rowerem po lubelskim
Autor:

Wojtek Ganczarek

Miejsce:

Kraków->Pacanów->Połaniec->Zaklików->Biłgoraj->Zamość->Krasnystaw->Chełm->Lublin

Czas podróży:

6 dni

Ilość pokonanych Km:

574

Ilość osób:

1

Noclegi:

jakiś pension w Połańcu (25zł), brat babci koło Zaklikowa, HC pod Zamościem, koleżanka w Chełmie, HC w Lublinie (gdzie HC=hospitalityclub.org)

Koszty na osobę zł:

25zł – za nocleg, jakieś 35zł za powrót z Lublina pociągiem, gdzieś z 60zł na jedzenie i promy (2 razy 2zł)

RAZEM ok. 120zł

Środki transportu:

rower

Wskazówki dotyczące odwiedzonego kraju:

Przydadzą się wskazówki dotyczące podróżowania po tym kraju, bo Polska wschodnia to trochę inny kraj niż cała Polska:

  • na wschodzie bywają naprawdę świetne drogi: wyjeżdża człowiek z tego pożal się Boże małopolskiego i od razu krajówka ma wspaniałe rowerowe pobocze (no niestety, przyszło mi kawałek jechać krajówką, ale tak to raczej po wiochach i lasach droga ma wiodła)
  • pamiętam, że we wszystkich mijanych przeze mniej wioskach i miasteczkach pierwszego dnia przy wjazdach/zjazdach z drogi rowerowej i gdy przecinały one wyjazdy z posesji to nie było tam półmetrowych chamskich krawężników tylko kulturalne lekkie pochyłości po których gładko można przejechać. Niby oczywiste: wiedzą o tym w Żabnie, Szczurowej i Odporyszowie, niestety do Jaśnieoświeconego Królewskiego Stołecznego Historycznego Tradycyjnego Miasta Krakowa jeszcze taka wiedza tajemna nie dotarła
  • na wschodzie bywa mało mostów i zamiast przekraczać rzekę w zwyczajowo nudny sposób dwa razy zdarzyło mi się płynąć promem (przeczad! i taniocha, 2zł)
  • przewodnik Lubelszczyzna i Roztocze na rowerze wydawnictwa Pascal jest porządny, przydatny, opisuje dość dokładnie ciekawe, przyjemne trasy rowerowe, jednym słowem: warto
  • doskonałe warunki dla rowerzystów w Lasach Janowskich: równy asfalt, zazwyczaj bez dziur i bez samochodów, rozlany po długich dróżkach dzikich leśnych ostępów – cudo! Świetna nawierzchnia i wspaniała przyroda. Jedzie się przez las, co jakiś czas pojawiają się polany z kilkudomowymi przysiółkami zawieszonymi w czasie i przestrzeni jak małe, odrębne światy, która za chwilę znikają a my znów zagłębiamy się w lesie
  • należy pamiętać aby wziąć parę narzędzi: pompkę, zestaw do łatania dętek (+ nową dętkę), klucz do odkręcania koła, siodełka, dokręcania szprych: wbrew pozorom to nie tak dużo
  • Tarnobrzeg w kontekście nawigacji jest miastem dla ambitnych: jak ktoś znajdzie tam choć jeden drogowskaz to proszę o kontakt!
Wskazówki dotyczące obniżenia kosztów podróży:

Obniżanie kosztów podróży w tym wypadku polega na wybraniu się właśnie tam, a nie gdzieś daleko za granicę, bo okazuje się, że we wschodniej Polsce można cuda zobaczyć wielkie, i to po taniości:

  • Koziołka Matołka spotkamy w Pacanowie
  • w okolicach Biłgoraja, Janowa i Zwierzyńca przejedziemy przez gęste, zielone i nieskażone lasy, a na granicy między podkarpackim a świętokrzyskim przecinać będziemy zielone łany, łąki i wspaniałe, nieuregulowane rzeki a towarzyszyć nam będą dziesiątki bocianów
  • w Zamościu ujrzymy perły renesansu w postaciach kamienic, bastionu, ratusza i co tylko
  • na wsiach napotkamy niebywałe ilości stareńkich drewnianych chałup, których w zachodniej Polsce ze świecą szukać
  • w Krasnymstawie robią mój ulubiony kefir ^^ a dalej na północ we wsi Krupe możemy połazić po pokaźnych ruinach zamku (w których straszy oczywiście)
  • w Chełmie straszy duch Bieluch i ciekawią prawosławne cerkwie
  • a Lublin to już klasa sama w sobie: wąski uliczki, kolorowe kamieniczki i malutki ryneczek, taki malutki, że ciężko zauważyć, że właśnie na nim jesteśmy
  • i uwaga, ludzie są tu strasznie gościnni: mama mojej hospitalityclubowej gospodyni z Zamościa wspaniale mnie wykarmiła i jeszcze zapakowała mięsko na drogę!
Opis:

O takiej wyprawie marzyłem od dawna. Dokładnie dwa lata wcześniej, jadąc stopem do Lwowa z Mławy, zachwyciłem się okolicami Lublina i Zamościa. Bardzo chciałem tam powrócić. A ponadto od dawna myślałem sobie gdzieś w głębokiej podświadomości, że fajnie byłoby się wybrać gdzieś rowerem na dłużej (tak, to znowu podróż w stylu mój pierwszy raz). Miałem rację, jest to naprawdę świetny sposób podróży. W pewien sposób jest rozwiązaniem pośrednim między chodzeniem i jeżdżeniem samochodem. Po pierwsze prędkość jest pośrednia. Po drugie tak jak przy łażeniu przemieszcza się człowiek siłą własnych mięśni, podziwiając przyrodę. Po trzecie z kolei podobnie jak przy jeździe samochodem towarzyszący nam bagaż nie jest specjalnie uciążliwy (przynajmniej w pewnych granicach): jeśli jedziemy po równym asfalcie, to nawet duży pakunek na bagażniku jest niemal nieodczuwalny.

5 dni jazdy po wsiach, lasach i przysiółkach (+1 wałęsania się po Lublinie), 573km i niejako nowo nabyta świadomość o tym jak bardzo różni się Polska wschodnia od całej reszty. Jak ktoś tam mieszka to go to nie ruszy oczywiście, ale jak ktoś jest z bogatego zachodu typu Wrocław czy Poznań, albo z dobrze rozwiniętego centrum to taką wycieczkę może zdecydowanie zaliczyć do zagranicznych. Nie chciałbym tu popadać w jakieś niejasne poetyckości, ale faktycznie: „na wschodzie przynajmniej życie płynie zwyczajnie”. Jest dzikość, prawdziwość, drewniane chaty, pustka od wsi do wsi, są przestrzenie łąk i niespotykane ilości bocianów, ludzi mało, samochodów nie za dużo. Jest spokój. Jest klimat. Jest zieleń. Pięknie jest. Jedźcie.

Więcej na: http://fizyk-w-podrozy.blogspot.com/2011/05/rowerem-po-lubelskiem-dzien-i.html

Promem z rowerem

Chałupa ze studnią

 

Brutalny ewangelizator z Momotów Górnych

Lublin - no klasa po prostu

[fb-like]