Autor:

Mateusz Karbowski

Miejsce:

Turcja, Gruzja, Armenia, Iran, Irak

Czas podróży:

45 dni

Ilość pokonanych Km:

13000

Ilość osób:

1

Noclegi:

Zawsze miałem ze sobą namiot, ale rzadko z niego korzystałem – ludzie w tej części świata są tak gościnni, że praktycznie codziennie ktoś zapraszał mnie na noc. Chcąc się zatrzymać na dłużej w większym mieście szukałem noclegu na Couch Surfingu – w Gruzji, Armenii i Iranie (po jednym hoście) poszło jak z płatka, w Iraku (Kurdystanie) brakowało hostów, w Turcji w dwóch miastach nie znalazłem nic. Za każdym razem wysyłałem zapytania dzień-dwa przed przyjazdem.

Koszty na osobę zł:

Całość: prawie 1200 zł. Najwięcej pochłonęły wizy (ok. 400 zł): w przybliżeniu 50 zł za Turcję, po 25 za Armenię i Górski Karabach i przeszło 300 zł za Iran (dokładnie 75 euro).
Trochę drobnych poszło na transport. W Tbilisi, Erywaniu i Teheranie ceny transportu publicznego były podobne jak w Polsce. Transport długodystansowy był natomiast bardzo tani, ale sam jeździłem stopem i oprócz kilku podbramkowych sytuacji nie płaciłem nic.
Reszta funduszy rozeszła się na jedzenie i doraźne potrzeby, jak nowa latarka, baterie do aparatu itp. W Armenii wszystkie ceny jakie sprawdziłem były właściwie identyczne jak w Polsce. Gruzja i Turcja są nieco droższe – nie licząc papierosów, które w Gruzji można było kupić za 2-3 zł (i mówię o międzynarodowych markach; lokalne, bez filtra, były za 70 groszy).
Dzienne koszty miałem bardzo nieregularne. Jak wspomniałem niemal każdy dzień spędzałem ciesząc się lokalną gościnnością i często dostawałem ze sobą zapas jedzenia na dzień albo dwa. W Iranie spokojnie można stołować się w restauracjach – jedzenie jest tanie i dobrej jakości (nawet w fastfoodach). Bardzo gęsta i pożywna zupa to równowartość 1 dolara, za bardziej mięsny obiad zapłacić trzeba było jakieś 3 dolary.

Środki transportu:

autostop

Wskazówki dotyczące odwiedzonego kraju:
  • Najważniejsza porada – możesz zapomnieć o pozostałych – żyj z lokalną ludnością. Ludzie wiedzą jak żyć na ich terenie i chętnie się tą wiedzą dzielą. Dzięki takiej postawie spędziłem 45 dni w obcym kulturowo rejonie, bez wcześniejszego doświadczenia, przewodnika i bawiłem się świetnie.
  • Idąc przez Gruzińską wioskę odpowiadaj na pozdrowienia tylko zdawkowym uśmiechem i nie przyznawaj się, że jesteś z Polski – jeśli złamiesz te zasady to na trzeźwo nie przejdziesz.
  • Po przekroczeniu granicy Górskiego Karabachu trzeba udać się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych po wizę. Szczegółowy plan podróży zapisany zostanie na dokumencie pozwalającym na poruszanie się po kraju. Można poprosić o umieszczenie za nim wizy. Jeśli zostanie wklejona do paszportu to uniemożliwi to wjazd do Azerbejdżanu.
  • Granice Górskiego Karabachu i Armenii z Azerbejdżanem są obstawione snajperami. Podobno wejście w zasięg ich karabinów to pewna śmierć. Sam nie sprawdzałem.
  • Irańską wizę najłatwiej zdobyć w Trabzonie w Turcji. Formalności zajęły 3 godziny i ograniczyły się do wypełnienia formularza i czekania na przesłanie odpowiedzi z Iranu. Całość załatwiłem niejako po drodze.
  • Irańskie prawo drogowe to raczej zbiór delikatnych sugestii niż obowiązkowych reguł. Przez ulice przechodzi się byle gdzie, a ruch jest tak duży, że nie ma sensu czekać na przerwę w sznurze samochodów. Jeśli ktoś grał w przechodzenie przez ulicę na ruskiej gierce z lat ’90 to poradzi sobie bez problemu. Jeśli się boisz to najlepiej znajdź kogoś kto też idzie na drugą stronę i idź razem z nim – będzie wiedział co robić. Stań koniecznie po jego prawej stronie – po pierwsze będziesz wiedzieć jednocześnie jego i nadjeżdżające samochody, a po drugie ewentualnie przyjmie na siebie pierwsze uderzenie.
  • W całej autonomii kurdyjskiej (północny Irak) spotkać można wojskowe posterunki, na których kontrolowane są samochody. To znakomite miejsca na łapanie stopa – żołnierz najpewniej sam wsadzi Cię do pierwszego samochodu.
Wskazówki dotyczące obniżenia kosztów podróży:

Opis:

Pomysł na wyjazd narodził się rok wcześniej w Atenach. Na Akropolu spotkałem Persa, który zasiał we mnie marzenie o zobaczeniu Iranu. Początkowo traktowałem je jak marzenie o locie na Księżyc, ale z miesiąca na miesiąc wydawało się coraz bardziej realne, aż w końcu przyszły wakacje, spakowałem plecak i pojechałem. Wcześniej dowiedziałem się o ludziach, którzy już w Iranie na stopa byli i jakie stamtąd przywieźli warzenia – nie znalazłem powodu, przez który miałbym nie spróbować.
Po drodze chciałem odwiedzić Gruzję, a przede wszystkim Swaneti – ten położony w wysokim Kaukazie rejon to istny raj na Ziemi. Cudowne krajobrazy i wspaniali ludzie. O gościnności Gruzinów napisano już tyle, że nie ma sensu się powtarzać – kto nie był i tak nie wyobrazi sobie o jak serdeczni ci ludzie potrafią być.
Nie miałem zbyt dużo czasu na zwiedzenie Armenii i kraj kojarzy mi się przede wszystkim z urzekającymi krajobrazami. Polecam też wizytę w Republice Górskiego Karabachu – kraj jest całkiem bezpieczny, stolica rozwinięta w europejskim stylu, a peryferia zaniedbane jak nic co w życiu widziałem, ale ludzie nadal pogodni. Istna fontanna kontrastów.
Mieszkańcy Iranu dokonali niemożliwego – przebili Gruzinów w gościnności. Wszelkie granice pobili jednak Kurdowie. Oddadzą wszystko co najlepsze i jeszcze są wdzięczni, za możliwość przyjęcia gościa.
Najważniejszym celem całej podróży było dla mnie poznanie lokalnej kultury i codziennego życia mieszkańców. Jakieś atrakcje turystyczne trzeba było sobie obrać za cel, ale najważniejsze działo się po drodze. Ciężko streścić wrażenia tego typu w Paragonie, ale mam nadzieję że kogoś zachęcę do samodzielnej podróży. Na zachętę powiem tylko, że ludzie są tam wspaniali i bardzo otwarci dla podróżników z zachodu. Czułem się tam swobodniej i bezpieczniej niż w Europie.

 

 

 

 

[fb-like]