Skip to main content
search
0

Beskid Niski to jedyne pasmo górskie w Polsce, w którym ciekawsze od samych gór są dzielące je doliny. W łemkowskich wsiach kryją się drewniane cerkwie, których fenomenu wciąż nie zdołaliśmy jeszcze wystarczająco docenić. 

Pojawili się, tak do końca nie wiadomo kiedy. Teorii na ten temat jest kilka: możliwe, że przywędrowali w XV wieku zza granicy Karpat, bądź ich przodkowie mogli zamieszkiwać rejon dzisiejszej Łemkowyny od X w. n.e. lub III w. p.n.e. Zajęty obszar musieli odpowiednio zaadaptować do własnych potrzeb. A potrzebowali przede wszystkim ziemi do obsiania oraz przestrzeni do wypasu owiec, krów i koni. Dlatego wycinali lasy ze zboczy gór i karczowali puszcze. Dolina po dolinie, tworzyły się niewielkie osady zamieszkałe przez pasterzy i rolników urzędujących w chyżach – podłużnych drewnianych domach, które dzielili ze swoim inwentarzem.

W społecznościach wiejskich zawsze ogromną rolę odgrywała wiara i nie inaczej było w przypadku Łemków. Posiadanie we wsi cerkwi było wysoce pożądane. Tylko w takim wypadku mieszańcy mogli należycie zaspokajać swoje duchowe potrzeby. W przeciwnym razie zmuszeni byli do krótkich, bądź dłuższych pielgrzymek a te, w przypadku odległej lokalizacji najbliższej świątyni, potrafiły trwać nawet kilka dni. Posiadanie cerkwi wpływało nie tylko na komfort życia mieszkańców i ich poczucie bezpieczeństwa (swój los powierzali świętemu patronującemu cerkwi), ale także zwiększało prestiż wsi, jako ośrodka kultu religijnego. Cerkwie z czasem stawały się też przekaźnikami politycznych nurtów; popi mieli ogromny wpływ na nastroje i humory parafian.

Nie było jednak rzeczą prostą, aby taką cerkiew wybudować. W gronie pasterzy i rolników ciężko było o fachowców, którzy mogliby wznieść skomplikowany budynek. Można sobie jedynie wyobrażać ile prób i błędów, śmiertelnych wypadków i pomyłek wydarzyło się przy budowaniu pierwszych cerkwi na Łemkowynie. Jak bardzo karkołomnym i czasochłonnym było to zajęciem. Niesłychany wysiłek trwający latami, okupiony pasmami niepowodzeń zaczął finalnie dawać efekty i w Beskidzie Niskim stanęły wreszcie pierwsze cerkwie. Po ich powstaniu pojawiały się kolejne, a ich budowniczy, korzystając z podstaw opracowanych przez poprzedników, pozwalali sobie na urozmaicanie konstrukcji i tworzenie brył coraz piękniejszych i bardziej misternych. Z czasem Łemkowie wypracowali własny styl, z którego wiele lat później badacze wydzielili nurt wschodni i zachodni. Wszystko to, działo się gdzieś po ciuchu, na obrzeżach państwa, które przecież nigdy nie należało do nich.

Coraz więcej wsi Beskidu fetowało konsekracje cerkwi. Łemkowie zabudowali góry drewnianymi cackami, nie zdając sobie sprawy z tego, że zaspakajając jednocześnie swoje duchowe potrzeby, dołożyli potężną cegłę do architektonicznego zjawiska, które nie powtórzyło się w świecie nigdzie indziej oprócz rumuńskiego Marmaroszu . Razem z Bojkami i Hucułami stworzyli krainę niepowtarzalnych, drewnianych cerkwi.

Cerkwie Beskidu Niskiego są bardzo dobrze opisane w monografiach i przewodnikach, często się o nich czyta również w relacjach podróżniczych. Stały się pełnokrwistym symbolem regionu. Między innymi również dzięki utworzeniu szlaków architektury drewnianej i wpisaniu cerkwi w Kwiatoniu na listę UNESCO. Na turystycznej mapie Polski wciąż nie znalazły jednak wystarczającego uznania. Architektura drewniana Beskidu Niskiego jest na tyle niepowtarzalna i wyjątkowa, że nie tylko powinien być z nią obeznany każdy, kto chce uchodzić za krajoznawcę, ale także powinna być znana jako jeden z najbardziej wyrazistych szlaków sakralnych w Europie, a co za tym idzie, stać się rozpoznawalna w skali światowej.

Wiele osób pewnie zaśmieje się z niedowierzaniem czytając taką tezę. Czuję się mocno przekonany o jej słuszności. Nasza tendencja do zaniżania wartości zabytków znajdujących się na terenie Polski odbija się także na łemkowskich cerkwiach. Nie licząc pasjonatów, turyści zauważają w nich przede wszystkim „malowniczy element krajobrazu”. Krajobrazu „dzikiej” i „niedostępnej” Polski, gdyż taką łatkę już dawno przyszyto Beskidowi Niskiemu. Jak zresztą wielu miejscom, do których trzeba jechać przynajmniej 3 godziny autobusem z najbliższego wojewódzkiego miasta. A to przecież jest samo centrum! Centrum zachwytu nad wiekową, drewnianą konstrukcją trójdzielną.

Spójrzmy na świątynie płaskowyżu Bagan, czy kompleksy świątyń Indian w Ameryce Środkowej… Zainteresowanie tymi cudami nie pojawiło się wraz z początkiem ich istnienia. Zanim zaczęły pojawiać się tam tłumy i powstała infrastruktura pozwalająca na ich napływ najpierw zabytki były znane głównie miejscowym, później ich kolegom z innych części kraju, a następnie, krok po kroku, dowiadywał się o nich świat. W przypadku cerkwi Beskidu Niskiego oczywiście mówimy dzisiaj o kompletnie innych walorach, skali i innych realiach turystyki. Jest jednak tylko kwestią czasu to, kiedy świat zacznie się poważnie Łemkowyną interesować. Bądźmy na to gotowi i miejmy świadomość co dokładnie przyjezdnych z jego rozmaitych zakątków w Beskid Niski przyciągnie.

Dołącz do dyskusji! 2 komentarze

Miejsce na Twój komentarz

*