odyseja ameryki

Miejsce: Wzdłuż Pan-american Highway (no, tak z grubsza 😉 Przemierzone państwa: USA, Kanada, Meksyk, Belize, Gwatemala, Salwador, Nikaragua, Honduras, Kostaryka, Panama, Kolumbia, Ekwador, Peru, Boliwia, Argentyna, Chile

Czas: 6 miesięcy

Skład: 2 osoby

Liczba przebytych kilometrów: ok. 22 000 km

Sposób transportu: 96 autostopów (dystanse 5- 500 km „na raz”), 10 podróży łajbą, 2 przejazdy pociągiem,  1 lot samolotem (nie licząc tych „do” i „z” Ameryki), ponadto niezliczona liczba autobusów

Noclegi: 42 noce dzięki stronom: couchsurfing i hospitality club, 22 noce w namiocie, 6 nocy u ludzi których złapaliśmy na stopa i zaprosili nas na nocleg, 2 noce w kabinie ciężarówki, 2 noce na terminalach autobusowych, 1 noc na lotnisku, reszta w tanich hostelach lub całonocnych autobusach

Wskazówki:

  • Na oba te kontynenty warto zabrać ze sobą legitymację studencką ISIC – gwarantuje ona duże ulgi finansowe w większości krajów. Przykłady z autopsji: 20% zniżki na autobusy Greyhound w USA i Kanadzie czy 50% zniżki na bilet do ruin Machu Picchu w Peru.
  • W Stanach i Kanadzie nie warto tracić kasy na autobusy. Autostop działa tam znakomicie- jeśli nie ma możliwości ustawienia się na autostradzie (a zazwyczaj jest to nielegalne ;), warto stanąć na stacji benzynowej lub parkingu dla TIRÓW. Kartonik z nazwą miejsca wzbudza zainteresowanie kierowców, czasem transport znajdzie się zanim zdążycie kogoś zagaić.
  • W każdym kraju najniebezpieczniejsze są duże miasta, trzeba uważać zwłaszcza w środkach transportu publicznego jak metra, autobusy czy nawet na przystankach- przede wszystkim ze względu na kradzieże. Ludzie z plecakami zawsze są smacznymi kąskami dla rabusiów- dobrym rozwiązaniem jest doszycie sobie kieszeni wewnątrz spodni (takiej, aby dostęp do niej był tylko „od środka”).
  • W Ameryce Centralnej w strefach przygranicznych kręci się wielu wyłudzaczy, którzy na wszelkie sposoby chcą wyciągnąć pieniądze od turystów (np. oferując taksówkę, która za grubą kasę podwiezie Cię 50 metrów), ale robią to także celnicy. Przykład: Gwatemala.  Za wszelkie opłaty celne należy żądać od nich potwierdzenia, bo może okazać się że są one wyciągnięte z kapelusza.
  • W tzw. chicken busach, popularnych w Ameryce Centralnej nigdy nie pytać kierowcy o cenę biletu- dla Gringos jest ona zazwyczaj dużo wyższa. Najlepiej wypytać dyskretnie miejscowych, a kierowcy dać już odliczoną sumę, wtedy nie powinno być problemu.
  • W Meksyku i wielu innych krajach Ameryki Łacińskiej opłaca się jeść w ulicznych budkach i na lokalnych Mercados- marketach. Jedzenie jest przyrządzanie na naszych oczach, więc nie ma tam ryzyka zatrucia, przy tym jest znaaaaacznie taniej niż w turystycznych restauracjach, no i mamy pewność, że to rzeczywiście tradycyjne jedzenie lokalesów. Wystrzegać się należy jedynie niebutelkowanych napojów, zwłaszcza gdy zawierają lód nieznanego pochodzenia.
  • Przemieszczając się wewnątrz Argentyny, warto sprawdzić czy w docelowe miejsce można dojechać pociągiem. Sieć kolejowa jest słabo rozbudowana w tym kraju, jednak ceny pociągów są nawet o połowę niższe niż ceny najpopularniejszego środka transportu jakim są autobusy- komfortowe, lecz bardzo drogie!

Koszt: koszty noclegów, jedzenia, transportu, zwiedzania i tanich pamiątek z Boliwii 😉 = 11 000 zł na osobę plus koszt biletów lotniczych: „tam” Warszawa- Anchorage, Alaska = 1600 zł i „z powrotem” Buenos Aires- Frankfurt = 2280 zł. All together:  14 880 zł.

Opis:

Naszą misję o kryptonimie „lucky trip” rozpoczęliśmy w dniu 1 września 2010 roku, lądując w Anchorage, w stanie Alaska. Z przyjemnością zawiadamiamy, że misja ta została wykonana. Po prawie 6 miesiącach łazęgi, przeżyciu alaskańskich mrozów i środkowoamerykańskich wilgotnych upałów, po napotkaniu niedźwiedzi grizzly, bizonów, jaskrawozielonych węży i największych na świecie LATAJĄCYCH karaluchów, po wdrapywaniu się na wulkany, złażeniu do dna kanionu, po spenetrowaniu gwatemalskich jaskiń i belizejskiej dżungli, po zatruciu pokarmowym w Meksyku, przedarciu się przez kolumbijskie Andy, przekroczeniu równika w Ekwadorze oraz 15 stref czasowych, wreszcie po starciu z boliwijskimi kelnerami i argentyńską ciągnącą się w nieskończoność pampą, po wszystkich bardzo fajnych i tylko fajnych przygodach, postawiliśmy wreszcie TEN krok. Nic nie znaczący dla ogółu ludzkości, ale jakże wielki dla nas. A zatem, 8 lutego A.D. 2011 stanęliśmy u celu, czyli na Końcu Świata! Dobra koniec patosu, to tylko chwyt marketingowy. Ushuaia nie jest wcale na końcu świata, bo… przecież Ziemia jest okrągła więc o jakim końcu w ogóle tu mówimy? 😉

Powyższy opis można nazwać „w bardzo telegraficznym skrócie o naszej podróży”. Trudno jest streścić tą przygodę w liczbie 2000 znaków, więc ewentualnych zainteresowanych odsyłamy do naszej skromnej stronki internetowej: http://luckytrip.fla.pl

panamerican highway

policja konna

Tajumulco

odyseja

Pingwin Białobrewy na Końcu Świata. Tierra del Fuego / Argentyna 

Magda Skwierczyńska

[fb-like]