Skip to main content
search
0

Ultima Thule. Kraniec świata. Wyspa, za którą nie ma już nic. Odległa, samodzielna, magiczna. Gdy myślę o niej w głowie pojawiają mi się słowa tajemnica, dzikość, przyroda, wulkany, gejzery, wodospady, elfy, przestrzeń, woda, moc, Ziemia, żywioły. Islandia…

Najbardziej niedostępny i najmłodszy geologicznie kawałek Europy. Położona na „plamie gorąca” wyspa czerpie swoją moc z głębin ziemskiego płaszcza. Tam, kilkaset km pod powierzchnią, pod wpływem anormalnie wysokiej temperatury tworzą się ogniska magmy z przetopionej skorupy ziemskiej i wędrują w górę aby dawać ludziom energię i ciepło, ale także przerażenie i zniszczenie. Znajduje się na granicy dwóch płyt tektonicznych, euroazjatyckiej i północnoamerykańskiej, z której pierwsza przemieszcza się w lewo, a druga w prawo, co roku rozrywana o jeden, dwa centymetry. Na obszarze wyspy występuje ponad 100 wulkanów, a 12% powierzchni pokrywają lodowce i jest najbardziej zasobnym w wodę państwem na świecie. Ogień, lód i woda. Chyba, o żadnej innej wyspie na kuli ziemskiej nie można powiedzieć, że ma taką moc. Islandia żyje.

Ultima Thule. Zawsze istniała w czołówce miejsc gdzie chciałem pojechać, ale okoliczności oddalały tę perspektywę na dalszy czas. Tym razem także o tym, że jedziemy z Bartkiem na Islandię, zadecydował przypadek.

W przypływie zimowego przygnębienia, w lutym, zrodziło się we mnie pragnienie znalezienia się na odludnej, gorącej wyspie, gdzieś na Pacyfiku. A żeby to marzenie od lat leżące w mentalnej poczekalni w mojej głowie nie zdążyło tam wrócić kiedy nabrało większej mocy, wziąłem się za przeszukiwanie Sieci pod kątem tanich lotów na koniec świata. Po raz kolejny okazało się, że wystarczy naprawdę „chcieć”, a okoliczności dostosują się do ciebie. Bardzo szybko znalazłem lot przez Arabię Saudyjską, Australię i Nową Zeladię na wyspę Rarotonga (Wyspy Cooka) za nieco ponad 3000 zł (w dwie strony). Kwota niemała, ale za lot na koniec świata? Poza tym, Rarotonga to wyspa, która odzwierciedla wszelkie moje pragnienia dotyczące tego marzenia. Istny raj. Zresztą zobaczcie sami:

Im więcej czytałem o wyspie tym bardziej chciałem tam polecieć. Znalazłem odpowiadający mi termin i opcję, żeby dwa tygodnie spędzić na Rarotondze, a dwa w Nowej Zelandii, cena podskoczyła do 4 tys. zł, ale nadal w porównaniu do regularnych cen, była to bardzo niska kwota. Obdzwoniłem znajomych, ale świadomość ceny i wyrwania miesiąca na przełomie maja i czerwca sprawiła, że nikt nie skusił się na moją propozycję, a ja potrzebowałem szybkiej decyzji. Postanowiłem, że lecę sam.

Zebrałem fundusze i zabrałem się do wypełniania internetowych formularzy w celu kupienia biletów. Z każdą kolejną wypełnioną rubryką poziom adrenaliny w moim organizmie wzrastał, aby osiągnąć kulminacyjny moment kiedy do zakończeni transakcji pozostało jedno kliknięcie na przycisk „Zapłać”. Uwielbiam ten moment, to podniecenie, poczucie podejmowanego ryzyka, świadomość, że jeden mały ruch palca sprawi, że za dwa miesiące będę po drugiej stronie świata na Pacyfiku. Kliknąłem…

…i nic. Na stronie wyskoczył błąd. Momentalnie podniecenie opadło i pojawiło się skupienie, mające pomóc naprawić błąd. Poprawiłem limity na karcie debetowej, jeszcze raz wypełniłem formularz i zastanawiając się po raz kolejny czy chcę to zrobić, kliknąłem „Zapłać”.

Znowu ten sam błąd. Drugi raz euforia zamieniła się w rozczarowanie, a zaraz potem w bunt i chęć kupienia biletów mimo wszystko. Trzecia próba przyniosła ten sam skutek, a po czwartek na ekranie pojawiła się informacja, że nie posiadam na koncie wystarczającej ilości środków na zakup biletów. Złość. Wszedłem na stronę banku i okazało się, że mam zablokowane na karcie 4 tys. zł, a biletów nie ma. Zacząłem szperać w regulaminach licząc na to, że jednak mam te bilety, skoro pociągnęło mi kasę. Pomyślałem, że być może muszę poczekać jakiś czas. Niestety po 2 dniach nadal nic się nie zmieniło, ani biletów, ani pieniędzy nie miałem. Zadzwoniłem do centrum wsparcia amerykańskiej firmy, która obsługiwała ten system transakcyjny i otrzymałem informację, że biletów nie mam i mieć nie będę, a pieniądze do mnie wrócą za jakiś czas. Wróciły dwa tygodnie później.

Islandia. autor Patrick Eozenou on flickr

Jest takie angielskie powiedzenie: „Nigdy nie siłuj się ze świnią. Oboje się ubrudzicie, ale świnia to lubi”. W pełni się z nim zgadzam. W międzyczasie nie wiedząc czy dostanę zwrot pieniędzy nie chciałem kupować drugich biletów, a po paru dniach po promocyjnych cenach nie było już śladu. Uznałem, że widocznie Rarotonga musi jeszcze na mnie poczekać.

Ale rozbudzona podróżnicza dusza, nie chciała się uciszyć, nadal przeszukiwała Internet i znowu bardzo szybko znalazła coś pięknego. Majowe loty do Islandii za 360 zł w dwie strony. Co prawda z Anglii, ale tam z tanimi lotami problemów większych nie ma. Długo się nie zastanawiałem. Wykręciłem do Bartka i podobnie jak w przypadku lotów do Indii czy Maroka zapytałem: Są zarąbiste bilety na Islandię. Lecisz? – Lecę. – No to nara. Koniec rozmowy, pyk, pyk, pyk i bilety były kupione.

Chciałem znaleźć się na wyspie na końcu świata i ostatecznie się na niej znajdę. Dopiero niedawno, kiedy kupione bilety zdążyły się już uleżeć, a myśl o Rarotonga wrócić do mentalnej poczekalni marzeń, odkryłem, że przez wieki (i przez wielu ludzi także obecnie) Islandia nazywana jest Ultima Thule, kraniec świata, ostatni ląd, najdalsza wyspa. A biorąc pod uwagę, że Ziemia jest okrągła i to jak wygląda Islandia, całkiem możliwe, że będzie to właśnie tam. I nie mogę się już doczekać, kiedy się o tym przekonam.

autor Niklas Sjöblom on flickr

Lecimy na Islandię. Plecak, treki, namiot, mapa, dzicz, wulkany, gejzery. Nie wiemy czym będziemy się przemieszczać. Może oswoimy dzikie konie (opcjonalnie renifery), może znajdziemy jakiś opuszczony samochód terenowy na chodzie z kluczykami w stacyjce. Chcemy odciąć się na ten czas od cywilizacji, odkryć nieodkryte, pogawędzić z elfami, wspiąć się na kilka wulkanów, usmażyć polską kiełbasę nad lawą z głębi ziemi, wykąpać się w gorących źródłach, zjechać na tyłkach z lodowca i nocować w jaskiniach ukrytych za wodospadami. Jedziemy na Islandię. W poszukiwaniu Ultima Thule…

[fb-like]
Patryk Świątek

Autor Patryk Świątek

Lewa półkula mózgu. Analizuje, roztrząsa, prześwietla. Oddany multimediom i opisywaniu przygód. Laureat konkursów fotograficznych. Autor reportaży, lider stowarzyszenia "Łanowa.", założyciel "Ministerstwa podróży". Nie może żyć bez pizzy.

Więcej tekstów autora Patryk Świątek

Dołącz do dyskusji! 16 komentarzy

Miejsce na Twój komentarz

*