Skip to main content
search
0

Pewnie większość z Was czytała już o spektakularnym Sylwestrze w Mołdawii, który odbył się m.in z naszej inicjatywy. W relacji z tej wiekopomnej wycieczki wspominałem o postaci Pani Kasi, kobiety, która w biały dzień bezinteresownie przyjęła do siebie na nocleg trzynaście obcych osób. Czas napisać o naszej kiszyniowskiej gospodyni parę słów więcej, gdyż takich osób nie spotyka się codziennie (a już tym bardziej gdy jedzie się w ciemno w kilkanaście osób witać nowy rok do obcego kraju) i przy okazji oddać skromny hołd zachowaniu polegającym na intuicyjnym wyciągnięciu pomocnej dłoni do podróżujących.

Do Kiszyniowa przyjechaliśmy o 4 rano. Poranny mróz szczypał po nogach, mieliśmy szczęście, że otwarta była poczekalnia dworca autobusowego gdzie spokojnie mogliśmy przeleżeć do czasu aż zrobi się jasno. Po pobudce spotkało nas jeszcze większe szczęście gdy okazało się, że ktoś z ekipy poznał właśnie Polaków, którzy zaprowadzą nas do kościoła, w którym msze prowadzi polski ksiądz. Poszliśmy więc do kościoła licząc, że poszczęści nam się jeszcze bardziej i duchowny na widok rodaków pomoże zorganizować całej ekipie relatywnie tani nocleg. Ksiądz niestety nie był w stanie nam pomóc gdyż prowadzona przez niego placówka była akurat zamknięta. Nic dziwnego, był Sylwester. Zaprosił nas za to na polską mszę, która miała się za chwilę rozpocząć. Zostaliśmy.

Pani Katarzyna miała 63 lata. Uśmiechnięta i pełna energii kobieta w długim futerkowym płaszczu. Mimo że mieszkała na obrzeżach Kiszyniowa to na msze i nabożeństwa przejeżdżała przez pół miasta do katedry Opatrzności Bożej. Z reguły starsze kobiety uczęszczające gorliwie do kościoła odbierane są przez młodych ludzi negatywnie. Nie oszukujmy się. Codziennie słychać na podwórkach i w satyrze telewizyjnej o „moherach”, dewotkach i religijnym obłędzie. Wypowiadając się na temat tych kobiet ludzie najczęściej posługują się ironią i sarkazmem, powtarzają zasłuchane w towarzystwie czy przeczytane w internecie dowcipy i przykre hasełka. Myślą powierzchownie. Generalizują. Przez to obrażają. A nie jest to słuszny punkt widzenia jak się zaraz okaże.

Wylądowaliśmy więc w jednym kościele. Nasza trzynastka i Pani Kasia. Msza była poświęcona Polonii, frekwencja nie była więc jak zwykle zbyt wysoka. Tym bardziej zaznaczyła się dodatkowa obecność kilkunastu osób. Po mszy bardzo szybko nawiązaliśmy kontakt. Pani Kasia momentalnie zainteresowała się naszą obecnością. Kim jesteśmy, co robimy i jak nam może pomóc. Przedstawiliśmy jej naszą ówczesną sytuację a ona bez zastanowienia zaoferowała wszystkim nocleg pod swoim dachem. Trzynastce obcych osób. Zdarzyło się Wam, że jesteście w noc Sylwestrową w 13 osób pod kościołem i nagle ni stąd ni zowąd oferuje Wam pomoc kobieta, która jest sama? A na dodatek chodzi o zabranie wszystkich do własnego domu? Być może. Ale mi się to zdarzyło po raz pierwszy i zrobiło to na mnie spore wrażenie. Co więcej Pani Kasia odebrała nas jako błogosławieństwo gdyż jej mąż tej nocy był zmuszony pracować a ona martwiła się, że Sylwestra będzie musiała spędzić sama. Mogliśmy się więc również do czegoś przydać. Pojechaliśmy razem z nią. Zostaliśmy obdarzeni niespotykanym zaufaniem. Już nie sam fakt, że będziemy mieli nocleg był przyjemny, bardziej imponowało mi to zaufanie, którym obdarzyła nas nasza gospodyni.

Nasz blok

Nasz blok.

Dotarliśmy na miejsce. Smutny, szary blok jakich jest w Kiszyniowie na pęczki. Socrealizm pełną gębą. Usiedliśmy w pokoju gościnnym. Stara meblościanka z naklejonymi zdjęciami znajomych, rodziny i z pocztówkami rozgrzewała chęć doczekania się opowieści. Miałem ochotę wysłuchać historii z życia wziętych. Wiedziałem, że 60-letnia kobieta polskiego pochodzenia mieszkająca w Kiszyniowie musi mieć już spory bagaż doświadczeń. Na stole nagle pojawiły się typowe dla wschodnich stron potrawy i napoje, a Pani Kasia opowiedziała o sobie wyrywkowo.

Piękna ściana w mieszkaniu Pani Kasi...

Piękna ściana w mieszkaniu Pani Kasi…

... i cudna biblioteczka

… i cudna biblioteczka

Na przykład o mężu, którego poznała na jakiejś zabawie.  Spotkała chorego chłopaka mającego bardzo elementarny problem zdrowotny. Pani Kasia poświęciła mnóstwo siły i czasu aby mu pomóc dojść do zdrowotności. Wtedy nie było już wyjścia, życzliwość Pani Kasi musiała się przełożyć na miłość i niedaleko później zostali małżeństwem. Pani Kasia miała na prawdę dobre serce.

Albo o dzieciach, które obecnie mieszkają i pracują w Polsce. Pani Kasia włożyła wiele energii aby pomóc swoim dzieciom doświadczyć lepszego życia niż tego jakie czekało na nich w Mołdawii. I mimo że rzadko ma okazję się z nimi zobaczyć u siebie, a sama ma nikłą szansę na odwiedzenie ich w Polsce to cieszy się, że żyje im się tak jak ona tego chciała.

Lub też o swoich trudnych chwilach. Kiedy opowiadała jak przed kilkoma laty była już bliska odejścia na tamten świat. Razem z mężem mieli wtedy 21-letniego kota. Pierwszy raz miałem okazję usłyszeć o 21-letnim kocie. Którejś nocy Panią Kasię w ciężkim stanie do szpitala zawiozła karetka. Jakoś udało jej się wykaraskać z problemów zdrowotnych ale właśnie tej nocy zmarł jej wyjątkowy kot. Pani Kasia mówiła, że za te wszystkie lata opieki zwierzak wziął śmierć na siebie i dzięki temu jej udało się wyzdrowieć. Wschodni mistycyzm jest bardzo romantyczny.

Rozmowy o życiu w mołdawskim domu

Rozmowy o życiu w mołdawskim domu

Było też o kilkudziesięciu wioskach zasypywanych co roku przez śnieg odciętych przez to zupełnie od świata, o mieszaniu przez Rosjan gazu, o pracy przy domu dziecka, pomaganiu miejscowej Polonii (Pani Kasia bardzo się udziela) i ogólnie o nie najprostszym życiu w Mołdawii. Wszystko jednak opowiadała z uśmiechem na ustach choć gdzieś tam w jej oczach było widać dawne pogodzenie się z wymagającym poświęceń życiem.

Za gościnę skromnie się odwdzięczyliśmy ale pomyślałem sobie: zróbmy coś dobrego i uczmy się od tych, którzy okazują nawet nie znajomym bezinteresownie tyle uczucia i troski. Dowiedzieliśmy się, że Pani Kasia współpracuje z domem Polonijnym w Kiszyniowie i że Polonii w Mołdawii mieszka bardzo dużo. Wiemy też, że kondycja tych placówek nie jest wzorowa i wiele rzeczy tam brakuje. W niedalekiej przyszłości planujemy zrobić sporą zbiórkę i samodzielnie zawieźć wszystko na miejsce. Kto wie, może przy okazji objedziemy też mołdawskie polonijne placówki z cyklem slajdowisk. Jeśli oni nie mogą pojechać do Egiptu, Indii, Hiszpanii a nawet i czasem Polski to dlaczego Egipt, Indie, Hiszpania i Polska nie mogą przyjechać do nich?:) Zobaczymy jak nam to wyjdzie. Jeśli macie jakieś pomysły na to jak jeszcze możemy w Mołdawii spektakularnie pomóc to czekamy na sugestię. A tym czasem motto:

Jeśli ktoś okazuje Ci życzliwość udowodnij, że może ona wrócić ze zdwojoną siłą.

[fb-like]

Dołącz do dyskusji! 5 komentarzy

Miejsce na Twój komentarz

*