnie komponuje się zapluwaniem pobocza gdy już od dobrych kilku godzin nikt nie zdecydował się zatrzymać i podwieźć. Jej odsłuch przemyci do świadomości bezduszność i pogardę w kierunku kierowców – „możecie się nie zatrzymywać, ja jadę, jestem w trasie, i tak w końcu się stąd jakoś ruszę!”. Koi nerwy, budzi w człowieku nieokrzesany zew wolności, bagatelizuje momentalnie dokuczliwe kłopoty i tłamsi alergie. Prawdziwy pasażer nie ma słabości!

[audio:passenger.mp3]

3.  The Proclaimers – 500 miles

Są na wyjazdach momenty wybitnie przytłaczające, które wydarzają się niezwykle rzadko, ale jednak. Jak na przykład kradzież plecaka, co akurat mamy już za sobą. Człowiek czuje się wtedy przybity jak marynarz w tawernie bez rumu, jak żuraw w zoo z podciętymi lotkami. Nie jest łatwo w pierwszej chwili otrząsnąć się z takiego szoku, wyjąć głęboko wbitą szpilę. Na pewno jednak dopomogą w tym pokraczne chłopaki z The Proclaimers. Olbrzymi głaz ciążący na sercu rozpada się sukcesywnie z każdym kolejnym wersem refrenu szkockiego bandu. Nie dziwimy się, że wywindowaliście ich aż na 3 miejsce pierwszego notowania PPPP.

[audio:miles.mp3]

2.  Eddie Vedder – Society

Druugie miejsce notowania listy przebojów przywłaszczył Eddie Veter jednym z utworów należących do OST osławionego już filmu Into The Wild. (który nie jest jedynym filmem o podróżowaniu na świecie) Cóż można powiedzieć, słuchany w trasie numer „Society” stymuluje obalanie stereotypów i torpeduje otaczającą nas i postępującą niesprawiedliwość.

[audio:society.mp3]

1.  Eddie Vedder – Hard Sun

Iiii na miejscu pierwszym również Eddie Vedder! Film o Christopherze McCandlessie podbił Wasze podróżnicze serca nie tylko obrazem i przekazem, ale również i muzyką. Rozszarpująca wszelkie rutynowe postawy stylistyka kawałka wydaje się być prawdziwym eposem dla poszukujących wolności i przygody podróżników i włóczykijów. Intuicja podpowiada mi, że wybitnie wspomaga wyruszających w drogę samotnie. Niedługo ma zostać przypisywana przez lekarzy jako antidotum na kanapowy styl życia i opieszałość.

[audio:hard sun.mp3]

Bonus od Bartka:

Moja propozycja kojarzy mi się jednoznacznie z nepalskim jeziorem Fewa, nad którym położona jest miejscowość Pokhara. Wiosłując na pokładzie małej łódeczki zgrabnie pokonywać kolejne fale pomagał nam brzdęk gitary Kaczmarskiego i wyobrażenie o karnej, morskiej wyprawie do Australii. Pełnej niewiadomych, skazanej na łaskę losu (czyli nie do końca takiej jak nasz rejs po Fewie). Kaczmarski to dla mnie mistrz słowa pisanego, tematyka utworu bliska ze względu na pociąg do nieznanego. Dlatego też zachęcam do przesłuchania opowieści o przypadkach statku płynącego w 1788 roku do wybrzeży krainy kangurów.

[audio:1788.mp3]

Bonus od Patryka:

Jedną z najprzyjemniejszych czynności w podróży, a o której mówi się niewiele jest odkrywanie muzyki kraju, w którym jesteśmy. W tej dziedzinie, podczas naszej podróży do Indii i Nepalu byliśmy w raju. Dziesiątki tysięcy płyt, kompletnie odmienne podejście do pojęcia rytmu, nowe instrumenty i nieskończone morze potencjalnych hitów, które tylko czekają żeby je odkryć. W ramach takich polowań udało mi się przywieźć do Polski parę niesamowitych płyt.

Kawałek, który Wam przedstawiam w tym notowaniu to mieszanka hinduskiej egzotyki i mocnych basów. Zalicza się on do tej kategorii utworów, które z każdym kolejnym przesłuchaniem brzmią lepiej. Za pierwszym podejściem w ogóle nie zwraca się na niego uwagi, za trzecim zaczyna się powoli wwiercać w mózg, a za piątym chwyta na całego. Po pięćdziesiątym przesłuchaniu nadal nie masz dość. I jeszcze jeden istotny szczegół.

Słuchanie tego utworu ma sens tylko na dobrych słuchawkach lub głośnikach (muszą być basyyyyyyyyyyy!) i koniecznie z odpowiednią głośnością. Niech sąsiedzi też sobie posłuchają soczystego beatu z Indii. Volume up! Panie i Panowie z wielką przyjemnością przedstawiam Wam zespół Bombay Squad w utworze Kalkutta Nights.

[audio:kalkutta.mp3] [fb-like]

Dołącz do dyskusji! 29 komentarzy

Miejsce na Twój komentarz

*