Skip to main content
search
0

Gruzja jest chyba jednym z niewielu państw w historii turystyki, które przeżywa obecnie tak spory natłok turystów w zaledwie kilkuletnim odstępie od ostatniej wojny. I choć była to wojna kilkunastodniowa to jej echa nie ucichły,  zmienił się jedynie sposób w jaki potencjalny kandydat do sprawowania pieczy nad Gruzją chce osiągnąć swój cel. Ten kandydat to oczywiście Rosja. Proces polityczny, który teraz trwa na Kaukazie był znany zanim jeszcze Św. Augustyn powiedział, że podróżowanie jest jak książka, a ci którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę.

Spór o bycie najważniejszą personą w Gruzji, od której będzie zależał kierunek gruzińskiej polityki (albo też jej brak) toczy się pomiędzy dwoma gentelmenami.

Bidzina (czy też może Borys) Ivanishvili gruzińskie obywatelstwo odzyskał w 2012. W tym samym roku Forbes ulokował go na 153 miejscu najbogatszych ludzi na świecie z majątkiem szacowanym na 6.4 miliarda dolarów. Przy okazji czyni go to najbogatszą osobą w Gruzji. Dorobił się w Rosji na filmie sprzedającej komputery i telefony. Przyjeżdża do zapomnianych wiosek i zakłada tam instalacje elektryczne, puka do drzwi ludzi i montuje im telewizje satelitarną, gdzieś jest problem to Ivanishvili przyjeżdża, wykłada kasę i już jest po problemie. Wyobraźmy sobie, że u naszych progów pojawiają się ludzie jakiegoś polityka z niezobowiązującą propozycją zamontowania na przykład zmywarki. Fantastyczny pomysł! Nie słyszałem natomiast o żadnych koncepcjach politycznych Bidziny. Nie jest powiedziane wprost, że to rosyjski spadochroniarz, ale na ulicach szepczą różnie. Jest premierem, chce być prezydentem. Za własne pieniądze wybudował sobie pałac i czeka aż lud ogłosi go władcą.

Mikheil Saakashvili został prezydentem Gruzji w 2004 roku. Zależy mu na wprowadzeniu Gruzji do NATO, z zaangażowaniem wspierał działania Zachodu związane z Afganistanem i Kosowem co daje jawny obraz kierunku jego myślenia. Silnie związany politycznie z Armenią, Azerbejdżanem i krajami Europy Środkowo-wschodniej. Oponent opcji rosyjskiej. Nie wiem czy jest najlepszym prezydentem z możliwych, ale wydaje się spełniać jeden z najważniejszych postulatów, który powinien być dla Gruzinów obecnie najważniejszy – zależy mu na suwerenności i państwie silnie politycznym. Po dwóch latach kadencji Bank Światowy w 2006 roku uznał Gruzję za najlepiej reformowany kraj świata.

Nurtuje mnie trochę temat polityki na Kaukazie, w tym także i w Gruzji. Nie unikając kontaktu z mieszkańcami chętnie rozmawiałem o tym, co sądzą na temat sytuacji w ich kraju. Oprócz spania po krzakach, pakowania się w nieodpowiedzialne sytuacje i najzwyklejszego bycia w drodze można też spróbować głębiej wcielić się w role mieszkańca obcego kraju. Pytałem więc niekiedy napotkanych ludzi o opcje polityczne.

Zelimhan, Gruzin urodzony w Azerbejdżanie, dobijający do pięćdziesiątki, ma dom w skromnej wiosce, niewielki sad, konia i żadnych wątpliwości kto jest najlepszym kandydatem na stanowisko najważniejszej osoby w państwie. Zdecydowanie Ivanishivili. Mówi, że ten człowiek potrafi dbać o interesy niezamożnych ludzi, którzy mają permanentne problemy finansowe. Temu dla 200 lari, temu da 500 lari – Robin Hood Kaukazu. A Saakashvili? Ciągle patrzy na zachód, Gruzja go w ogóle nie interesuje. Zamiast zająć się ludźmi, którzy potrzebują pomocy szuka nieprzyszłościowych kontaktów w Europie.

Dom Ivanishvilego. Źródło lovemyplanet.com

Dom Ivanishvilego. Źródło lovemyplanet.com

– „To jeden z tych głupszych ludzi jakich możesz tu spotkać”. Tak komentuje moje niedawne spotkanie z Zelimhanem Pani Lamara, gospodyni domu w wiosce Tela w Kachetii, gdzie znalazłem się dość przypadkowo. Kontynuuje: „Tacy ludzie patrzą tylko na to co tu i teraz. Ktoś przyjedzie z ruskimi pieniędzmi, zacznie nimi szastać i zaraz znajdzie grupę zwolenników. Potrzebny nam jest ktoś, kto zbuduje silną Gruzję. Znajdzie sojuszników i uniezależni nas politycznie od Rosji. Ludzie, którzy pozwalają kupować swoje głosy psują nasz kraj.” Pani Lamara uczy matematyki w szkole podstawowej, bardzo dobrze zna angielski i nie raz gościła już ludzi zza granicy.

Oprócz opinii chciałem również zajrzeć do prasy. W odpowiedzi na pytanie „którą gazetę powinienem przeczytać aby uzyskać jak najbardziej rzetelne informacje?” usłyszałem: „Żadną. Wszędzie piszą o głupotach z życia gwiazd albo brakuje artykułom merytoryki”. Gdyby to zdanie padło w Polsce, zgodzilibyście się?

Lubię też pytać o rolę prezydenta Kaczyńskiego w wojnie z 2008 roku. U nas tak właściwie mało kto już pamięta o tym, że polska głowa państwa mocno wspierała Gruzję podczas rosyjskiego najazdu. Tym razem usłyszałem mocną opinię, która mnie dosyć zaskoczyła. Pani Lamara tłumaczy: „Gdyby nie Wasz prezydent nie byłoby niepodległej Gruzji. To, że w Tbilisi był prezydent z kraju, który należy do Unii Europejskiej, powstrzymało wojska rosyjskie przed dalszą ofensywą”. Wiadomo było, że ta wizyta miała dla Gruzji wielkie znaczenie, ale z tak śmiałą, i przy okazji satysfakcjonującą opinią, jeszcze się nie spotkałem.

W Gruzji są przynajmniej dwie polskie ulice. Lecha i Marii Kaczyńskich w Batumi i Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi.

Jeśli ktoś miałby z tym problem to ten tekst nie ma na celu forsować żadnej opcji politycznej.

Młode pokolenie nie okazało tyle entuzjazmu przy okazji rozmów o polityce. -„Ivanishvili? Da, eta milioner”. Poparte chowanymi uśmieszkami słowa szybko ucięły dyskusje. Może po prostu źle trafiłem, w końcu była impreza.

W tym roku wyjątkowo dużo osób pojedzie do Gruzji na wakacje. Oglądać zabytki, smażyć się na plaży, chodzić po górach. W cieniu przyjezdnych, którzy z pewnością się w tym kraju zakochają, dzieją się rzeczy, które decydują o przyszłym kształcie państwa. Nie znam się na polityce Kaukazu, nie czytam zbyt wielu analiz, nie śledzę tamtejszych mediów, ale znad Kutaisi (gdzie mieści się siedziba parlamentu – co przy okazji też jest ciekawe, że nie znajduje się ona w stolicy) zaczyna być czuć imperialistyczny swąd przywiany mocnymi podmuchami znad Rosji, który już wkrótce, na nowo, może dławić całą Gruzję. Bo nie trzeba być chyba ekspertem w dziedzinie geopolityki żeby móc wyciągnąć najprostsze wnioski – Rosja nigdy nie zrezygnuje z maksymalizacji wpływów na Kaukazie. A ja chciałbym żeby Gruzini zostali Gruzinami. Tak jak chciałbym żeby Czeczeni mogli być Czeczenami, Karaczaje Karaczajami, a Bałkarzy Bałkarami (patrz: Kaukaz Północny). Źle by było gdyby Gruzini musieli dzielić ich los.

[fb-like]

Dołącz do dyskusji! 2 komentarze

  • Maria pisze:

    „Wszędzie piszą o głupotach z życia gwiazd albo brakuje artykułom merytoryki”. No cóż, gdyby zdanie padło w Polsce to też bym się zgodziła. Już nawet „Wprost” ma swoją stronę na temat plotek. Pamiętam szok jaki przeżyłam, gdy ostatnio kupiłam „Kontynenty”. Czytam, czytam i oczom nie mogłam uwierzyć, że jeszcze ktoś wydaje teksty na tak dobrym poziomie. Ale ten magazyn, niestety, nie traktuje o sytuacji społeczno-ekonomicznej

  • Aniaa pisze:

    ” A ja chciałbym żeby Gruzini zostali Gruzinami” . Piękne słowa i w pełni się z nimi zgadzam!

Miejsce na Twój komentarz

*