Skip to main content
search
0

Podróże kształcą, podróże kształcą, ale tylko wykształconych, podróże nie kształcą, ale kształtują. Któremu z tych powiedzeń jest najbliżej do rzeczywistości?

Ten tekst jest drugim wpisem w ramach cyklu Lepsze podróże

To laurka wystawiana każdemu, kto ruszy w świat. Jeśli wyjechałeś w podróż, to z pewnością przywiozłeś z niej doświadczenia na tyle cenne, że czynią cię z miejsca lepszym, bardziej wartościowym. Fala obrazków z cytatami około podróżniczymi od dawna zalewa internet przekonując, że sprzedanie wszystkiego, zapomnienie o wszystkich i wyruszenie w nieznane, hej, ku przygodzie, to dla każdej duszy najlepsze z możliwych rozwiązań. Inspiracje są bardzo ważne, ale równie ważne jest to, co po podróżach pozostaje. Co pozostaje w nas samych. Bo nie o foldery ze zdjęciami i wideo chodzi. Choć wspomnienia zapisane na nośnikach też mają znaczenie.

Bardzo chciałbym mieć jasny obraz tego, jak podróże zmieniają na lepsze. Dowód w postaci głosów osób, które faktycznie czują się dzięki nim bogatsze. Odnoszę wrażenie, że refleksja ginie w odmętach potrzeby wrzucania wszystkiego do internetu. Nie wszyscy muszą podróżować, by się ubogacać, można i po to, by trzaskać sobie codziennie po nawet i dwadzieścia autoportretów przy pomocy aparatu zamontowanego na końcu wysuwanego kijka, ale stosunek jednych do drugich wydaje mi się być ostatnio dziwnie zachwiany.

Więc może zacznę od siebie. Tak jest zawsze najlepiej. Niech się chwilę zastanowię, o czym myślę, gdy pytam sam siebie o korzyści wynikające z podróżowania.

Odporność. Podróżowanie na własną rękę, w takim stylu jaki przez długi czas prezentowaliśmy, to nieustanne wzloty i upadki. Skupmy się na upadkach. Na wyjazdach przeżywaliśmy mnóstwo chwil wątpliwie przyjemnych np.  kilkudniowe przykucie do łóżka z powodu choroby czy kradzieże. Takie doświadczenia uziemiają. Gdy zdarzają się w podróży, można liczyć wyłącznie na siebie. Przez to wydają się bardziej przerażające i niebezpieczne. Z każdej przykrej sytuacji udawało nam się jakość wyjść. Zbudowało to we mnie poczucie siły. Co by się nie działo, to będę w stanie sobie z tym poradzić. Takie mam dzięki temu podejście do spraw kryzysowych.

Da się. Często blogi czy projekty podróżnicze są opatrzone hasłami Chcę udowodnić, że.. lub chcę pokazać, że jest możliwe… . Wiele tych inicjatyw dopina swego i dowiadujemy się dzięki temu, że coś rzeczywiście jest możliwe. Jednak sądzę, że najważniejsza nauka z realizacji jakiegoś projektu czy marzenia płynie dla samego realizującego. Trzeba mieć sporo samozaparcia, hartu ducha, energii i polotu żeby zrealizować autostopowy wyjazd na drugi koniec świata lub dokonać trawersu Himalajów. Takich cech, lub tak ich rozbudowanych,  na pewno nie mają ci, którzy nigdy nawet nie pomyśleli o takich przedsięwzięciach.

Wiedza. Zawsze zapamiętujemy więcej, gdy doświadczamy czegoś na żywo. Seria dat i wydarzeń z podręcznika nigdy nie utkwi w pamięci na tak długo, jak stanie się to, gdy znajdziemy się w opisywanym miejscu w rzeczywistości. Tak samo lepiej zabrzmią opowieści miejscowych niż lektor z programu dokumentalnego. Podróże kształcą jak cholera. A może nawet nic nie kształci tak jak podróże. Nigdy nie był to dla mnie kluczowy element w podróżowaniu, by dowiadywać się jak najwięcej o odwiedzanych miejscach, ale znam takie osoby, które z podróży wracały nie tylko z niesamowitymi informacjami, ale potrafiły również zweryfikować to, czego dowiedziały się przed wyjazdem.

Bezpośredniość. W podróży to jedna z najważniejszych rzeczy. Zasada jest banalna. Im więcej kontaktu z obcymi ludźmi, tym człowiek staje się w nich bardziej wyluzowany, bardziej bezpośredni. A im spotykani ludzie stoją dalej od kręgu kulturowego, z którego się wywodzimy, tym ten aspekt lepiej pracuje. Dzięki nawiązywaniu relacji z osobami zupełnie od nas odmiennymi drugi człowiek staje się bliższy i snujemy wobec niego mniej podejrzeń. Czasami łapię się na tym, że mówię do nieznajomych Cześć zamiast Dzień dobry, ale hej, czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy coraz częściej zapominali oficjalnych formach?

Ciekawość. Dzięki podróżom cały czas stykamy się z czymś zupełnie nowym. Od owoców przez organizacje transportu publicznego po sposoby wyciągania kasy od turystów. Zazwyczaj co kraj, to zmienia się praktycznie wszystko. Im więcej nowych rzeczy się poznaje, tym… jeszcze więcej chce się poznać. Ciekawość niesamowicie pobudza. I jest doskonałym motorem napędowym do kolejnych podróży.

Otwartość. Tu pozwolę sobie na małą uszczypliwość. Bycie otwartym, posiadanie otwartej głowy, jest chyba najczęściej wymienioną przywarą, jaką można dzięki podróżom nabyć. Zauważyłem, że tylko nieliczne osoby, które dużo podróżują, posiadają taką cechę. Może dlatego, że wcale nie jest łatwo być otwartym, a może dlatego, że nie do końca jest dobrze rozumiane. A bycie otwartym to nic innego jak częstsze udzielanie na zadane pytania odpowiedzi TAK niż NIE. Czy to się nabywa podróżując? Jeśli jest się ciekawym, to nie ma innej możliwości.

Dystans. Oglądając slumsy w Delhi a potem wieżowce w Dubaju nie potrzeba już wiele, by uświadomić sobie, że jest się gdzieś pośrodku zawiłej spirali świata. Stykanie się ze skrajnościami daje możliwość spoglądania na siebie samego z różnych perspektyw. Jeśli podróżując nie nabiera się dystansu do życia, to coś jest nie tak.

Zaradność. Jak się przedostać z punktu do punktu? Jak znaleźć nocleg w małym nepalskim miasteczku po północy albo gdzie rozbić namiot, żeby nikt w środku nocy do niego „nie zapukał”? Jak nie dać się oszukać kupując na targu przyprawy? Jak zobaczyć to, czego innym się nie udało? Jak ułożyć rzeczy w plecaku, żeby wszystko było zawsze pod ręką? Jak nie tracić czasu poruszając się po ogromnym, nieznanym mieście? Jak uniknąć w Indiach swędzącej wysypki? Jak wrócić do domu, kiedy uciekł samolot? Jak, jak, jak… Podróżowanie to ciągłe rozwiązywanie zagadek. Ich poziom trudności bywa wyższy, niż tych z życia codziennego. Łatwiej jest się odnaleźć w codzienności, jeśli ma się za sobą więcej rozwiązanych zagadek o wyższym poziomie trudności.

kurd

Czy po powrocie z każdej podróży można zauważyć w sobie jakieś zmiany? Wyniki tego, czego doświadczamy nie są dostrzegalne od razu, gołym okiem. Muszą osiąść, okrzepnąć. Dopiero życie sprawdzi czy dane doświadczenie faktycznie coś zmieniło w naszym zachowaniu lub podejściu. Określić, że jest to zasługa doświadczenia, które zdobyliśmy podczas wyjazdu, jest nie mniej trudno. Polecam jednak wykonanie czegoś w rodzaju rachunku sumienia względem odbytych podróży. Jeśli nauczymy się dostrzegać jak podróże na nas wpływają, dostrzeżemy wtedy ich prawdziwy sens.

Zdjęcie nagłówkowe: Dzieci odrabiające lekcje. Lamayuru. Indie. Fot. Patryk
Zdjęcie w tekście: Jezyda w Lalisz trzymający książę z własnym zdjęciem. Iracki Kurdystan. Fot. Bartek

Dołącz do dyskusji! 11 komentarzy

  • Michał pisze:

    Natrafiłem na ten wpis szukając refleksji u blogerów na ten temat. Ciekawe spojrzenie. Na początku przygody z podróżowaniem byłem przekonany, że odpowiedź na zawarte w tytule pytaniu jest jednoznaczna. Ale z każda kolejną zacząłem obserwować innych podróżujących. Miałem wrażenie, że dla części podróż nie jest 'do wewnąrz”, ale „na zewnątrz”. Tzn. nie dla doświadczenia, poznania świata, czy zrozumienia ludzi, ale dla zrobienia selfie, „pokazania się” czy zaimponowania innym. I paradoskalnie często zdarzało się to wśród podróżujących „po trapersku” w miejsca mniej znane. Może jest trochę prawdy w stweirdzeniu, że podróże kształcą, ale wykształconych 😉 Ja dodałbym – tych którzy tego chcą.

    • Bartek Szaro pisze:

      Cześć Michał, social media bardzo zmieniły podróżowanie i motywy, które nami kierują. Coraz bardziej dominuje chęć pokazania się w danym miejscu niż przeżywanie go. Wynika to z naszej natury, potrzeby mówienia o sobie, zaznaczania swojej obecności. Internet jest narzędziem, który bardzo ułatwił nam realizowanie tych potrzeb. Na ten temat będę dużo mówił na swoim nowym kanale youtube: https://www.youtube.com/channel/UCoSTkieZW1IIaCObQiKwwgw Zapraszam, jeżeli ta tematyka Cię interesuje 🙂

  • Magda Dalek pisze:

    Szczerze mówiąc, to zawsze widziałam same plusy z podróżowania. To naprawdę dużo daje i zmienia człowieka na zawsze. Super wpis!

  • Joanna Krzemińska pisze:

    Moja garsc refleksji: A czy to nie jest tak jak z dobrym jedzeniem- uwielbiamy to robic ale nie zmienia to w innych aspektach zycia nic ponadto ze nasze dzialania sa temu podporzadkowane- przygotowaniom, planowaniu i wspominaniu. Sama lubie myslec ze jestem otwarta ciekawa swiata, nie chce szkodzi, uczyc sie szcunku, udowodnic sobie ze sie da, ze dam sobie rade, ze sama sama sobie poradze. To wszystko w podrozy latwo udowodnic. Ale potem wraca sie czesto do domu i przez 5 miesiecy przez moje zycie nie przebijaja doswiadczenia i przemtslenia, to cale slynne i legendarne bogactwo zdobyte w podrozy. Ubogaca sie zycie wewnetrzne ale zewnetrzne jest takie jakie bylo i bez podrozowania i z bagazem podroz… Nie przeceniajmy swojego rozwoju tylko dlatego ze chcialo nam sie zapszczedzic na transporcie i uzyc stopa. Dalej przejmuje sie pierdolami chiciaz wiem ze grneralnie to tylko pierdola, lubie sie umyc chociaz wiem jak cenna jest woda, pamietam jaka bylam zaradna tam a tu juz znowu sobie nie radze…

    • Bartek Szaro pisze:

      Hmmm… Do filozofa mi daleko, ale jeśli życie wewnętrzne się ubogaca, to wystarczy dołożyć do tego aktywność, by i na życie zewnętrzne się to przerodziło 🙂

  • optymisia pisze:

    Dla mnie podróże były zupełnie nowym odkryciem. Jako dziecko byłam cichutka, grzeczna i trochę zakompleksiona. W gimnazjum po raz pierwszy poczułam potrzebę 'włóczęgostwa’. Trochę jeździłam, ale raczej po polsce, na krótko i raczej blisko. W liceum za uciułane pieniądze z wszelkich prac weekendowo-dorywczych pojechałam do Rzymu z siostrą, wreszcie udało się ruszyć gdzieś dalej. I tak, po tej podróży zaczęłam czytać Waszego bloga, na którym hitem był wtedy wpis o podróży stopem na Bałkany. Doznałam wtedy olśnienia, że to całe podróżowanie nie jest ani drogie, ani takie strasznie wymagające i wystarczy chcieć i zorganizować się. Rok później, też zainspirowana wpisem paragonowym, leciałam do Barcelony na biletach, które kupował mi jeszcze Patryk;). Dalej było już tylko więcej, częściej i bardziej spartańsko. I takie podróże pokochałam najbardziej. W nieznane, bez przewodnika, bez internetowych sugestii i odwiedzania topowych miejsc. Osobiście, dzięki podróżowaniu pozyskałam bardzo cenne umiejętności, swobodę komunikacji, stałam się bardziej przebojowa, a przede wszystkim samodzielna. Od czasów Barcelony, w każdej nowej pracy stawiałam sobie jeden cel-zarobić na kolejną podróż. Nie mówiąc już o szerszym spojrzeniu na świat, które się we mnie ukształtowało. Podróż na pewno zmienia i czyni nas dojrzałymi, ale w taki sposób, że nie przejmujemy się pierdołami. Tak myślę.?

  • Ciekawy głos w dyskusji! Kiedyś wyznawałem całkiem ślepo zasadę, że podróże kształcą. Z czasem, spotykając, w podróży właśnie, ludzi od typów absolutnie niesamowitych po typów absolutnie okropnych, zrozumiałem, że ludzie często wyjeżdżają z jakimiś swoimi projekcjami na temat miejsca. Jadą i utwierdzają się w swojej tezie wywiezionej z kraju. Jeszcze jest typ, który jedzie i nie wynosi z tego absolutnie nic: „Jezu, jak w tej Kambodży jest biednie, dzieci takie chude i krowy też!” Dyktatura Khmerów? Wyzysk ekonomiczny dzieci? Nie słyszeli. Podróże otwierają ludzi, którzy chcą się otworzyć i kształcą ludzi, którzy chcą się kształcić. Co do otwartości, taki komentarz jeszcze, masz sporo racji. Ja raczej bywałem osobą zamkniętą, która wolała z boku obserwować. Czasami przydaje się pomoc drugiej osoby, w moim przypadku żony, która może i o podróżach nie pisze, ale otwiera serca spotykanych ludzi i nawiązuje znajomości, które potem utrzymujemy przez lata. Z czasem nawet introwertyk nauczy się, że warto się czasami otworzyć na drugiego człowieka. Dobry tekst Bartek!

  • Podróże uczą, kształtują i zmieniają człowieka. Nie wiem, co bym dzisiaj robił, gdybym parę lat temu trochę na głupa, trochę z chęci zmiany kupiłem bilet kolejowy na drugi koniec Polski i sam się udałem w nowe miejsce, aby coś zwiedzić, zobaczyć, sprawdzić siebie. Wcześniej bywało to zawsze z kimś, a od wtedy chciałem sam zaryzykować. I tak ruszyła machina. W kazdy weekend na studiach gdzieś uciekałem, chciałem poznawać nowe zakamarki kraju, a potem i zagranicy. Stałem się przez to bardziej otwarty, okropne asekuranctwo i wstyd przed zrobieniem czegoś dla siebie – zamieniło się w rozsądek i stawianie sobie wyzwań. Fajne to takie studenckie życie na walizkach, choc męczy, choć trudzi, to daję niesamowitą satysfakcję, gdy się spojrzy wstecz na to, co się własnymi rękoma (i przy pomocy Tego na Górze jeszcze) dokonało 🙂

  • Ewa-Maria pisze:

    Kurcze, właśnie ubolewam nad moim uzależnieniem od włóczęgostwa, bo nigdzie się nie ruszyłam przez ostatnich 6 miesięcy. I już mnie ciągnie – byle dalej, byle na długo, najlepiej stopem, odwiedzając wszystkich podobnie myślących ludzi. Dla mnie jedną z najważniejszych zmian jakie wniosły do mojego życia podróże, jest znalezienie mojego życiowego celu, marzenia największego z największych i masy inspiracji. Z drugiej strony gdyby nie 4 lata na walizce, pewnie ślęczałabym nad książkami, na studiach, których nie lubię, marudząc jak reszta, ciągle będąc dzieckiem na rondelku, zakompleksionym i totalnie nieśmiałym. Podróże kształcą osobowość, sprawiają, że życie staje się bogatsze i przede wszystkim… są dobrą alternatywą!

Miejsce na Twój komentarz

*