Autor:

Michał Wolański

Miejsce:

Madera, Gran Canaria, Lanzarote, Fuerteventura

Czas podróży:

30.12.2011-14.01.2012

Ilość pokonanych Km:

10000

Ilość Osób:

4

Noclegi:

Noclegi na Wyspach są śmiesznie tanie, o ile odpowiednio wcześniej się o nie zadba. Najdrożej wyszła Madera (30 euro / osoba), bo sylwester jest szczytem szczytów sezonu. Na Lanzarote mieliśmy bardzo przyjemny apartament (3 pokoje, łazienka, kuchnia, basen) w cenie 10 euro od osoby za dobę, na Fuercie nasz 'domek’ znajdował się przy samej plaży, z niesamowitym widokiem na dziewicze Los Lobos i migoczącą w oddali Playa Blanca na sąsiedniej wyspie (11 euro za osobodobę). Na Gran Canarii spaliśmy w jednej z najładniejszych miejscowości wyspy Puerto de Mogan, w hostelu położonym niemal na szczycie wnoszącego się nad miasteczkiem wzgórza (17 euro / osoba).

Koszty na osobę zł:

Transport (6 lotów, 4 wypożyczone auta, 2 pociągi, jeden rejs, jeden autobus) wyniósł niewiele ponad 1 tys. zł na osobę, noclegi (3x Madera, 4x Gran Canaria, 3x Lanzarote, 3x Fuerteventura) z kolei wyniosły niecały 1 tys. zł na osobę. Jedzenie i picie – w zależności od preferencji danej osoby. Można bardzo tanio (zakupy w Mercadonie lub auchanowskim El Campo i gotować samemu) lub bardzo drogo stołując się w co lepszych lokalach sugerowanych przez Lonely Planet. My – jak na Polaków przystało – pierwszy tydzień żyliśmy w myśl zasady „kto bogatemu zabroni” stołując się świeżymi owocami morza w przybrzeżnych restauracjach, a drugiego – gdy już nie było za bardzo za co – jeden ciepły posiłek dziennie był swego rodzaju ekstrawagancją, a jeszcze jak się jakąś pizzę w promocji udało trafić, to szczęście z takiej uczty było nieopisywalne. Generalnie najlepiej wypośrodkować – śniadania i kolacje we własnym zakresie, ale obiady zawsze najlepiej smakują w jakimś niewielkim, przyjemnym lokalu – menu del dia kosztuje ok. 10 euro, parę butelek wina drugie tyle, ale integracja z właścicielem i miejscowymi, wspólne śpiewy i narzekanie na niemieckich turystów – bezcenne 😉

Środki transportu:

samolot, samochód, statek, kolej

Wskazówki dotyczące odwiedzonego kraju:
  • Madera: jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałem w życiu, a nieskromnie przyznam, że coś tam już jednak podczas tych podróży widziałem – dokądkolwiek by się nie wybrać, opad szczęki murowany. Samochód niezbędny, bo komunikacja na wyspie nie wszędzie nas zawiezie. Na pytanie co warto, jest jedna odpowiedź – wszystko !
  • Lanzarote: świetne miejsce na kilkudniowy wypad, niestety ten fascynujący krajobraz po jakimś czasie robi się dość nużący i monotonny. Koniecznie trzeba zahaczyć o Graciosę (klimat dzikiego zachodu, brak asfaltu, mało turystów).
  • Fuerteventura: zdecydowanie najsłabsza, właściwie skolonizowana już przez Anglików (północ) i Niemców (południe) wyspa, na której Hiszpanie, czy Kanaryjczycy są w zdecydowanej mniejszości. Języka hiszpańskiego podczas niemal 4 dniowego pobytu użyłem tylko raz !
  • Gran Canaria: czyli kontynent w miniaturze. Niesamowite widoki, piękna przyroda, urzekający interior. Niestety – południe wyspy jest już zepsute przez skandynawskich głównie i niemieckich turystów. Wybrzeże szpecą betonowe klocki, nieestetyczne hotele i tłumy turystów weń skoszarowanych. W ogóle lepiej unikać dużych miast, może tylko z wyjątkiem wizyty w Święto Trzech Króli – parady nie są co prawda tak spektakularne jak w Hiszpanii kontynentalnej, ale i tak robią wrażenie.
Wskazówki dotyczące obniżenia kosztów podróży:
  • bilety w tak charakterystyczne miejsca i w tak obleganych datach trzeba kupić od razu po wgraniu nowego rozkładu do systemu (EasyJet zrobił to już pod koniec marca 2011), dzięki czemu udało nam się nabyć Bristol-Funchal na 31go grudnia w cenie ok. 45 funtów za osobę,
  • Ryanair po wprowadzeniu nowej trasy zazwyczaj od razu wrzuca względnie niskie taryfy – nas bilet Rzeszów-Manchester kupowany w dniu ogłoszenia trasy kosztował 74 zł (lot 30go grudnia, czyli co do zasady czas żniw dla niemal wszystkich low-costów),
  • bilety na loty krajowe między wyspami (Binter Canarias, Islas Airways) kupujemy podobnie jak na co dzień w wizzairze, czy ryanie tj. 6-8 tyg. przed wylotem,
  • bilety na promy kupujemy na miejscu (Naviera Armas niemal zawsze będzie tańsza niż Fred Olsen), parę godzin przed wypłynięciem – ceny online wcale nie są niższe, a czasem plany mogą się zmienić,
  • warto śledzić zakupy grupowe nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech, czy Anglii – raz na jakiś czas można kupić voucher na wypożyczenie i tak śmiesznie taniego już samochodu (przy wypożyczeniu samochodu na dłużej niż 3 dni, wciąż – z wyjątkiem Funchal – mieściliśmy się w cenie kuponu, wobec czego koszt takiego przedsięwzięcia wyniósł nas dosłownie po kilkanaście euro od osoby za cały wyjazd),
  • wielce przeze mnie lubiany Polski Bus to powód dla którego lotnisko w Berlinie, Bratysławie, czy Wiedniu należy zacząć traktować jako swoje – dojazd do takiej Bratysławy możliwy jest już od 1 zł, a przelot na trasie Gran Canaria – Bratysława za 39 euro jest mistrzostwem samym w sobie jeśli chodzi o relację odległość/cena
Opis:

Sylwester na Maderze połączony z tygodniowym zwiedzaniem Wysp Kanaryjskich organizowany przez biura podróży kosztuje prawdopodobnie mały majątek. Impreza sylwestrowa w Funchal jest oficjalnie wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa jako 'najhuczniejsza’, a i samo miasto w okresie okołoświątecznym prezentuje się po prostu bajkowo. Madera zwana wyspą wiecznej wiosny, podobnie jak i Kanary, które zimą nie są aż tak dręczone słońcem, okazały się idealnym kierunkiem na dwutygodniowy wypad na drugi koniec kontynentu – dni były na tyle ciepłe, że można było pływać w oceanie, natomiast noce na tyle chłodne, że wieczorne spacery należało kończyć w napotkanej po drodze knajpce, oczywiście przy kieliszku lokalnego trunku. Największe możliwości niesie ze sobą oczywiście wypożyczenie auta – wówczas każdy dzień można spędzić aktywnie, kręcąc się po różnych zakątkach wysp, choć na samej Maderze warto też oczywiście pospacerować lewadami. Najważniejszym elementem każdego wypadu są oczywiście napotkani ludzie, warto zatem zagadywać i biesiadować wspólnie kiedy tylko się da. My sylwestra spędziliśmy z nowo poznaną funchalską młodzieżą, tańcząc na zamkniętej ulicy do muzyki płynącej z zaparkowanego w pobliżu samochodu, a z Peurto De Mogan jechaliśmy w ciemno na imprezę z dopiero co oderwanymi od kieliszków kompanami z najstarszej ponoć knajpy w miasteczku. Zapewne finalna cena całego przedsięwzięcia do najniższych nie należy, ale raz na kilka lat warto 'machnąć’ sobie sylwestra 'z rozmachem’, a i satysfakcja z samodzielnego dopinania wszystkiego na ostatni guzik również nie ma ceny. Z drugiej strony – iść na łatwiznę i wydać taką kwotę na jakieś all inclusive w Egipcie, czy innej Tunezji, to tak jakby zaplanować sobie 30 zł na niedzielny obiad 'na mieście’, po czym pójść do McDonalda i zamówić 10 cheeseburgerów… Nie ta radość, nie ten smak 😉

[fb-like]